Rozdział 4 #2

64 17 120
                                    

Kiwnął głową, a po chwili usiadł na kanapie, podpierając się o jej narożnik. Chciał zapewne wyglądać dzięki temu, nieco bardziej dojrzale jak na przykład grecki myśliciel, czy rozczulający się nad swoim wierszem poeta. Jednak mu to nie wychodziło. Ostatecznie opamiętał się, złączając nogi i unosząc niepewnie głowę w moim kierunku.

– Według mnie, dostała z nas najtrudniejsze zadanie. Ja na jej miejscu najpewniej bym przegrał – powiedział posępnie, a w jego oczach zabłysnął ponury, smętny płomyk. – Jej grupa dostała za zadanie picie szejków!

– Picie szejków – cicho powtórzyłem. Picie szejków? Nie brzmi to zbyt trudno. Na przykład takie śmietankowe z polewą karmelową są przepyszne. A może chodzi mu o zblendowane owoce i warzywa, lecz wtedy to się inaczej nazywa, chyba smoothie albo koktajl.

– Tak! – Spojrzał się na mnie wściekle. – Brzmi łatwo, ale pomyśl! Aby wygrać, musisz wypić jak najwięcej koktajli. A było ich mnóstwo od truskawkowych do naprawdę dziwnych mieszanek, takich jak z cukinii, pieczarek i z mięsa. W pewnym momencie ktoś nawet wypił napój ze zmiksowanych skarpetek, a jeszcze inny ze ślimaków. – Gdy mi to opowiadał, wyglądał na wstrząśniętego, jakby to on je musiał wypić. – Choć, muszę powiedzieć, że fajnie się to oglądało. – Jego podejście nagle się zmieniło. – Bo wyglądało to tak, że na ogromnym stole było poustawiane kilkaset szklanek. A zawodnicy nie wiedzieli, co w nich było. Na przykład w pewnym momencie Luna wahała się nad wybraniem szklanki między zmiksowanym bananem a cukinią. Super się to oglądało, lecz... – Nagle na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia – później większość zawodników zaczęła wymiotować. Było to ohydne.

– A ona? – To pytanie jakoś samo wyszło mi z ust. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, że po jednym wspólnym dniu z Luną będę się o nią martwił, ale powoli już rozumiałem, dlaczego on  wyglądał na takiego przygnębionego. Pewnie było mu jej szkoda.

– Też. Tylko nie mów jej, że ci powiedziałem. Przyjechała ona jakieś piętnaście minut temu. Wyglądała na osłabioną, miała wpadnięte oczy i nie chciała z nikim rozmawiać. – W jego głosie słyszałem głębokie współczucie. – A gdy wspomniałem jej... że śmierdzi, obraziła się na mnie. – Spuścił głowę. – Dodała też, że nie chce mnie dziś widzieć. To nie tak, że chciałem jej to powiedzieć. Po prostu chciałem się jej zapytać, czy wszystko jest w porządku, ale ona mnie zdenerwowała. Mówi, że czuje się dobrze, ale... – Przycisnął swoją rękę. – Więc dzisiaj będziesz ze mną chodził. – Energicznie wstał z kanapy i z entuzjazmem wskazał na mnie palcem, jakby już o niej zapomniał. – Grał – szybko się poprawił. – Znam taką bardzo fajną grę komputerową, którą zawsze chciałem zagrać, lecz nie miałem nikogo do gry.

– A nie powinniśmy najpierw pójść do niej. – Jego troska o nią przeszła na mnie. – Może czegoś potrzebuje?

– Nie jestem pewien czy chce mnie widzieć. Lepiej zostawić dziś ją w spokoju. – Zakłopotany złapał się za łokieć.

– Chodźmy do niej. – Po zrobieniu kilku kroków, poczułem się nagle głupio. Wyrywałem się do przodu, pomimo że nie wiedziałem gdzie mieszka. – Gdzie ona ma pokój?

– Obok mojego. – Uśmiechnięty wyprzedził mnie, więc tak naprawdę chciał ją zobaczyć, tylko bał się pójść do niej sam. Po kilku krokach poczuł się zawstydzony swoim zachowaniem, a na jego twarzy pojawił się rumieniec. – Mamy pokój na czwartym piętrze. Ja dostałem pokój czterdziesty pierwszy, a Luna czterdziesty drugi. – Weszliśmy do windy.

Wszyscy zawodnicy Holly Paradise zostali zakwaterowani według zamieszkanej części świata. Niemal każdy kontynent miał swoje własne piętro. Pozwalało to na szybce zaaklimatyzowanie się w programie oraz na powstawanie nieoficjalnych sojuszy. Poza tym w hotelu nie panowały też prawie żadne zasady, co może się przyczynić do późniejszych konfliktów między uczestnikami.

– Ja jak coś mieszkam na pierwszym piętrze. Dostałem numer jeden, fajnie co nie? – W momencie zamknięcia elewatora, poczułem się głupio. Marcus był na tyle pogrążony spotkaniem z Luną, że nawet mi nie odpowiedział. W windzie kołysał się na palcach, ciągle wpatrując się w uciekające piętra. Chyba jednak nie było sensu mówienia mu, gdzie mieszkam. I tak zapewne nigdy mnie nie odwiedzi, a nawet jeśli to zachowuje się bardziej dziecinnie niż ja.

Gdy Marcus dumnie prowadził mnie do pokoju Luny, ja przyglądałem się korytarzowi. Byłem zaskoczony stylem jego holu. Choć układ był podobny co do mojego poziomu, to różnił się całkowicie kompozycją. Jak tak teraz pomyślę, to nawet parter miał inny motyw niż pozostałe kondygnacje hotelu.

Pierwsze piętro miało motyw typowo Europejskich hoteli, więc nie ma co za bardzo opisywać. Białe ściany i żółtawe oświetlenie spowijały nad minimalistycznie udekorowanym pokojem. Za to czwarte piętro to już inna, o wiele lepsza architektura. Korytarz był wymalowany na szafirowo, który ten ładnie kontrastował się z białymi listwami na podłodze. Dzięki temu miałem wrażenie, jakby korytarz był szerszy niż w rzeczywistości. Co parę metrów stał biały stolik, nad którym zawieszone były obrazy ukazujące ocean albo symbole takie jak kotwica, czy sieci rybackie.

– Ale piękne macie korytarze. – Co kawałek przystawałem, aby podziwiać pejzaże.

– Na początku głowa mnie bolała od tych barw. Jak tak można było wymalować korytarze! Ostatecznie się jednak do tego przyzwyczaiłem. – Pochylił głowę. – W końcu mój pokój jest delikatniejszą wersją tego czegoś.

– Ale fajnie. Mój pokój jest taki nudny. Wszystko wygląda typowo do zdjęć z internetu, gdy napiszesz nowoczesne i ładne pokoje. Drewniane blaty, które wyglądają, jakby były zrobione z kamienia, jakieś dziwne sprzęty w kuchni, których nie rozumiem. Chociaż mogę się poczuć jak bogacz. Masz fajnie. – Spojrzał się na mnie z zazdrością.

– Mój pokój tak jak to Luna mówi, jest w stylu marynistycznym. Nawet nie wiedziałem, że istnieje coś takiego, póki mi nie wytłumaczyła.

– I czym on jest?

– Nie wiem. Chyba jest to motyw związany z morzem. Dużo niebieskiego i białego oraz jakieś morskie znaczki na poduszkach. Coś w tym stylu. – Po chwili przebiegliśmy przez pokój czterdzieści jeden, aż gwałtownie zatrzymaliśmy się pod jej drzwiami. – Więc kto puka?

Holly Paradise (Wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz