-Clorinde, w końcu cię znalazłem.- Zawołał miło do dziewczyny.
-Hej, Wriothesley. Co tym razem? Nie, nie chcę herbaty- zarzuciła sarkazmem fioletowooka.
-Nie tym razem, ale na herbatkę też można się umówić. Monsieur Neuvillette mnie przysłał. Czy Navia jest wplątana w sprawę morderstwa?- spytał wprost zarządca.
-Nie, natomiast winny na ringu wyszeptał mi w ucho, że Navia jest następna. Pilnuje jej. Dotrzymam ostatniej prośby jej ojca za wszelką cenę- odparła nie wzruszona Clorinde. Wriothesley kiwnął głową i skierował się do biura jego przyjaciela. A tam stała zapłakana Focalors, Furina.
Gdy zobaczyła ona policjanta wybiegła z biura.-A tej co?- prychnął czarnowłosy. -Nie mów mi, że znowu Knave się wkurwiła - Zażartował.
-Nie tym razem, panie policjancie, i grzeczniej do bogini Fontaine- odparł zirytowany Neuvillette, jednak jego oczy mówiły co innego gdy patrzył na Wriothesleya.
-Ależ panie sędzio.. Ja? Ja zawsze jestem grzeczny- puścił oczko niby poważnemu mężczyźnie -No ale.. Wracając do tematu. Jeżeli to nie Knave, to co się stało lady Furinie?- zapytał zaciekawiony.
- Nie jest dobrze. Furina sie martwi. Wyrocznia powoli się spełnia. Przecież ostatnio musiałem pomagać w twierdzy. Nie pamiętasz? - odpowiedział Monsieur Neuvillette.
-Racja. Nikt nie jest bezpieczny. Ciekawe ile nam zostało lat.. Pięć? A może pięćdziesiąt?- zastanawiał się Wriothesley.
Kiedy ci martwili się jak zapobiec wyroczni na dworze zaczął padać deszcz. Wriothesley spojrzał na Neuvilletta ze współczuciem w oczach. Neuvillette unikał kontaktu wzrokowego, gdy za oknem usłyszeli gromadke dzieci krzyczących do nieba, w strone ponurych chmur. „Nie płacz smoku wody! Nie płacz!" Gdy Neuvillette to usłyszał, jeszcze bardziej zaczęło lać, a im więcej myśli poświęcał wyroczni Fontaine, tym większy deszcz się pojawiał. W chwile lekka mrzawka zmieniła się w potężną burze z wichurą. Na ulicach zawiało pustką. Wszyscy pochowali się w domach, sklepach, byle by przeczekać wybryk smoka.
-Neuvillette.. Wszystko okej?- zapytał Policjant podglądając pogodę za oknem licząc, że słońce wyjdzie.
Neuvillette milczał w agonii, jednak po chwili zebrał się do kupy i odezwał a burza powracała do mrzawki.
-Musimy powstrzymać wyrocznie, Wriothesley- wykrzyczał łamliwym głosem smok.-A jak chcesz to zrobić?- Zapytał. - W porównaniu do ciebie, jestem tylko człowiekiem, takie sprawy raczej do Focalors chyba, że jestem w stanie jakoś pomóc- Wriothesley domyślał się, że Neuvillette coś wymyślił. W końcu według niektórych to "prawdziwy" bóg Fontaine. Furina to płaczliwa dziewczynka, która jest pomyłką a nie bogiem. Na końcu głowy Wriothesley też tak uważał, jednak tego nie mówił. Nie wypada, jest ważną osobą w Fontaine.
-Ja nie mam pojęcia, Wriothesley. Jedyne co jest teraz opcją to ewakuacja z Fontaine do innych nacji, aby uniknąć licznych śmierci-
Navia wracała do Poisson, czyli głównej bazy Spina di Rosula niosąc nad sobą lekką parasolke o eleganckim wyglądzie.
Melus i Silver (Jej wierni pomagierzy) Szli za nią również trzymając parasole, te jednak o ponurym, czarnym kolorze. Gdy wkroczyli na teren regionu Beryl, Melus zaczął podejrzewać, że ktoś ich śledzi. Wybił jednak to sobie z głowy, tłumacząc to szumem ulewy. Navia wkroczyła do Poisson dumnym krokiem, ponieważ w końcu zakończyła pewne dochodzenie. Zamknęła swój parasol a za nią do Poisson wszedł tylko Silver.- Gdzie Melus, Silverze? - zapytała zmartwiona Navia.
- Nie mam pojęcia, Pani - odparł Silver poprawiając swoje okulary.
Melus mimo, że stary słuch miał dobry. Rzeczywiście ich ktoś śledził. Jednak była to dobrze znana fioletowowłosa. Clorinde przyszła ostrzec Melusa i całe Spina di Rosula o potencjalnym zagrożeniu dla nich, ale co najważniejsze dla Navii. Melus od tamtego czasu był jeszcze bardziej uważny niż zawsze mimo tego, że i tak nigdy nie zawiódł jego Pani. Navia nie dowiedziała się o incydencie, aby jej nie stresować. Navia, nic nie wiedząca spokojnie robiła papierkową robotę. Nic nie wiedząca populacja Fontaine żyła spokojnie nie spodziewając się, że wyrocznia powoli się spełnia. Co zrobi bogini? Nie miała przecież żadnego planu. Knave to wyjawiła. Najprawdopodobniej znowu będzie chciała polegać na Neuvillecie.
- Ewakuujemy Fontaine do Liyue. Zgodzili się na to - kontynuował Neuvillette.
- I jak chcesz to zrobić? Focalors sie nie zgodzi! - zaprzeczył czarnowłosy.
- A czy ma ona wybór? Może i jest boginią, ale sama na siebie to zrzuciła. Gdyby był plan A, nie musiałbym robić planu B, zawsze na mnie polega - zirytował się Neuvillette podczas gdy spokojna tym razem mrzawka kontynuowała muskać betonowe kafelki chodników.
- No już, rozchmurz się, damy rade. Mam porozmawiać z Focalors? - przytulił go Wriothesley ze współczuciem, znów patrząc na oziębłą pogodę.
- Nie, musze to zrobić osobiście - odrzucił propozycje białowłosy.
- Dobrze, ja się zwijam do twierdzy - pożegnał się pan policjant.
Kiedy czarnowłosy wyszedł, sędzia się rozpogodził. Mrzawka zmieniła się w przyjemną pogodę. Smok cieszył się, że znaleźli rozwiązanie. Pojawił się jednak jeszcze jeden problem. Skąd będą wiedzieć, że wyrocznia znów postępuje zgodnie z planem? Kiedy będą gotowi na ewakuacje? Jeżeli poinformują mieszkańców, ci będą gotowi. Rozsieje to jednak panikę. Neuvillette znów był w kropce. Następny problem. Może zasięgnąć rady kogoś rozsądnego?
- Przyszłam jak prosiłeś - kiwnęła głową Clorinde witając się z nim.
- Potrzebujemy pomocy, Clorinde. Poinformować ludzi Fontaine o potencjalnej ewakuacji? Jeżeli to zrobie to będzie panika - zapytał zfrustrowany.
- Powinieneś ich poinformować, pomogę w ewakuacji - odrzekła szybko Clorinde.