– Wychodzę za mąż i wyprowadzam się z miasta – Podczas swego urodzinowego podwieczorka, na który wpadłam spóźniona, babcia Aurelia spuściła prawdziwą bombę. Tak nieoczekiwaną i szokującą, że przy stole w pełnej antyków jadalni zapadła cisza. I można by ją nawet nazwać ciszą absolutną, gdyby nie odgłos krztuszenia się. To ojciec zaczął dusić się herbatą.
Kornel Sawicki, jedyny syn babci Aurelii wyraźnie nie był zachwycony usłyszaną właśnie rewelacją. Zdziwiłabym się zresztą gdyby był, bo ojciec miał alergię na jakiekolwiek zmiany. Jego zdaniem życie powinno toczyć się według utartych schematów, a największą zbrodnią człowieka było wykraczanie poza te schematy. Zmiany wiązały się z ryzykiem, a ryzyko dzieliło – w jego opinii – już tylko jeden mały krok od katastrofy.
Mina jego żony, a mojej macochy, nosiła natomiast znamiona ewidentnej ulgi. Anna pewnie już zaczęła się obawiać, że teściowa zapadła na jakąś poważną chorobę. Macocha musiała zdawać sobie sprawę, że przy takiej ewentualności, cała opieka nad schorowaną staruszką spadłaby na nią. Wiedział o tym zresztą każdy, kto znał Annę i Kornela. Nie było innej możliwości, gdyż ojciec chociaż miał gołębie serce, to jako filolog klasyczny był całkowicie pozbawiony zmysłu praktycznego. Prawdę mówiąc, bałabym się mu powierzyć opiekę nad moim fikusem, a co dopiero oczekiwać, że zajmie się jakąkolwiek istotą wymagającą minimalnej choćby troski i zaangażowania. Pochłonięty na długie godziny antycznymi tomiszczami, gotów byłby o niej zapomnieć. Na szczęście Anna stanowiła całkowite przeciwieństwo małżonka. Z racji swojego dominującego charakteru, przystosowania do ciężkiej pracy oraz zapewne konieczności, to ona była osobą decyzyjną w tym małżeństwie. Ta postawna kobieta o tlenionych na blond włosach i nieco nalanej twarzy stanowiła prawdziwe błogosławieństwo dla naszej rodziny po śmierci mamy. Po dziś dzień nie mam pojęcia, czym urzekł ją mój ojciec, ale dzięki niej wszystko w naszym domu miało ład, porządek, a nam niczego nie brakowało. Najbardziej, jednak ceniłam Annę za to, że przygarnęła do serca mojego brata i mnie, obdarzając dwójkę niesfornych nastolatków uczuciem i zainteresowaniem.
Z nieskrywaną ciekawością obserwowałam także mimikę twarzy mego, starszego o dwa lata brata, Mateusza oraz jego żony, a mojej serdecznej przyjaciółki Lucynki. Nie było, bowiem żadną tajemnicą, że Mateusz od lat ostrzył sobie zęby na babcine mieszkanie. Obecnie mój brat wraz z rodziną gnieździli się w maleńkiej kawalerce na obrzeżach miasta, gdzie zmagali się z ciasnotą i horrendalnym czynszem, więc wiedziałam, że pomysł babci wyjątkowo przypadnie im do gustu. Trudno zresztą było się dziwić, bo piękne, duże i wygodne mieszkanie w kamienicy ulokowanej w samym centrum Warszawy, to nie lada gratka. Tak więc jak podejrzewałam, oczy Lucyny i Mateusza aż rozbłysły na myśl o zamieszkaniu w takim miejscu.
Byłam ciekawa, kto jako pierwszy odzyska głos. Ojciec nadal walczył z kaszlem, wspomagany w tym przez walącą go pięścią w plecy, żonę, więc on siłą rzeczy odpadał. Rodzinny dylemat na szczęście rozwiązała Lilka – rozkoszna niczym aniołek, czteroletnia córeczka Mateusza i Lucyny.
– Co powiedziałaś, babuniu? – dopytała Lilka, zmuszając tym samym babcię Aurelię do ponownego wypowiedzenia tych elektryzujących słów.
– Wychodzę za mąż – powtórzyła, zatem babcia, a ojciec, który już nieco opanował kaszel zakrztusił się ponownie i cała zabawa rozpoczęła się od nowa. Nikt nie zwracał już, jednak na niego uwagi. – Wychodzę za mąż i wyprowadzam się.
– Za kogo? – odważyłam się zapytać, bo byłam naprawdę ciekawa. Poza tym sądziłam, że to samo pytanie zadaje sobie każdy z nas, ale jakoś nikt nie chciał go wypowiedzieć głośno.
– Pamiętacie jak w zeszłym roku pojechałam do sanatorium? – spytała babcia, poprawiając swoje siwe, upięte w elegancki kok włosy.
Oczywiście, że pamiętaliśmy. Babcia wyjechała na trzy tygodnie do Buska Zdroju, a po tym czasie wróciła zupełnie odmieniona. Promieniała, wymieniła całą garderobę, a także zaczęła znikać w nieokreślonych okolicznościach na kilka dni. Wracała z tych eskapad jeszcze bardziej zamyślona i nieobecna. Myślę, że właśnie to zamyślenie zrodziło w Annie obawę o stan zdrowia teściowej. Ja jednak zawsze miałam z babunią dobry kontakt, znałam ją doskonale, więc podejrzewałam, że w grę może wchodzić uczucie, ale nigdy o to nie dopytywałam. Byłam pewna, iż babcia sama podzieli się tym ze mną, jeśli tylko będzie gotowa. Najwyraźniej poczuła się gotowa właśnie dzisiaj.
– Tam, w Busku poznałam pewnego bardzo miłego pana. Może zresztą go kojarzycie. Nazywa się Eryk Wojnarowski i jest aktorem... – powiedziała babcia, a Mateusz aż wciągnął powietrze.
– Chcesz powiedzieć, że poznałaś jednego z najbardziej znanych polskich aktorów starszego pokolenia i wychodzisz za niego za mąż? – spytał mój brat, wytrzeszczając przy tym oczy.
– Przede wszystkim poznałam wspaniałego człowieka, ale poza tym zgadza się. I wyprowadzam się do Lipiec, gdzie Eryk ma dworek pośród lasów. Mówię wam o tym dzisiaj, kochani, bo ślub odbędzie się pod koniec sierpnia, a przeprowadzka, cóż... przeprowadzka została zaplanowana na poniedziałek. – Babcia zupełnie nieskrępowana przedstawiła nam plan działania, tak jakby wcale nie mówiła o rewolucji, która w wieku siedemdziesięciu czterech lat była czymś niesłychanie odważnym.
Taka jednak była babcia Aurelia. Mimo, że wyglądała i nosiła się z wdziękiem oraz gracją damy, to w jej wnętrzu tkwiła barwna, nieskrępowana konwenansami dusza. Ta mieszanka odwagi i niezwykłej klasy stanowiła dla mnie wzór do naśladowania, lecz cóż z tego skoro mnie los poskąpił właściwie każdej z niezwykłych cech, jakimi odznaczała się nasza seniorka.
– Ale mama wie, że poniedziałek to już za trzy dni? – Głos zabrała w końcu Anna. Babcia popatrzyła na nią z lekkim pobłażaniem w brązowych, bystrych oczach.
– Oczywiście, moja droga. Jeszcze nie mam demencji. Wiem, że dzisiaj jest piątek, zatem nie ma innej możliwości jak tylko ta, że poniedziałek wypada za trzy dni. – Babcia Aurelia mówiła wolno i łagodnie jakby tłumaczyła coś małemu, średnio rozgarniętemu dziecku. Potem klasnęła dłonie i znacznie bardziej żwawym tonem dodała:
– Dobrze, skoro dni tygodnia mamy przećwiczone, znacie już moje plany na przyszłość, chciałabym porozmawiać o zmianach, jakie to niesie dla naszej rodziny.
– Zmianach? – wydukał ojciec stłumionym głosem.
– Oczywiście. Chociażby takich, że przecież to mieszkanie nie może pozostać puste. – Babcia powiodła wzrokiem po ścianach wśród, których spędziła prawie całe dorosłe życie. –– Ktoś musi tu zamieszkać – dodała, a ja zauważyłam, że Mateusz zerknął znacząco na żonę.
– Cóż, tylko Lucka i Mateusz nie mają swojego mieszkania. – Postanowiłam powiedzieć to, czego nie wypadało mówić mojemu bratu, chociaż było niezaprzeczalnym faktem. Ojciec z Anną mieszkali w małym domku na peryferiach, a ja zajmowałam kawalerkę odziedziczoną po dziadkach ze strony mamy. Tak, więc mieszkanie babci zdecydowanie należało się Mateuszowi.
– Oczywiście. Dlatego od poniedziałku możecie traktować to mieszkanie, jak swoją własność. Dokonujcie zmian, róbcie remont, czy cokolwiek wam się podoba. A w najbliższym czasie uregulujemy też kwestie prawne. – Babcia zwróciła się do Lucyny i Mateusza, a oni aż zaczęli piszczeć z radości. Potem poderwali się ze swoich krzeseł i przypadli do babci.
– Dziękujemy! – wołała Lucyna, ściskając staruszkę.
– Babciu, jesteś najlepsza! – Wtórował żonie mój brat, a atmosfera radości udzieliła się nam wszystkim. Może poza moim ojcem, który siedział z ponurą miną i marsem na łysym czole.
– Wiem! – zaśmiała się babcia. – Ale siadajcie, siadajcie, bo mam jeszcze inną sprawę – dodała, a my zamieniliśmy się w słuch.
– Kochani, pamiętacie, jak wam opowiadałam, że nasz ślub z dziadkiem był bardzo skromny, jak na kryzys przystało?
– Oczywiście. Mówiłaś, że nie miałaś nawet długiej sukni, a wesele było tylko lichym obiadem z najbliższą rodziną – przypomniałam.
– No właśnie. Teraz będzie inaczej. Trochę obawiam się o tym mówić przy tobie, Kornel, bo już i bez tego wydaje mi się, że z każdym moim słowem łysiejesz coraz bardziej – zachichotała babcia i spojrzała znacząco na skrzywionego syna. Wyraźnie było widać, że jest bardzo zadowolona z zamieszania, jakie wywołała swoim wyznaniem. – W każdym razie, teraz mój ślub z Erykiem będzie wielkim świętem. Planujemy ogromne wesele dla całej rodziny i znajomych. Chcemy hucznie celebrować ten dzień, a ciebie, Klarciu chciałam prosić, byś została moją druhną. Uważam, że nikt tak, jak ty nie zadba o to, by wszystkie wybory były nowoczesne, ale ładnie współgrały z naszym wiekiem – dokończyła, a ja o mało nie padłam trupem.
– Ja?! – zawołałam ze zgrozą. Babcia chyba postradała rozum, powierzając mi taką rolę.
– Klara?! – spytał z niedowierzaniem mój ojciec. – Przecież ona ma wiecznego pecha...
– Tak, Klara – potwierdziła babcia, kiwając głową, a potem zwróciła się do mnie. – Jesteś moją jedyną wnuczką, przyjaciółką, a poza tym masz wyjątkowe poczucie estetyki.
– I niekończącego się pecha! –wykrzyknęłam. – Tata ma rację – jeśli chcesz, żeby cała impreza odbyła się bez zakłóceń powinnaś raczej zupełnie usunąć mnie z listy gości, a nie powierzać organizację moim dygotliwym dłoniom! – Wyciągnęłam przed siebie ręce i zaprezentowałam ich drżenie, przy czym w tej chwili nawet nie musiałam udawać. –Poza tym, babciu, zasługujesz na ładniejszą druhnę. Poproś Lucynę.
– Nonsens! – babcia prychnęła i machnęła lekceważąco. – Jesteś prześliczna, a pecha sama sobie wmawiasz. W każdym razie chciałabym, abyś wraz z początkiem maja pojawiła się w Lipcach i została z nami aż do ślubu pod koniec sierpnia. W tym czasie pomożesz mi we wszelkich przygotowaniach, a poza tym odpoczniesz w sielskim klimacie. Przygotowywać ilustracje dla wydawnictwa możesz w dowolnym miejscu, prawda? –– spytała babcia, która jak się okazało zaplanowała już wszystko.
– Prawda, ale jak ty to sobie wyobrażasz? Mam zamieszkać u twojego... narzeczonego na całe trzy miesiące?
– Jak raczył wspomnieć Mateusz, Eryk jest znanym aktorem, posiada naprawdę duży dworek na urokliwej wsi. To idealne miejsce do letniego odpoczynku, a mnie bardzo przyda się twoje wsparcie. Oczywiście niczego ci nie narzucam, ale proszę, zgódź się. Taki ślub to moje wielkie marzenie. Może nieadekwatne do wieku, ale przecież marzenia nie mają metryki, czyż nie? – spytała babcia, a ja wiedziałam już, że się zgodzę.
Skoro babci tak bardzo zależało na mojej obecności, nie miałam zamiaru odmawiać, tym bardziej, że w tym momencie zupełnie nic mnie w Warszawie nie trzymało. Obawiałam się tylko, że moje pojawienie się w dworku pana Eryka zniweczy cały plan bajkowego wesela.
CZYTASZ
Jak się ciebie pozbyć, kochanie? - WYDANE!
ChickLit🖋️ZOSTANIE WYDANE 🖋️ Babcia Klary Sawickiej wychodzi za mąż! I to za kogo? Za jednego z najsłynniejszych polskich aktorów starszego pokolenia! Przeprowadza się do dworku swego narzeczonego i prosi Klarę o pomoc w organizacji ślubu. Machina radosny...