Gojo Satoru od zawsze był bezczelny nie zważając na to z kim ma do czynienia. Zdawało się, że był miły tylko dla młodszych kolegów z pierwszych klas, którzy ubóstwiali kapitana drużyny koszykarskiej w ich szkole. Jednak tym razem Satoru naprawdę przesadził i zdawał sobie z tego sprawę, jednak nie przyznałby tego na głos. Nie powinien kłócić się z panią profesor od chemii w sprawie treningu w środku lekcji. Poprosił, a raczej zażądał zwolnienia z zajęć osób, które należały do drużyny, aby w tym czasie odbyć dodatkowy trening. Jak się okazało nazwanie pani Ketllys wredną czarownicą nie należało do najmądrzejszych czynów. Może faktycznie Satoru wywalczył dodatkowy trening z dedykacją dla nowych kolegów, ale teraz sam siedział w kozie i omijał ten popołudniowy.
Był głodny, zmęczony i bolały go oczy. Świetlówki w białej sali go drażniły, szczególnie ta jedna, którą ciągle mrugała, a dźwiękiem przypominała odbijającego się od ścian owada. Nie było tu nawet okien z wyjątkiem jednego na korytarz szkolny, przez które Gojo wyglądał i patrzył na roześmianych uczniów, jedzących obiad na przestrzeni w szkole, którą potocznie nazywano forum. Walnął głową w pomazaną ławkę i westchnął głośno. Chciał już iść do domu, a przez irytację i wściekłość, które wciąż czuł czas ciągnął się w nieskończoność. Miał wrażenie że minęły już te trzy godziny, jednak po spojrzeniu na zegar godzina wskazywała dopiero piętnastą.
Nagle drzwi od sali otworzyły się. Satoru uniósł wzrok z zaciekawieniem, patrząc na nowego skazańca. W progu stanął jego najlepszy przyjaciel Geto ubrany w krótkie spodenki i luźną koszulkę z numerem szóstym na plecach. Spojrzał na woźnego, który kiwnął mu głową, lekko się do niego uśmiechając.
Suguru znalazł spojrzeniem przyjaciela i uśmiechnął się, jak prawdziwy anioł mrużąc przy tym oczy.- Satoru, już czas. Zasiedziałeś się. - powiedział bardzo przyjemnym tonem i oplótł spojrzeniem siwowłosego, który wręcz spływał z za niskiego krzesła.
Siwowłosy zmarszczył brwi i spojrzał niezrozumiale na przyjaciela. Był pewien, że dostał odsiadkę do siedemnastej, a nie piętnastej. Bez większego namysłu wziął swoje rzeczy i wręcz zerwał się z krzesła podbiegając do Suguru.
- Do widzenia! - wrzasnął i wypchnął czarnowłosego z sali, zamykając szybko za sobą drzwi. Spojrzał na rozbawionego czarnowłosego i uśmiechnął się do niego, pokazując przy tym swoje zęby. - Nie wiem co zrobiłeś, ale wiszę ci piwo.
Suguru roześmiał się i złapał Gojo za rękaw. Zaczął ciągnąć go w stronę schodów i kontynuował. - Ma się swoje sposoby. Nanami wcisnął dozorcy pół litra pod fartuch. Pomysł był mój, ale tylko on miał jaja żeby się tego podjąć.
- Nasz grzeczniutki Nanami? Nie wierzę! - parsknął śmiechem. Z radości zbiegł schodami, a na ostatnim schodku, aż podskoczył. Cała energia wróciła w przeciągu chwili.
- Ja też. - zaśmiał się. - Będziesz musiał mu ładnie podziękować. Ratuje nam tyłek przed ważnym meczem. Świeżaków jest dużo, a nasz kapitan jeszcze nie ćwiczył z nimi nowych zagrywek. - dogryzł, przez co Satoru poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach.
- Ej! To wy chcieliście mnie na kapitana! Możecie sobie zmienić, jeżeli nie pasuje! - burknął, jak dziecko i skrzyżował ręce na piersi, robiąc obrażoną minę. - Będziesz godnym następcą, Suguru.
- W tej kwestii nic się nie zmieniło. - wywrócił oczami. - Nie zachowuj się, jak rozkapryszony bachor, tylko rusz tyłek i idź poprowadzić nasz trening. Ledwo dałem radę cię zastąpić na poprzednim.
- To wszystko przez tę szmatę od chemii. - poprawił okulary na nosie. - Stara rura myśli, że jej przedmiot jest najważniejszy na świecie, a każdy chce tylko zdać to gówno i mieć z głowy. - warknął wściekłe. Oboje zaczęli iść w stronę hali sportowej. - No i nie zachowuję się, jak bachor!
CZYTASZ
Lollies, Voddie, Vibe and Sex || Satosugu
FanficSatoru Gojo to chłopak z bogatej i sławnej rodziny, który przez wychowanie, oraz relacje z rodzicami nie ma żadnych granic. To pewny siebie kapitan drużyny koszykarskiej, który przez swoje umiejętności i urodę ma liczne grono fanek we wszystkich szk...