Pokój numer 516

8K 36 3
                                    

W szklanej windzie zaczyna brakować powietrza, kiedy Marcin wędruje dłońmi po moim ciele. Nagle słyszymy dzwonek oraz informację, że znajdujemy się na 5. piętrze. Marcin ponownie chwyta moją dłoń i prowadzi mnie przez długi korytarz. Zatrzymujemy się przy pokoju o numerze 516.

- zamknij oczy - szepcze do mojego ucha ukochany. Nie pozostaje nic innego jak tylko je zamknąć i pozwolić prowadzić się dalej. Słychać piknięcie zamka od drzwi pokoju. Wchodzę. W środku czuć wyjątkowy zapach. Pieprz, skóra, delikatne kwiaty. W tle czuć zapach chloru, który lekko mnie zastanawia, natomiast postanawiam to przemilczeć i poczekać na rozwiązanie zagadki. 

- teraz otwórz - nakazuje. 

Robię co mi karze, a przed moimi oczami ukazuje się... basen. W hotelowym pokoju. Pierwszy raz widzę coś takiego. A byliśmy już w naprawdę wielu eleganckich hotelach na całym świecie. Na przeciwko basenu znajduje się wielkie łóżko typu king size, na którym spoczywa gigantyczny bukiet czerwonych róż, a na całej pościeli rozsypane są pojedyncze płatki.

- wow... - to jedyne co udaje mi się wydusić. Gapie się jak dziecko na całą tą niespodziankę.

- chcesz popływać? - pyta mnie mąż, patrząc na mnie radosnym wzrokiem. On doskonale wie, co zrobić żebym zaniemówiła (a wcale nie jest to oczywiste). - mam dla ciebie jeszcze jeden mały prezent - przechodzi na lewą stronę łóżka, i podnosi z podłogi torebkę ze sklepu Agent Provocateur. 

- kręci mi się już w głowie od tych niespodzianek - mówię łapiąc się teatralnie za czoło

- nie udawaj - uśmiecha się - to wyjątkowy strój kąpielowy. Na pewno ci się spodoba. Przymierz. - jego oczy ciemnieją, a ja już wiem co to zwiastuje - żarty się skończyły. Przejmuję od niego różową torebeczkę i udaję się w stronę drzwi do łazienki. 

- nie żartuj sobie ze mnie (a nie mówiłam?). Masz się przebrać na moich oczach. - apodyktyczny, jak zwykle...

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zacząć powoli się rozbierać, robiąc przedstawienie dla ukochanego. Cały czas patrzę mu w oczy. Pozwalam mojej zwiewnej sukience delikatnie opaść za ziemię. Schylam się, aby odłożyć ją na łóżko, przy okazji odpinam srebrne sandałki, wychodzę z nich i odkładam na bok. Jestem w samych stringach. Nadal patrzę Marcinowi w oczy i postanawiam trochę się z nim podroczyć. Odwracam się do niego tyłkiem, wypinam się i udaję, że nie mogę ich zdjąć tak, jakby utknęły mi na pupie. Szarpię się z nimi chwilę, jęcząc i udając panienkę w tarapatach.

- Sabinko, miało być romantycznie, ale jeżeli dalej będziesz tak grać, to zacznę być agresywny

- grozisz, czy obiecujesz? - na te słowa podchodzi do mnie szybkim krokiem i jednym ruchem zrywa ze mnie majtki. Nie potrafię stłumić okrzyku zdziwienia. Przerzuca mnie sobie przez ramie i niesie w stronę basenu. Nie rozumiem po co ta cała szopka, skoro już jestem mokra...


/Mam nadzieję, że teraz moje wypociny będą łatwiejsze do przyswojenia, ponieważ ten rozdział napisałam na komputerze. Dziękuję za czytanie <3

Sabina/

Srebrna sukienkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz