Rozdział 15

32 2 11
                                    

W nocy było ciężko, co jakiś czas sprawdzałam telefon czy przypadkiem nie napisał do mnie San. Wierciłam się z boku na bok, starając się nie myśleć o Sanie. Dopiero około 4 zasnęłam chociaż nie na długo bo o 6 obudził mnie budzik. Bez życia poszłam do łazienki i umyłam twarz zimną wodą aby się obudzić. Po tym ubrałam się i poszłam do kuchni gdzie zrobiłam sobię kawę. Po wypiciu wiedziałam, że kawa nie działa tak szybko tylko po 60 minutach więc założyłam buty i wyszłam z domu.

Byłam przygotowana na to, że Sana nie będzie w szkole, dalej mi nie odpisał ani nie oddzwonił. Nie miałam nadziei, że go zobaczę chociaż...

Zrezygnowana otworzyłam drzwi szkoły. Od razu popatrzyłam w stronę szafek... nie było Sana. Ciężko westchnęłam i poszłam pod salę gdzie miałam lekcje. Usiadłam na ławce i zaczęłam przeglądać różne aplikacje. Nie było tam nic ciekawego więc wyłączyłam telefon i włożyłam go do plecaka. Popatrzyłam w głąb korytarza. Czy to... nie. Przetarłam oczy. Déjá vu? Sen? Uszczypnęłam się. To nie był Sen. W głębi widziałam Sana. Zbliżał się do mnie. Może to jakiś inny chłopak podobny do Sana? Był coraz bliżej i bliżej a gdy mnie zobczył zaczął biec.

— San! — wstałam z ławki i podbiegłam do chłopaka który od razu złapał mnie w ramiona.

— Dlaczego mi nie odpisywałeś? Martwiłam się, w kawiarnii tak szybko pobiegłeś bez wyjaśnień. Dzwoniłam i pisałam a ty nic — powiedziałam.

— Przepraszam, wszystko ci wytłumaczę po lekcjach dobrze? — zapytał i dał mi całusa w policzek.

— Dobrze — powiedziałam i wtuliłam się w jego pierś.

Zadzwonił dzwonek, pożegnaliśmy się z Sanem i rozeszliśmy się do klas. Byłam szczęśliwa, że jest wreszcie w szkole. Uśmiechnięta od ucha do ucha usiadłam przy ławce i zaczęła się lekcja na której mało słuchałam bo bardziej zajmowałam się swoim szczęściem i myślami powędrowałam do Sana.

Po wszystkich lekcjach które o dziwo minęły szybko, San czekał na mnie przed szkołą. Wyszłam ze szkoły od razu przytulając Sana.

— Co tam? — zapytał gładząc moje plecy.

— Stęskniłam się za tobą — mruknęłam w jego tors.

— Ja za tobą też — powiedział San zapewnie uśmiechając się.

— To teraz wszytstko mi mówisz i stawiasz mi kawę — uśmiechnęłam się patrząc w jego oczy.

— No niech Ci będzie — wywrócił oczami.

Wzięłam go za rękę i ruszyliśmy w stronę naszej ulubionej kawiarnii przy tym rozmawiając. Dalej nie mogłam uwierzyć, że San już jest. Nigdy nie mieliśmy takiej rozłąki, po lekcjach jak nie mogliśmy się spotkać to zawsze pisaliśmy. A teraz był najgorszy dzień. Mimo, że to tylko jeden dzień to dla mnie trwało jak wieczność. Strasznie się przywiązałam do Sana, że nie wyobrażam sobie jednego dnia bez niego.

Siedzieliśmy już w kawiarni mając kawy które zamówiliśmy wcześniej.

— A teraz mówisz mi wszystko od początku — powiedziałam pijąc łyk kawy.

— No dobra, a więc wtedy w kawiarni zadzwonił do mnie...Wooyoung — popatrzył na mnie.

Wiedziałam. Czyli to jednak Wooyoung. To mi wystarczyło. Wszystko już wiedziałam. Nie potrzebowałam dalszych informacji co się stało i dlaczego Wooyoung zadzwonił do Sana. Nie potrzebowałam tego co się działo.

Gdy San chciał kontynuować powiedziałam mu, że tyle mi wystarczy. Chłopak zrozumiał więc nie kończył swojej wypowiedzi. Dokączyliśmy kawę w ciszy i wyszliśmy z kawiarni idąc na spacer. San po chwili chodzenia złapał moją rękę. Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy który zauważył chłopak.

— Co się tak uśmiechasz? — zapytał badając moją twarz.

— Nie mogę? — mój uśmiech powiększył się.

— No jakiś dziwny ten uśmiech. Pewnie sobie coś wyobrażasz — poruszył brwiami.

— San! — uderzyłam chłopaka w ramię, wiedząc o czym myśli.

— Ała, niby taka mała a siły ma — jęknął masując sobie bolące miejsce.

— Nie jestem mała.

— Owszem jesteś.

— Nie jestem.

— Jesteś.

— Nie jestem — powiedziałam i stanęłam w miejscu.

— Jesteś — San stanął przede mną.

Założyłam ramiona na piersiach i odwróciłam głowę pokazując, że jestem ,,obrażona". Mimo poważnej postawy miałam uśmiech na ustach.

— Wygrałem! — krzyknął San, a ja przewróciłam oczami. — Nooo chodź — powiedział i zamknął mnie w swoich ramionach.

Po chwili również objęłam Sana ręcami. Położyłam głowę na klatce piersiowej chłopaka, gdzie słyszałam jego spokojne bicie serca. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć o naszej przyjaźni. Poznaliśmy się przypadkiem i to dalej trwa.

— To co idziemy? — zapytał chłopak.

— Jasne — powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.

San złapał moją rękę i szliśmy w głąb parku. Pogoda była wręcz idelana, nie było tak gorąco jak kilka dni temu. Była idealna pogoda na spacer. Idealna. Tylko pogoda może być idealna, bo nikt z ludzi nie jest i d e a l n y. Nikt. Tego kogo kochamy możemy nazwać idealnym bo będziemy zapatrzeni w tą osobę ale tak naprawdę nie jest idealna. Bo nikt na tym świecie nie jest idealny.

Po godzinie spaceru po parku musieliśmy się już pożegnać bo każde z nas miało dużo nauki. Przytuliliśmy się a San tak jak zawsze dał mi buziaka w głowę i po tym rozeszliśmy się w swoje strony.

Wróciłam do domu i od razu zaczęłam odrabiać lekcje i się uczyć. Pisząc prace domowe w salonie na stole nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam o Wooyoungu, dlaczego akurat zadzwonił do Sana? Co mu się stało? I wiele innych myśli męczyły mnie. Popatrzyłam w okno, zrobiło się już ciemno.

— Wooyoung nie jest idealny — szepnęłam dalej patrząc w okno. — Nigdy nie był.

---------------------------------
Za błędy przepraszam 🙏🏻

𝐖𝐡𝐲 𝐝𝐨 𝐲𝐨𝐮 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐦𝐞? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz