I

264 50 78
                                    

- To, że Beomgyu do mnie leci z każdą pierdołą, jest już raczej normalne. - Kai stał w drzwiach swojego mieszkania w luźnej koszulce i bokserkach. - Ale co ty tu robisz?

Miał rozczochrane włosy i pogniecione ubrania. Poza tym jego oczy były delikatnie podkrążone i lekko zmrużone, a twarz opuchnięta. Ewidentnie dopiero wstał. Yeonjunowi zrobiło się głupio.

Rzeczywiście było wcześnie. To znaczy, on nie spał już od jakiegoś czasu. Obudził się z samego rana, przygnieciony przez Beomgyu i w końcu zrozumiał, co młodszy miał na myśli, za każdym razem, kiedy mówił mu, że go „dusi". Bo to, jak się poczuł, bardziej przypominało zapadanie się płuc, niż przytulasa od kochającego chłopaka. Próbował go z siebie zsunąć, najdelikatniej jak tylko umiał, ale wtedy Beomgyu się uaktywnił i kopnął go kolanem w żebro. Yeonjun chciał płakać. A kiedy spojrzał na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić godzinę i zobaczył datę dwudziesty pierwszy grudnia, o mało co nie zaczął krzyczeć.

Za trzy dni miała być Wigilia, a on jeszcze nie wymyślił dla niego prezentu.

Mieli na te święta pojechać do mamy Beomgyu, bo część jego rodziny się zjeżdżała i podobno wszyscy nie mogli się doczekać, aż go poznają. Przynajmniej tak mu powiedział. Yeonjun wiedział, że jego brat za nim nie przepada i co prawda już nie chcieli się wzajemnie udusić, ale wciąż nie było między nimi najlepiej. Dlatego się stresował. A teraz doszedł do tego jeszcze fakt, że przecież nie ma nic dla Beomgyu.

Całe szczęście, resztę prezentów kupowali wspólnie, a młodszy prawie wszystko zdążył załatwić podczas tych super promocji w listopadzie. Musieli tylko dokupić słodycze dla dzieciaków i orzechy w czekoladzie, które mama Beomgyu podobno uwielbiała. Yeonjun podejrzewał, że to była tylko wymówka, a tak naprawdę jego chłopak sam się nimi zaopiekuje, ale wolał tego nie komentować. Między innymi dlatego jeszcze nie kupili nic słodkiego. Beomgyu po prostu musiał je od razu zapakować, bo inaczej sam by wszystko zjadł. A istniało prawdopodobieństwo, że od listopada zdążyłyby się popsuć.

Yeonjun mógłby mu kupić te orzechy, ale przecież to nie może być cały jego prezent!

- Kai, musisz mi pomóc. - Yeonjun niemal sam wprosił się do jego mieszkania, zdejmując od razu płaszcz i odwieszając go na wieszak. Był tutaj już parę razy, dlatego czuł się stosunkowo swobodnie i wiedział mniej-więcej co, gdzie i jak.

- Zdążyłem się domyślić. - Kai zamknął drzwi i skierował się do kuchni. Yeonjun poszedł za nim.

Młodszy sprawnie przygotował im po kawie, która była wyjątkowo wymyślna. Nawet użył bitej śmietany i jakiejś korzennej przyprawy. Yeonjun czasem zapominał, że Kai pracuje w kawiarni, bo za każdym razem, kiedy pił coś przez niego przygotowanego, to był w niemałym szoku.

Od razu potem przenieśli się do salonu, a młodszy przy okazji zrobił sobie tosta z dżemem. Yeonjun dopiero wtedy się zorientował, że też nie jadł jeszcze śniadania. Ale przecież teraz nie było na to czasu. Miał poważniejsze rzeczy na głowie. Jedzenie mogło poczekać.

- Dobra, o co chodzi? - Kai wziął gryza kanapki, po czym spojrzał na niego wyczekująco.

- Zaraz święta.

- No tak, za trzy dni? - blondyn uniósł jedną brew. - Pamiętaj, że dwudziestego siódmego widzimy się u mnie.

Yeonjun wtedy podniósł się i zaczął chodzić w kółko. Kai się na niego patrzył, wciąż jedząc tosta.

- Tak, pamiętam. - starał się mówić najspokojniej, jak tylko mógł. - Doskonale pamiętam. Ale zapomniałem w ciągu ostatnich paru dni sprawdzać dokładną datę.

My Only Wish || yeongyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz