Rozdział 2

640 92 33
                                    

Po raz kolejny wytarłam spocone dłonie o jeansy i rozejrzałam się po pomieszczeniu, które kilka godzin temu wyglądało niby tak samo, ale teraz było jakieś obce. Siedziałam z drugiej strony biurka z poobijanymi rogami i czułam, jak razem z lękiem o Zuzę wracają emocje sprzed dwunastu lat. Wtedy otępienie nie pozwoliło mi płakać, a pytania nie wzbudzały emocji; nie rozumiałam ich ani tego, co sugerują. Teraz niepokój i strach powodowały, że nerwowo podrygiwałam nogą i ledwo powstrzymywałam się przed wyrwaniem funkcjonariuszowi klawiatury, bo wklepywał informacje do komputera za pomocą dwóch palców, jakby przyjmował zamówienie na tort urodzinowy, a nie zgłoszenie zaginięcia wymagającego niezwłocznej interwencji.

Siedząca obok mnie ciocia Monia zaciskała palce na torebce i unikała patrzenia na kogokolwiek. Najpierw popłakała się do słuchawki, później zacięła przy wypełnianiu formularza zawiadomienia o zaginięciu, więc musiałam wpisać większość informacji za nią. Teraz przechodziłyśmy przez torturę odpowiedzi na tendencyjne pytania i zdawałam sobie sprawę, dokąd to zmierza.

Czy zaginiona uciekała wcześniej z domu?

Czy zaginiona zabrała ze sobą rzeczy osobiste?

Czy zaginiona była w związku? – policjant nie odrywał nawet wzroku od monitora, tylko czekał na odpowiedzi i litera za literą wstukiwał je do komputera.

– Po raz kolejny nie! – Nerwy zaczęły mi puszczać. – Mówię panu aspirantowi, że została porwana. Z klubu, w którym widziałam ją po raz ostatni!

Sięgnął po kubek w kotki i napił się z niego parę łyków, a ja zaczęłam stukać palcami po kolanie. Funkcjonariusze, których poznałam rano, będąc na służbie, poszli do domu. Ten widział mnie pierwszy raz na oczy, a informacja, że zaczęłam tutaj pracować i jestem jedną z nich, jakby przeleciała nad jego głową, co najwyżej czochrając liche włoski na jej czubku.

Byłam nikim.

„Zostań komendantem głównym policji" – chichotał mój Wewnętrzny Chochlik. – „będzie zakaz picia kawki z kubków innych niż służbowe i kurs szybkiego pisania z zamkniętymi oczami".

– No tak, mówiła pani. – Podkreślił ostatnie słowo, dając mi znać, że jestem zwykłym petentem. – Czy zaginiona miała skłonności samobójcze?

– Nie!

Mruknął coś niewyraźnie i popatrzył na formularz.

– Była ubrana w czarną cekinową sukienkę na ramiączkach i czerwone szpilki – spojrzał na nas znad okularów – czy to się zgadza?

Ciocia Monia odwróciła się do mnie ze zaszklonymi od łez oczami. Zrobiło mi się nieswojo.

– Tak – powiedziałam, przełamując ścisk szczęki. – Byłyśmy w klubie Frenezja, mówiłam. Opisałam nawet podejrzanego, z którym widziałam ją po raz ostatni.

Pokiwał głową i wystawił oba palce wskazujące, żeby znów zacząć powolne klikanie, ale o czymś sobie przypomniał.

– Czy mają panie zdjęcie zaginionej?

Miałyśmy. Popatrzył oceniająco na fotografię i znowu mruknął, po czym odłożył ją na biurko i wrócił do klawiatury.

– Jesteś pewna? – odezwała się do mnie ciocia półgłosem. – Że Zuzia została porwana? Mogła przecież...

– Jestem pewna. – Kiwnęłam stanowczo. – Już by dała znak życia. Wiesz przecież, że nie chciałaby, żebyśmy się martwiły.

Pokiwała głową, ale nie wyglądała na przekonaną. Policjant kliknął ostatni raz myszką i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech zadowolenia z dobrze wykonanego obowiązku.

Ukarana *zostanie wydana*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz