5 - mój szept.

92 10 50
                                    

Siedział naprzeciw mnie, uśmiechając się ponuro, obok były zwłoki, moje trofeum dla niego. Śmierdziało, ale przestało nam to przeszkadzać, gdy mijały kolejne godziny, zapach śmierci stawał się znośny.

Tykał zegar, a ja zaczynałem się nudzić.

- Widziałeś, jak krztusił się krwią?
- Spływała po krtani jak gdyby nigdy nic. W dupie miała, że przez nią właśnie się ktoś wykrwawiał. Była wolna. Uciekała od stęchłego ciała. Dałem jej wolę i odebrałem ją człowiekowi.

Nie odpowiedział, wpatrywał się we mnie zrezygnowany. Powinien być dumny, przecież chciałem być tylko bliżej niego, a on miał już za sobą morderstwa.

- Jak ty się czułeś, gdy odbierałeś istnienie Suguru? - spytałem, przekrzywiając głowę.

- Ilu ludzi zabiłeś?

Założyłem nogę na nogę i pochyliłem się w jego stronę. Był przywiązany do krzesła, aby nigdy więcej nie ośmielił mi się uciec. Należał do mnie, a ja należałem do niego.

Naszły mnie myśli, czy to wszystko nie jest ułudą. Przecież Geto byłby dumny, że zabiłem, a on patrzył na mnie ze strachem i zrezygnowaniem, dlaczego?

Poczułem silny ból głowy, jak gdyby ktoś próbował się do niej dostać. Pierwszy zawrót doprowadził mnie prawie do łez. Chciałem się roześmiać, ale uporczywy ścisk w krtani mi na to nie pozwalał.

Skuliłem się na krześle, a nogi chwyciłem tak, aby móc ułożyć na nich czoło i cicho łkać.

- Opowiem ci historię - wyszeptałem, ale on nic nie odpowiedział.

Nie spojrzałem na niego. Po prostu siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, którą zagłuszał jedynie mój żałosny płacz. Przypomniałem sobie o prawdziwym Suguru.

- Tułałem się bez celu, zawsze siadałem przy tej samej rzece i piłem najtańsze piwo - zacząłem mówić, gdy wspomnienia docierały do mnie, jak przez mgłę.

- To jakiś twój rytuał, że opowiadasz ofiarom przed ich śmiercią swoją żałosną historię?

- Żałośnie zginiesz, więc jaki problem jej wysłuchać? Łeb mnie boli, więc siedź cicho, ułatwi nam to obu egzystencję - powiedziałem, unosząc głowę, otarłem też łzy, które przestały moczyć mi twarz.

Poczułem obojętność, gdy przełknął głośno ślinę. Spojrzał na truchło obok i przymknął oczy, a ja kontynuowałem.

Opowiedziałem mu o naszym pięknym pocałunku na starym rynku, gdzie oboje chcieliśmy więcej, ale byliśmy na głupiej ławce. Szeptałem twoje imię, gdy przytaczałem dialogi i prawie wrzeszczałem, jak wspominałem, że nie miałeś dla mnie już czasu nawet w nocy, a nie tylko za dnia.

Zostawiłeś mnie tak bezlitośnie, że stałem się nikim. Byłem bez sumienia. Nie widziałem własnej przyszłości, nie powinienem istnieć.

Nie bez ciebie.

Wiele razy myślałem o tobie, gdy odzyskiwałem świadomość, ale to były tylko ułamki. Doprowadziłeś do tego, że przestałem wiedzieć, kim jestem.

Gdybym cię nie poznał, to nigdy bym nikogo nie zabił. Nadal smutno szukałabym sensu w istnieniu, ale wolę istnieć w rozpaczy.

Wolałbym stracić rozum do reszty, jeżeli taka jest cena za poznanie ciebie.

Bo nigdy nikogo tak nie kochałem.

- Tylko że ty nie jesteś nim - wyszeptałem, gdy usłyszałem, jak mężczyzna przede mną próbuje się znów wydostać.

Wróciły mu niepotrzebnie nadzieje na inny los niż śmierć.

- Przepraszam, że go przypominam, proszę, wypuść mnie, a ja zrobię wszystko, zmienię włosy, mogę pójść nawet na operację plastyczną, tylko daj mi żyć - błagał, a łzy zdobiły mu buzię. - Daj mi wrócić do osoby, którą ja kocham.

Zawahałem się przez moment. Nie uśmiechałem, nie płakałem, jakby moja twarz nie znała nagle żadnej emocji.

- Masz kogoś, kogo kochasz? - spytałem, siadając mu na kolanach, oparłem głowę o jego ramię. - Też bym chciał, aby wrócił. Czy jak cię zabiję, to ukochana ci osoba będzie taka sama jak ja?

Nie odpowiedział, zaczął się trząść, a ja nie miałem już siły na prowadzenie dalszej dyskusji. Ścisnąłem mocniej nóż i skierowałem go za jego plecy.

Zabij - tylko to odbijało się echem w mojej głowie.

Tylko że na przekór przeciąłem liny, którymi związałem mu ręce i zszedłem z jego kolan, pozbywając się też tych, które były przywiązane do kostek.

Od razu wstał, jak gdyby odzyskał wszystkie siły.

Uciekał. Wybiegł przez drzwi, nie oglądając się za siebie.

Nigdy nie byłeś Geto.

A ja już nigdy nie będę sobą.

Wyszedłem za nim, wbijając mu nóż w plecy, jak Suguru niegdyś mnie.

Oto moja historia, gdzie w cyrku światem zwanym, pozostawiłem po sobie jedynie rany.

***

Koniec płazy.

Widzimy się w kolejnym ff z jjk, jakim? Jeszcze nie wiem. Mogę wam obiecać, że będzie rozbudowany.

Martwe szepty. †SatoSugu†Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz