Rozdział 3 #3

113 29 181
                                    

Między solidnymi, stalowymi podporami hangaru stało koło fortuny. Miało ono jakieś pięć metrów wysokości i tak jak wcześniej dostrzegłem, było żółte. Stojąc przy niej z bliska, ujrzałem na jej krańcach poprzykręcane wielkie żarówki z dyndającym w środku drutem. Kiedy Chris skończył swoją wypowiedź, wszystkie te lampki zapaliły się na różne barwy.

Obie tarcze zostały podzielone na równe części z nagrodami. Pierwszy okrąg na kolejno zielonym, żółtym, czerwonym, czarnym i białym wycinku koła miał napisy „łatwe", „średnie", „trudne", „bankrut" oraz „darmowe".

Drugie posiadało liczby od dziesięciu do pięćdziesięciu, zwiększające się co pięć. Mimo że gra wydawała się prosta, to nie wiedziałem, na jakim poziomie są zadania. Przez pole bankruta nie warto było kręcić kołem więcej niż trzy razy, więc zdobywanie punktów z zadań odpadało. Kiepskim wyjściem było też zagranie w Blackjacka. W przeszłości jedynymi hazardowymi grami, z jakimi miałem do czynienia była Wojna i Makao.

To, co pamiętam, jestem mistrzem w Wojnie. Nikt nie ma tyle cierpliwości do niej co ja. To tylko pokazuje, jakim wielkim strategiem jestem, może te umiejętności pomogą mi i w tej grze. Po raz pierwszy będę grał w Blackjacka, dlatego powinienem stawiać jak najmniejsze kwoty lub o ile szczęście pozwoli, wcale w to nie grać. Może nauczę się rozgrywki, przyglądając się innym. Jestem też w końcu dobrym obserwatorem.

Na razie największym problemem jest zdobycie punktów. Od trzech minut każdy stoi w miejscu. Minęła już jedna dziesiąta czasu, a nikt nie ma odwagi zakręcić kołem. To znaczy, że trzeba zaczynać i tak słabo widzę wygraną. Mam jedynie szansę zwyciężyć, jeśli ktoś pod koniec  zdobędzie bankruta.

– Mogę zakręcić kołem? – nieśmiało się zgłosiłem na ochotnika.

– Tak jasne. Wreszcie jakiś odważny – odezwał się z radością Chris, jak zobaczył, że w końcu rozpoczyna się gra. Najwidoczniej ciągłe czekanie na zawodników, aż wejdą do hangaru i kiedy wreszcie się odważą zakręcić kołem, to nie to, co się spodziewał po pierwszej rundzie jego życiowego programu. – No chodź tu. Podejdź teraz do koła i zakręć z całej siły.

Czekaj! Co ja zrobiłem. Nikt się z nich nie zgłosił, ponieważ jeśli każdy by miał zero punktów, nikt by wtedy nie przegrał. Zniszczyłem ich plan. Teraz nawet boję się na nich spojrzeć. Nie chcieli się zgłaszać, bo zrozumieli to wcześniej. Dlaczego nikt mi tego nie zasygnalizował?

Dopiero stojąc przy kole, zobaczyłem jego wielgachność. Było ode mnie jakieś cztery razy większe. Raziło ono swoim światłem, które przepięknie migotało od brokatu Chrisa. Oświetlony ten pyłek, uwidaczniał krój garnituru. Jego postura była wysportowana, lecz nie umięśniona.

Sama maszyna w tym ciemnym pokoju była jak ogromna pochodnia. Przy niej zauważyłem, że naprzeciwko niej stoi nie kilka, a kilkadziesiąt stołów z czerwonymi blatami. Jak z całej siły pociągnąłem za uchwyt koła, te dość solidnie przekręciło się dwa razy.

– No i co my tu mamy. – Przyglądał się Chris, powolnemu hamowaniu koła – Bankrut! Co za szczęście, że nie masz żadnych punktów, nic nie tracisz. Kręć dalej.

Znowu. Czemu to musiałem być ja? Mam dziś pecha, choć trzeba przyznać, że gdybym trafił bankruta w trakcie gry, dostałbym zawału. Byłaby to pewna przegrana. Obym tylko tym razem nie trafił trudnego.

Przy drugiej próbie dla zwiększenia napięcia Chris zakręcił ze mną. Jeśli teraz wyjdzie coś nie tak, to będzie jego wina. Nie może pomagać mi kręcić... to wbrew zasadom. Tym razem koło zasuwało znacznie szybciej. Zielony, żółty, czerwony, biały, czarny, zielony, żółty, czerwony, biały, czarny. Gdy wraz z zakręceniem, barwy zaczęły się zlewać, to żarówki wraz z prędkością koła, włączały się po kolei, dając przy tym różne kolorowe barwy. Tworzyło to przepiękną falę, która owijała fortunę odwrotnie co do jej ruchu kręcenia. Gdy koło się zwalniało to i ta fala przechodziła coraz delikatniej.

Mimo iż jest przepiękna, to nie ma prawa zatrzymać się na czerwonym! Jak koło zwalniało na zielonym, zaciskałem palce, aby zmusić ją do zatrzymania się. Im mocniej wbijałem paznokcie w skórę, tym jakby coraz bardziej hamowała.

Nie... Nie... Nie... Proszę, zatrzymaj się! Znacznik już był w połowie żółtego. Nie dam rady, wykonać, przecież trudnego. Zatrzymaj się kole, proszę! No... Fortunko kochana, zatrzymaj się, proszę!

Kiedy znacznik zbliżał się do barwy inferna, Chris rozszerzał swój uśmiech coraz szerzej. Serce kołatało mi coraz mocniej, a do oczu zaczęły spływać łzy. To nie fair, że mój los zależy od jakiegoś głupiego koła fortuny. Przepraszam, że cię tak nazwałem! Panie kółeczko proszę, nie zbliżaj się do czerwonego! Proszę!

– Jest! – krzyknąłem, czując niesamowitą ulgę, gdy strzałka odbiła się od granicy z trudnym.

Dziękuję ci panie kółeczko. Zawsze wierzyłem w ciebie.

– Co za szczęście! A było tak blisko, co nie? – Słychać u niego było można podobny zachwyt, co u mnie. – No to zostało drugie koło. Największy dreszczyk emocji za nami.

Drugie kręcenie mnie, już nie interesowało co pierwsze. Zakręciłem nim byle jak.

– Pięćdziesiąt, co za wysoki wynik. – Zaczął klaskać Chris. – Widzicie, warto było pójść na ochotnika. Więc kto chce teraz? – szepnął do mnie po chwili. – Idź teraz za koło fortuny do pokoju numer dwa, tam będzie czekać na ciebie zadanie.

Jak poszedłem za kołowrotek, znalazłem się w długim, wąskim i betonowym holu. Znajdowało się w niej siedem drzwi, a pierwsze trzy od każdej strony, miały cyfrę, oprócz środkowej. Jak znalazłem się w swoim pokoju, usłyszałem stukot koła. Po nim z hukiem zatrzasnęło się wyjście.

Holly Paradise (Wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz