Czułam, jak moja twarz zaczyna palić się ze wstydu. Nie chciałam nawet próbować sobie wyobrazić tego, jaka w tej chwili musiała być czerwona. Zamiast tego zmusiłam swoje nogi do postawienia kilku kroków w stronę wskazywanego przez Neuvillette'a krzesła.
Mężczyzna roztaczał wokół siebie tak potężną aurę, że odniosłam wrażenie, jakby w sali zabrakło powietrza. Z bliska był jeszcze przystojniejszy, niż gdy siedział w oddali w Operze Epiclese, gdzie do tej pory dane mi go było oglądać. Chociaż nie. Słowo "przystojny" nawet w połowie nie oddawało tego jak wyglądał. Był majestatyczny. Imponujący. Dostojny. Jak rzeźba z marmuru o delikatnych rysach twarzy i szpiczastych uszach. Piękno promieniowało od niego tak mocno, że gdybym długo przebywała w jego obecności, z pewnością dałabym radę się opalić.
Jedna rzecz w jego wyglądzie rzucała się jednak w oczy najbardziej. Powieki zdawały się opadać wbrew jego woli, jakby były zrobione z ołowiu. Jego spojrzenie, wciąż wbite we mnie, zdradzało towarzyszące mu zmęczenie, może nawet wyczerpanie. Wszyscy mieszkańcy Fontaine wiedzieli, że praca jest dla niego całym życiem. Czy nastał wreszcie czas, w którym osiągnął granicę swoich psychicznych i fizycznych możliwości?
To on jako pierwszy odwrócił wzrok, siadając na swoim fotelu. Pewnie przyglądałam mu się zbyt długo i intensywnie, wprawiając go w zakłopotanie. Wbiłam spojrzenie w podłogę, siadając naprzeciw niego.
-Moja asystentka poinformowała mnie, że twoja sprawa jest bardzo pilna. Czy ów kryzys na rynku florystycznym został spowodowany przez szkodniki? Zarówno pani Furina, jak i pozostali mieszkańcy bardzo cenią sobie odpowiednie przystrojenie miasta oraz Opery Epiclese, dlatego w moim interesie jest jak najszybsze podjęcie kroków w celu rozwiązania tego problemu.
-Ja...- gula w gardle utrudniała mi wydobycie z siebie słów.- Dziękuję za przyjęcie mnie, monsieur...
-Mamy jeszcze 9 minut, których nie mogę przedłużyć- odruchowo spojrzał na stos dokumentów wysokości kieliszka wina.- Dlatego proszę, abyś postarała się streścić problem jak najszybciej.
Węzeł w moim brzuchu zacisnął się jeszcze mocniej. Po co, do jasnej cholery, ja tu w ogóle przyszłam? Zajmuję jego cenny czas przez jakąś bzdurną opowiastkę, która nie ma żadnego dowodu na posiadanie w sobie choćby odrobiny prawdy.
-Bardzo przepraszam- wydusiłam z siebie.- Ja po prostu pomyślałam, że może... Właściwie to sama nie wiem, co dokładnie pomyślałam, jeżeli mam być szczera.
-Przejdźmy proszę do sedna. Tak jak mówiłem...
-Wydawało mi się- weszłam mu w słowo, co zaskoczyło nawet mnie samą.- Że musisz dźwigać ostatnio bardzo dużo na swoich barkach, monsieur. Że jest ci bardzo ciężko.
Mężczyzna zmarszczył lekko brwi i otworzył usta, ale zaraz potem je zamknął. Moja bezpośredniość zaskoczyła go na tyle, że przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Zanim jednak zdążył sformułować odpowiedź, wypaliłam:
-Ostatnio bardzo dużo pada. Właściwie to od tygodni. Bez przerwy.
W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza, a echo moich słów dzwoniło mi w uszach. Miałam wrażenie, że minęły całe wieki, zanim usłyszałam jak mówi:
-Przepraszam, ale chyba nie do końca rozumiem, do czego zmierzasz.
-Pomyślałam, że może to dlatego, że jesteś... Smutny. Znaczy, jest monsieur, smutny.
Odważyłam się na niego spojrzeć i był to ogromny błąd. Patrzył się na mnie jakbym co najmniej poprosiła go o rozebranie do naga, wysmarowanie masłem i ślizganie po ulicach miasta. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wyskoczyć przez okno. Utonąć w kanałach pod miastem. Cokolwiek, byle by już nie siedzieć dwa metry przed nim.
CZYTASZ
Łuski mokre od łez
FanficW Fontaine deszcz nie przestaje padać od kilku tygodni. Czy znajdzie się ktoś, kto wpadnie na pomysł, jak powstrzymać tę nawałnicę łez?