Dzień 1 ( część 1)

69 3 23
                                    

Ciemność.
To jedyne co teraz widzę.

Chce wyłączyć budzik który niestety zakłóca mój spokojny sen. Gdy to robię mam zamiar wrócić do moich słodkich snów ale zdaje sobie sprawę że nie mogę.

Dzisiaj pierwszy września. Najgorszy dzień roku. Dzień porażek i skandali. Głównie skandali zwanych początkiem roku szkolnego. Przecieram oczy ale one nie mają zamiaru się obudzić, gdy w końcu je otwieram nieprzyjemnie pieczą. Czytanie do czwartej w nocy teraz daje się we znaki. Wstaje z łózka i kieruje się do szafy żeby wyciągnąć ubrania a następnie iść do łazienki zabierając smartfon ze sobą. Podczas mycia zębów wchodzę w przeglądarkę i wpisuje frazę „odliczanie do wakacji", niestety wyniki nie są zachwycające więc odkładam telefon oraz kończę myć zęby. Schodzę na dół na szybkie śniadanie a tam dostrzegam moją mamę.

Dorothy Moore to kobieta w średnim wieku. Mimo dawno zażegnanych lat młodości, na jej twarzy nie widnieje dużo zmarszczek. Uśmiecha się do mnie ciepło a ja posyłam jej lekki uśmiech. Po chwili dostrzegam mężczyznę schodzącego po schodach, to mój tata. Christopher to może nie do końca ideał ojca, ale jego przytulasy na powitanie to coś co wycofuje wszelkie wątpliwości że jest złym tatą. Zerkam na telefon aby sprawdzić ile czasu zostało do apelu.

Osiem minut. Cholera.

Szybko sięgam po torebkę, a następnie narzucam moje conversy oraz biegiem kieruje się w stronę szkoły. Nienawidzę biegać. Gdy docieram do szkoły od razu sprawdzam zegarek. Zostały mi dwie minuty. Akurat w tym momencie podjeżdża autobus szkolny a z niego wręcz wylewają się tłumy dzieciaków. Wśród nich dostrzegam rudą czuprynę mojej przyjaciółki. Wołam Amber, a ona od razu kierując się do mnie krzyczy.

-Witam przyjaciółkę w tak zwanym pierdolniku!

Wydziera się do mnie ze śmiechem, a ja jej wtóruje. Obydwie nienawidzimy tej placówki. Ktoś mógłby pomyśleć że jeśli tak bardzo uwielbiam czytać książki, to szkołę też uwielbiam. Nie wiem z jakiej fizyki to wychodzi, bo za dobra to ja w nią nie jestem. Wiem tylko tyle że to nie prawda. Nie powiem że jestem złą uczennicą. Raczej dość przeciętna. Jak się trzeba nauczyć, to się nauczę ale sama z siebie nie dałabym rady.

Gdy udaje nam się w końcu przedostać przez tłum wygadanych nastolatków kierujemy się do hali sportowej. Po drodze rozglądam się wokół szukając mojego drugiego przyjaciela.

-Widziałaś gdzieś Luka?
Amber zamyśla się przez chwile a potem odpowiada.
-Dzwoniłam do niego rano może...

Nie było jej dane dokończyć, ponieważ już po chwili słyszymy głos naszego przyjaciela.
Nie mam pojęcia co krzyczał. Spodziewam się że były to jakieś jęki rozpaczy bo kolejny chłopak go spławił.
Luke Miller. Najlepszy gej na świecie oraz nasz przyjaciel. Znamy się odkąd rzucił Śnieżka w chłopaka który obraził moje warkocze w drugiej klasie. Potem w trzeciej, doszła do naszej klasy Amber. Znamy się już tyle lat że nic tej przyjaźni nie zepsuje.

Luke zbliża się do nas i mocno obejmuje.

-Jakoś to przetrwamy. - Mówi i teatralnie wzdycha.
-Jakoś w to wątpię -odzywam się.

Wszyscy się krótko śmiejemy a następnie kierujemy w stronę hali, na której już rozpoczął się apel. Wchodzimy na sale a oczy wszystkich uczniów patrzą na nas. Chyba trochę się spóźniliśmy. Szukam wzrokiem trzech wolnych miejsc aż w końcu natrafiam na mojego chłopaka i trzy wolne miejsca obok niego.

-Ej - Szepcze a wtedy cała dwójka odwraca się w moją stronę. Wskazuje głową miejsca obok mojego chłopaka.

Rudowłosa nagle zamiera. Jej oczy staje się zamglone a ona przełyka ślinę. Rzucam stojącemu obok niej blondynowi zdezorientowane spojrzenie a on je odwzajemnia, wzruszając ramionami. Wyprzedzam ich, i kieruje się w stronę Harry'ego. Mój Chłopak nie zauważa mnie do momentu gdy w końcu siadam obok niego. Zajmuje miejsce obok niego a on posyła mi sztuczny uśmiech a następnie całuje w policzek. Nie w usta. Mamy taką tradycje, zawsze blondyn całuje mnie w usta, a potem przytula i pyta jak mi minął dzień. Dzisiaj nie zrobił nic z tych rzeczy. Nawet z boku widać że coś bardzo go niepokoi. Siedzi sztywno, a wzrok podziewa gdzieś daleko od rzeczywistości.

Zerkam w bok z zamiarem spytania się przyjaciółki co stało się przy drzwiach. Amber jednak również siedzi sztywno. Nie jestem głupia, widzę że coś jest na rzeczy pomiędzy nimi dwojga. Stwierdzam że wypytam ich po apelu. Patrzę przed siebie gdzie siedzi inny rząd uczennic i uczniów. Szukam znajomych twarzy. A dokładniej mojego brata który wyszedł wcześniej z domu. Powiedział rodzicom że chce się jeszcze spotkać z kumplami przed szkołą, ale ja w to nie dokońca wierze. Dostrzegam go w towarzystwie jego przyjaciół: Travisa Smitha, Jennifer Evans oraz Nicholasa Jonesa, mojego odwiecznego wroga, najgorszego człowieka na ziemi z brakiem szacunku do kobiet. Nie wiem jakim cudem Daniel Moore, ktoś o moim nazwisku i genach naszych rodziców może się kolegować z takim plebsem. W sensie psychicznym. Bo kasy to on miał sporo.

Na moje nieszczęście Nicholas mnie dostrzega, posyła mi ten kpiący uśmiech, a ja go odwzajemniam. Nie ma większej przyczyny naszej niechęci. On w dzieciństwie mnie wyzywał, ja mu przyjebałam i się chłopak obraził. Potem takie sytuacje były często, a nasi rodzice, którzy w dodatku byli dobrymi znajomymi nie umieli sobie z nami poradzić. Ich spotkania zawsze kończyły się jakąś katastrofą spowodowaną naszym zachowaniem. Ja, w odróżnieniu od niego, dorosłam i stałam się odporna na jego zaczepki.
Odwróciłam od niego wzrok, i choć wciąż czułam na sobie jego spojrzenie, nie odwróciłam się więcej w jego stronę.

Znów spojrzałam w stronę Harry'ego który wciąż siedząc bije się z myślami. Kładę mu dłoń na jego i lekko ściskam dając mu znać że ma w pełni moje wsparcie, o cokolwiek chodzi. Następnie odwracam się w stronę Amber ale posyłam jej tylko zaciekawione spojrzenie a ona sztucznie się uśmiecha.

Jest jakaś moda na sztuczne uśmiechy czy co?

Gdy apel się kończy, zbieram swoje rzeczy, i biorę mojego chłopaka za rękę, a drugą dłonią, sięgam po rękę przyjaciółki obydwóch wyciągam na dwór, a Luke podąża za nami. Gdy się w końcu zatrzymujemy, otwieram usta aby coś powiedzieć, ale Harry mnie uprzedza.

- Słuchajcie, co powiecie dzisiaj na jakąś imprezę?
Aha.
-O tak, dzisiaj Nicholas urządza u siebie domówkę - Odzywa się Mój przyjaciel, a ja już otwieram usta by dorzucić swoje trzy grosze, ale nagle do rozmowy wtrąca się rudowłosa.
-Nie pamiętasz co się stało pomiędzy nimi na ostatniej imprezie?
Chyba wrócił jej humorek.
Wszyscy zaczynają się śmiać.
-Oczywiście że tak, przecież oni się tam prawie pozabijali. -Dołącza do dyskusji Harry który również przestał być zmartwiony.

Nie prawda, tylko kilka talerzy poleciało.

-I za nim Grace coś powiesz, to proszę zrozum ten jeden raz, wiem że nie przepadacie za sobą z Nicholasem ale proszę, tam będzie Travis! -Dodaje Lukę.

Travis to przyjaciel mojego brata i Nicholasa. Od siódmej klasy Luke się w nim podkochuje. Życie sobie ze mnie bezczelnie kpi, sprawiając że mój przyjaciel musiał zakochać się właśnie w przyjacielu mojego wroga. No ale cóż, nie mogę stanąć na drodze wielkiej miłości.

Wzdycham a następnie kiwam głową.
- Dobrze, pójdziemy.

——————————————————
Witam serdecznie tych nowych czytelników, oraz tych którzy byli tu już wcześniej przed usunięciem tamtych rozdziałów.🫶🏻
Mam nadzieje że narazie wam się podoba :)
Będzie mi bardzo miło jeśli polubicie, lub dodacie komentarz.
Do następnego! 👋🏻

TOMORROW is TODAY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz