Dojrzałem - tak mi się właśnie zdawało.
Dorastałem z Ampelosem, byliśmy najlepszym towarzystwem dla siebie. Pożywialiśmy się razem, bawiliśmy się razem, nawet drzemaliśmy wspólnie pod gołymi gwiazdami. Oboje odkryliśmy małą polankę z winoroślami, oboje również wpadliśmy na pomysł z winem. Bowiem, codziennie odkrywaliśmy siebie nawzajem.Pięknie było patrzeć jak Ampelos dorasta. Jego nogi stawały się dłuższe, a ramiona szersze. Jego brzuch się rzeźbił, a mięśnie były coraz silniejsze. Jedyne co nie zmieniło się wcale to jego boskie oczy, które nadal wpatrywały się we mnie tak samo. Mógłbym nazwać go bogiem, gdybym widział go pierwszy raz. Lub choćby herosem, który nigdy nie poczuje tak wielkiego bólu i straty, jak cała reszta półbogów. Ampelos był urodziwy, niczym Apollo bądź Afrodyta. Miał nadzwyczajny charakter. Był cichy, ale przy mnie zawsze się otwierał. Jego skromność zachwycała każdą nimfę na wyspie. Każdy mógł nazwać jego osobę za urokliwą.
Właśnie dlatego dażyłem go uczuciem nieznanym mi wcześniej. Gdy go widziałem, czułem jak w moim żołądku przewracają się przeżute winogrona. Byłem oczarowany jego nadludzką urodą. Nie było chwili kiedy nie myślałem o słodkim satyrze.
Nadszedł czas, w którym musiałem ogłosić światu wspaniałość wina. Nimfy nie musiały się już mną zajmować, jednak bardzo ubolewały nad moim wyjazdem.
- Przysięgam na Styks, że do was wrócę. - Powiadałem.
One kiwały głową, lecz wciąż były w wielkich emocjach. Naprawdę było to dla mnie niewiarygodne, że naprawdę lubiły się mną opiekować.
Musiałem także zebrać swoje menady oraz chętnych do podróży satyrów. Postanowiłem najpierw wspomnieć o tym mojemu przyjacielowi. Podbiegłem w to samo miejsce, gdzie zazwyczaj przesiadywał i grał na lirze. Wyglądał czarująco, jego ciemne loki opadały mu na policzki, a ręce napinały się od grania na instrumencie.
Chłopak odezwał się, zanim zdążyłem otworzyć usta.- Bądź pozdrowiony, Dionizosie. - Jego głos brzmiał doroślej niż kilka lat temu. Był równie słodki jak winogrona.
- Witaj - skinąłem głową. - Chcę Ci coś wyznać.
Usiadłem obok niego, a on odłożył lirę. Spojrzał na mnie i uniósł brwi.
- Wyjeżdzam. - Zastanawiałem się, czy nasze kolory oczu mogą stać się jednością. - Będę podróżować, aby cały świat dowiedział się o mocy wina.
Kiwnął głową i cicho prychnął. Zamrugałem dwa razy. Ampelos wydawał się całkiem rozumieć moją sytuację.
- Jeśli ty wyjeżdzasz, ja wyjeżdzam z tobą. - Wzruszył ramionami.
Zawsze wydawał się obojętny. Jednak w mojej duszy tkwiła nadzieja, że naprawdę zależy mu na mojej nieśmiertelnej osobie. Nie wiedziałem jak zareagować, więc złapałem jego dłoń i ścisnąłem ją.
- To będzie dla mnie zaszczyt. - Na mojej twarzy autentycznie pojawił się szeroki uśmiech. - Zaszczytem będzie gościć Cię na moich Orszakach.
Satyr pogładził moją dłoń kciukiem i tylko pokiwał głową.
- Kiedy wyjeżdzamy? - Zapytał.
- Nie wiem - spuściłem głowę i zamknąłem oczy. - Wpierw muszę wszystko przygotować.
- Jestem gotów Ci towarzyszyć.
Poczułem przyjemne ukłucie w sercu, jakby Eros wbił tam swą miłosną strzałę. Bądź Afrodyta oczarowała mnie swoją aurą. Nigdy nie czułem czegoś takiego w mojej nieśmiertelnej duszy. To było coś nowego. Coś czego nie mogłem zignorować.
☆☆☆
Krótszy roździał, ale to dopiero początek. Będą o wiele dłuższe, przysięgam, ale muszę się na to przygotować psychicznie. Ostatnio totalnie w mojej głowie jest pustka i trudno napisać mi więcej niż 600 słów.
Mam nadzieję, że początek się wam podoba. Chcę żeby ta opowieść jak najbardziej zgadzała się z mitami na jej temat. Jednak czasem będzie tu troszkę modyfikacji. Musiałabym przeczytać wszystkie powieści o Dionizosie, żeby wszystko zgadzało się w 100%.
Niedługo pojawi się nowy roździał, więc wyczekujcie moje słońca :P
Pozdrowienia, Julia//
CZYTASZ
~★Pijane gwiazdy - Opowieść o bogu, który pokochał satyra★~
Romance"Ampelosie, sok z twych pachnących kiści przywraca mi oddech twej miłości", czyli miłość nie do końca nieszczęśliwa. Dionizos boi się o swojego kochanka - Ampelosa. Jest sparaliżowany strachem, lecz również zauroczeniem młodym satyrem. Bóg popada...