Dzień 1 (część 2)

69 4 42
                                    


Z ręką na sercu mogę przyznać że imprezy to nie moje środowisko.

Jedyne o czym teraz marzę to przykryć się kocem, przygotować herbatę i zatopić się w jakiejś powieści. Wiem, totalna nudziara ze mnie.

Żart, jestem zajebista.

Zamiast tego muszę przedzierać się przez tłumy pijanych i spoconych ludzi. Super.
Chyba nigdy nie zrozumiem tego fenomenu imprez.
Przychodzisz, pijesz, bawisz się do opadłego a potem rzygasz.
Super zabawa.

Niestety, moi przyjaciele uwielbiają takie rzeczy. Przez cały czas próbują wyciągnąć mnie na jakieś domówki, ale jestem zbyt asertywna i uparta (głównie uparta) by się na nie zgadzać, ostatnie takie wyjście skończyło się rzucaniem naczyń po pijaku w stronę mojego wroga.
Oczywiście trafiłam kilka razy, ale on również. Obydwoje z Nicholasem skończyliśmy w szpitalu z łóżkami na przeciwko siebie. To dopiero była tortura. Ale co ja poradzę że jest taki wkurwiający.

Gdy w końcu zauważam moją przyjaciółkę, przyjaciela oraz chłopaka, podchodzę w ich stronę.
Amber, jest ubrana w śliczną, krótką czerwoną sukienkę która przylega do jej ciała, Luke za to ubrał się w zwyczajne czarne dżinsy, oraz jasno różową koszule z krótkim rękawem. Przytulam się do nich, a następnie podchodzę do Harry'ego. On założył luźne, czarne spodnie cargo oraz beżową koszulkę a jego włosy były ładnie i w miarę schludnie ułożone. Blondyn obejmuje mnie w pasie a następnie całuje w czoło. Nie widać już u niego ani śladu zmartwienia, jakiego widziałam u niego rano. Czułam że był już lekko pijany, co nie do końca mi pasowało, ponieważ bardzo nie lubiłam zapachu alkoholu.

W pewnym momencie zaczęła lecieć pierwsze dźwięki piosenki Bathroom od Montell Fish. Popatrzyłyśmy na siebie z Amber i jednoznacznie uśmiechnęłyśmy się do siebie. Pobiegłyśmy razem na parkiet, jak najszybciej tylko umiałyśmy aby zdążyć jeszcze przed rozpoczęciem się słów piosenki.
Kiedy ktoś na scenie zaczął śpiewać, stwierdziłam od razu że bardzo podoba mi się głos wokalisty. Zerknęłam na scenę, stał tam Nicholas Jones. Był ubrany w czarną koszulę, której rękawy podwinął do łokci oraz spodnie w tym samym kolorze, jego włosy były luźno roztrzepane. Nienawidziliśmy się ale jedno musiałam przyznać.

Był przystojny.

Ale na swoje usprawiedliwienie muszę powiedzieć że charakter ma okropny.

Stał na scenie trzymając gitarę elektryczną, a przy jego ustach znajdował się mikrofon. Gdy śpiewał tekst piosenki, widać było że był w swoim żywiole. Piosenka dalej trwała a ja z rudowłosą wciąż podskakiwałyśmy do jej rytmu wykrzykując jej słowa. Kiedy muzyka w końcu się skończyła, wróciłyśmy do stolika mokre od potu i zdyszane, śmiejąc się w niebogłosy.

Na kanapie siedziała reszta naszej paczki, Luke oraz Harry. Od razu gdy usiadłyśmy mój przyjaciel stwierdził.

-Musimy się czegoś napić, czegoś alkoholowego.

Wszyscy przytaknęli głową i zatrzymali wzrok na mnie. Rzadko piję. Jedynie czasami sięgam po alkohol. Dzisiaj stwierdziłam że pierwszy września to odpowiedni czas trochę odpuścić i pobawić się.

Uśmiechnęłam się na znak że również chce się napić, a oni zaczęli  bić brawo, co uznałam że niedorzeczne ale nie skomentowałam tego tylko się zaśmiałam

-Stawiam kolejkę! - krzyknęłam do moich przyjaciół na tyle głośno by móc zagłuszyć choć trochę muzykę w tle i innych, krzyczących ludzi.

Podeszłam do baru, a następnie zamówiłam kolejkę. Nie byłam pewna czy mężczyzna stojący za ladą sprzeda nam alkohol, w końcu mamy tylko szesnaście lat. A prawo w Nowym Jorku, i ogólnie w całej Ameryce Północnej, mówi że pełnoletnim jest się dopiero, po skończeniu dwudziestego pierwszego roku. Barmanowi chyba jednak to nie przeszkadzało,  bo nalał nam wszystkim kolejkę oraz kilku innym osobom w naszym wieku, również.

TOMORROW is TODAY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz