Wesoły od razu po wyjściu z siedziby Gestapo, udał się na miejsce spotkania z przyjaciółmi z Szarych Szeregów. Miał on przekazać informacje, na temat harcerzy przetrzymywanych w gabinecie Tajnej Niemieckiej Policji. Chłopak sam jednak nie wiedział, czy będzie w stanie się wysłowić, po tym, co dopiero zobaczył.
Po dłuższej chwili, blondyn dotarł do malutkiej kawiarenki, w której mieli się spotkać. Jego włosy były rozrzucone i potargane przez wiatr. Na jego niewinnej twarzy pojawił się rumieniec, wywołany na skutek biegu, który odbył w drodze do kawiarenki. Usiadł przy stoliku, na przeciwko Zośki i Alka, próbując zebrać w jedno, to co ma powiedzieć. Wziął kilka głębokich wdechów, po czym spotkał się z wyczekującym wzrokiem harcerzy.
- Rudy i Liska znajdują się, na razie, w biurze głównego dowodzącego. Torturują ich... - chłopak próbował powstrzymać natłok emocji, który przytłaczał jego umysł. Przełknął ślinę i kontynuował. - Nie wiem ile czasu im zostało. Obstawiam, że kilka dni.
- Słyszałeś może coś jeszcze? - zapytał Alek.
Wesoły zamyślił się na chwilkę. W jego głowie, przewijały się obrazy torturowanych przyjaciół oraz rozmowy niemieckich oficerów. Po kilku minutach dodał:
- Kilkoro oficerów, rozmawiało o "nowych więźniach". Przeważnie się z nich nabijali, ale...
- Ale co? - rzucił zdenerwowany Zośka.
- Istnieje możliwość przeniesienia ich do obozu. Mówili, że prawdopodobnie pierwsza pojedzie dziewczyna, jeśli nie puści pary.
- No dobrze.. A co z Rudym? - niebieskie oczy Alka wywiercały dziurę w duszy Wesołego. Napięcie, jakie rosło pomiędzy nimi, mogło by rozbić szkło. Ludzie przechodzący obok ich stolika, zdawali się nie interesować tym, o czym rozmawiają. No bo, co może być dziwnego w dwóch młodych mężczyznach, wpatrujących się w trzeciego jakby zaraz mieli wstać, i wydusić z niego siłą informacje, które ich interesują.
- On... On prawdopodobnie zostanie na dłużej w siedzibie. Chyba że... - słowa utkwiły w gardle blondyna. Wyczekujące wejrzenia harcerzy zmusiły go do dokończenia zdania. - Chyba że Liska nie przeżyje tortur. Wtedy i ona, i on są bezużyteczni, i wyślą Rudego do obozu.
To był znak dla Macieja i Tadeusza, iż muszą działać. Czasu mieli niewiele, jeśli w ogóle go mieli. Wiedzieli, że nie mogli liczyć na pomoc AK, przez co sytuacja wydawała się jeszcze bardziej patowa. Obydwoje wstali jak oparzeni ze swoich krzeseł i wyszli z kawiarenki. Poczuli na swoich barkach presję czasu. Każda stracona minuta, działała jak rozżarzone widły na ich skórze. Nie ważne było w tym momencie, czy zostaną złapani i rozstrzelani na środku chodnika, lub czy dobrze rozwiesili prowokacyjne plakaciki. Teraz, ich jedynym priorytetem jest odbicie przyjaciół z rąk Gestapo, w jak najkrótszym czasie, bez żadnych uszczerbków.
Moment, w którym czekali by reszta drużyny harcerskiej zebrała się w umówionym miejscu, wprawiła młodych mężczyzn w jeszcze większy niepokój. Nadzieja, która tliła się na dole ich serc, gasła z każdą minutą oczekiwań. W akcie desperacji, Zośka był gotowy chwycić bagnet i odbić przyjaciół sam, bez zbędnego - według niego - czekania. Kiedy tylko wszyscy harcerze się zebrali, rozpoczęło się wielkie spotkanie. Młodzi mężczyźni, ze zwykłych sprawców Akcji Dywersyjnych, zmienili się w wielkich strategów wojennych, walczących o dobro organizacji i przyjaciół. Nikt nigdy nie widział tak zwartych i gotowych do działania młodych ludzi, których nic w tamtym momencie nie podzieliło. Przyświecał im jeden cel. I byli gotowi poświęcić życie, by go zrealizować.
Po wielu godzinach główkowania, rozpisywania planu przecznic oraz obliczania czasu i odległości, plan był gotowy. Ba! Nie tyle co był gotowy, był perfekcyjny w każdej swojej postaci. Tak przynajmniej im się wydawało.
**********
Godziny tortur trwały jak wieczność dla Rudego i Liski. Tym bardziej jak jedno traciło przytomność, a drugie musiało odpowiadać wciąż na te same pytania. Oczywiście, odpowiedzi którymi operowali młodzi harcerze nie dawały tak wielkiej satysfakcji dla SS jak przypuszczali. Jednakże, coś się zmieniło. Na korytarzach i w biurach zapadła cisza. Zero krzyków, odgłosów szarpaniny bądź strzałów. Czegoś brakowało. Wydawałoby się, że szkopom znudziło się bicie więźniów i wykorzystanie ich w jeden bądź drugi sposób, za każdą nieprawidłową odpowiedź. Niemieccy generałowie zdawali się być... mniej zwyrodniali. Oficerowie nie stali nad nimi, nie pluli na nich, nie zaciągnęli ich siłą do biura, wręcz przeciwnie. Położyli ich ciała na noszach i przenieśli do piwnic, gdzie znajdował się prowizoryczny areszt. Tam, medyk opatrzył ich większe rany i zostawił. Moment, w którym obydwoje mogli ze sobą rozmawiać, był jak zbawienie.
Ujrzawszy w celi znajomą twarz, w oczach Apoloni pojawiły się łzy. Janek żył. Żył i jej nie zostawił. Po chwili jej twarz spoważniała, rozumiejąc w jakiej są sytuacji.
- Janek...- zaczęła słabym głosem.
- Wiem. Ale nie martw się. Wydostaniemy się stąd. - odpowiedział jej pewny chłopak.
- Nie o to mi chodzi. - powiedziała, kierując swój wzrok na mężczyznę leżącego w kącie.
Ojciec Rudego, nie wyglądał tak, jak przez aresztowaniem. Zmarniał, jak jego syn i jego przyjaciółka. Podkrążone i opuchnięte oczy, to tylko część jego obrażeń. Starszy mężczyzna spojrzał na dwójkę młodych i westchnął zdenerwowany.
- Nawet nie wiecie, w jak okropnej sytuacji się teraz znajdujecie. - mruknął. Jednakże, jedyne z czym się spotkał, to z mętnym, pytającym spojrzeniem dwójki. - Niemcy wrzucają tutaj więźniów, którzy mają zostać przewiezieni do obozów, lub rozstrzelani w Palmirach.
Zanim mogli w jakikolwiek sposób zareagować, ktoś wszedł gwałtownie do ich celi. Niemieccy oficerowie obrzucili wzrokiem trójkę i wskazał palcem. Atmosfera zgęstniała. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Krzyk rozstających się gwałtownie kochanków, rozdarł ciszę w areszcie. Jęki bólu, odgłosy szarpaniny bądź krzyki w języku znienawidzonym przez więźniów, był tylko dodatkiem do całego zamieszania.
Nim ktokolwiek się obejrzał, w celi został nieprzytomny Rudy, z na nowo zadanymi ranami oraz Ojcem klejącym przed nim i ocierającym jego słone łzy. Rudowłosa, ogłuszona przez żołnierzy, leżała bezwładnie w ciężarówce, przewożącej więźniów. Resztkami sił, dziewczyna ujrzała jej przyjaciela, Zośkę, patrzącego ze zdruzgotanym wzrokiem na nią. Chcieli ich uratować. Chcieli ją uratować. Apolonia wyczytała z oczu przyjaciela wiadomość, która doprowadziła ją do utraty przytomności. Było już za późno. Odwołali akcję.
Cóż za emocje, nieprawdaż?
Oto mamy kolejny rozdział. Kolejny rozdział, zbliżający się do końca naszej historii.
Lecz teraz nie o mojej historii.
Rozdział ten pojawił się dziś, by uczcić pamięć naszych bohaterów, którzy walczyli za nasz naród. To właśnie dzięki nim, Polska jest niepodległa.
Tak, moi drodzy, dziś, obchodzimy 105 rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę.
Mam nadzieję, że ten rozdział nie odbiega od waszych standardów, mimo, iż jest trochę krótszy.
Do zobaczenia, kiedyś tam.
Arabella.
CZYTASZ
Co by było gdyby... [KONTYNUACJA]
FanfictionPierwotny autor i pomysłodawca: @CzajnikMorderca Autor kontynuacji: @_twojstarypodstolem_ Trwa wojna, Zośka, Alek, Liska i Rudy zajmują się akcjami Małego Sabotażu, wierząc że pomogą one w wygraniu wojny. Apolonia, lub jak kto woli "Liska", zaczyna...