Miasto Duchów

365 219 165
                                    

─ Uważaj jak jeździsz, baranie! ─ wydarłam się na kierowcę czarnej taksówki, który niemal potrącił mnie na Silver Street.

Jak zwykle do pokonania tej ulicy nie używałam przejścia dla pieszych, ale i tak mógł uważać.

Przemierzałam tę drogę już od ponad roku. Wybór Uniwersytetu w Cambridge podyktowała Gwen, gdyż studiował tam jej chłopak. Rhogan obecnie był na ostatnim roku muzyki i śpiewał w zespole rockowym, całkiem zresztą popularnym wśród gawiedzi. Na początku nie byłam przekonana do pomysłu mojej przyjaciółki z dzieciństwa, ale już po pierwszej wizycie w mieście kompletnie zmieniłam zdanie.

Nasze wynajęte mieszkanie mieściło się na parterze kamienicy wykonanej z cegieł i po prostu zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Jasne oraz utrzymane w chłodnych kolorach z nutą zieleni, idealnie wpasowało się w mój gust. Miałyśmy do dyspozycji dwie sypialnie i przydzielone do nich łazienki, spory salon z kominkiem, co wprost uwielbiałam, oraz kuchnię.

No i najlepsza część.

Od frontu nasz dom nie robił spektakularnego wrażenia, ale z tyłu posiadał małe patio. Wyłożone dużymi kamieniami, zadaszone drewnianą pergolą, po której wspinał się bluszcz, otoczone różnymi iglakami w terakotowych donicach i wyposażone w komplet wypoczynkowy oraz huśtawkę. Spędzałam tam każdy cieplejszy wieczór.

Jesienny semestr na uniwerku ledwo się zaczął, a ja już miałam dość i po raz kolejny wyrzucałam sobie wybór kierunku. Kto normalny studiował farmakologię? Pierwszy rok był piekłem na ziemi z taką ilością zajęć z chemii i biologii, że pod jego koniec czułam się wypruta ze wszystkiego, co się nie wiązało z tymi przedmiotami. Narazie nie zapowiadało się, że na drugim będzie lepiej. Wiedziałam, że Cambridge będzie wymagające, ale nie spodziewałam się ogromu nauki, jaki na mnie spadł. Do tego od tygodnia wszyscy mówili tylko o jednym - halloweenowa impreza w klubie Fez.

To głupie święto w tym roku przypadało w sobotę, więc zlezie się tam pewnie masa żądnych zabawy aż do zgonu, pilnych studentów z każdego kolegium. Na szczęście nasza paczka rozsądniej podeszła do tematu i już wcześniej zarezerwowaliśmy stolik w The Eagle.

Już od połowy października na każdym kroku biły po oczach dynie, nietoperze, pajęczyny, czaszki i inne pierdoły. Dosłownie każda witryna sklepu, kawiarenka, a nawet pieprzone latarnie uliczne, ociekały pomarańczem, czernią i zielenią. Cambridge było pięknym, zabytkowym miastem i moim zdaniem te kiczowate dekoracje po prostu je szpeciły. Gwen uwielbiała takie duperele i już od rana witała przychodzące po cukierki dzieciaki w spiczastym kapeluszu wiedźmy.

Na tę wybitną okoliczność w postaci święta duchów przyjdą do nas wszyscy znajomi, dlatego właśnie zaiwaniałam teraz z ogromnymi siatami pełnymi zakupów. Miałam tylko nadzieję, że te leniwe buły o przeciwnej płci, z którymi mieszkałam, ruszyły swoje zacne dupska i choć ogarnęły sprzątanie. Od domu dzieliło mnie jeszcze tylko kilkanaście kroków, ale oczami wyobraźni już widziałam siebie, rozwaloną z kakao na naszej arcy wygodnej kanapie.

Dotarłam w końcu do drzwi z kołatką w kształcie głowy lwa, z której zwisała trupia główka. Pomysł rudej, nie mój, ale akurat ta ozdoba przynajmniej była zabawna. Niestety nie odwiodłam przyjaciółki od namalowania pajęczyn na oknach, co niemiłosiernie mnie denerwowało, ale obiecała, że sama je potem będzie szorować.

Postawiłam część zakupów na wąskim chodniku i wygrzebałam z torebki klucze. Trochę to trwało, bo przecież nigdy nie było ich tam, gdzie być powinny. Wreszcie udało mi się otworzyć wszystkie trzy zamki, nacisnęłam klamkę, sięgnęłam po siaty i otworzyłam, pomagając sobie barkiem.

Nigdy, ale to przenigdy, nie używam w tym celu butów. Kocham je wszystkie, a te, które miałam aktualnie na sobie, stały dumnie na samym szczycie mojej listy. Były po prostu idealne. Na niewielkim obcasie, czarne, sznurowane i wysokie za kolano.

Miasto Duchów (One-Shot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz