PROLOG

821 99 12
                                    

Dzisiaj króciutki zajawka. Rozdział zgodnie z obietnicą wpadnie w sobotę 😊
________________________

Idę.

Idę przed siebie. Tak po prostu. Nogi niosą mnie same, a śniegowce rozdeptują zbrylony na chodniku śnieg. Trochę wpadło mi do środka i mam mokrą skarpetkę. Nic nie szkodzi.

Do jej butów też pewnie dostał się śnieg. I za kołnierz.

Chyba zgubiłam czapkę, bo mróz szczypie mnie w uszy.

Znowu zaczęło prószyć. Z nieba lecą drobne, małe płatki. Z każdą chwilą jest ich coraz więcej. Normalnie tańczyłabym w śniegu, łapałabym go na rękę albo rozpuszczała na języku. Cieszyłabym się, że niebawem przykryje świat nową, bielusią kołderką.

Zabrali ją już, czy zostanie przysypana?

Rękawiczkę mam całą czerwoną. Przesiąkniętą krwią, która jeszcze niedawno parzyła, a teraz powoli zamarza.

Jak jej ciało.

Idę dalej. Już dawno temu zrobiło się ciemno. Zostawiłam błyskające światła karetki i wozów policyjnych za sobą.

Ją też zostawiłam.

Samą.

– Dziewczynko, co się stało? – pyta głos. – Dokąd idziesz?

Ignoruję próbujące mnie zatrzymać ręce. Idę.

Co powiem mamie?

Nie chcę wracać. Byle dalej. Wzdłuż krawężnika, który jako jedyny wyznacza kierunek.

Powiedz, jak daleko muszę odejść, żeby uciec sama przed sobą?

Ukarana *zostanie wydana*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz