Rozdział 2

176 7 1
                                    

Tak więc się stało. Neuvillette wydał oświadczenie na skale całego Fontaine o potencjalnej ewakuacji do Liyue. Clorinde z kolei przygotowała transport. Zadanie było trudne, ale musiało być wykonane. Furina oczywiście, tylko patrzyła się i żałośnie dyktowała. Nie przystało na bogini, ale cóż. Neuvillette wysłał Wriothesleya do Liyue aby dowiedzieć się jak to wszystko będzie przebiegać.

- Ningguang, tak? - podszedł do wysokiej, szczupłej kobiety o białych włosach, widząc jej wizje Geo.

- Hm? Oh. Wriothesley - odwróciła się do mężczyzny podając mu rękę, a po biurze rozległo się echo obcasów stukających o kafelki podłogi. Dźwięk niby irytujący, ale było w nim coś pozytywnego.

Czarnowłosy delikatnie złapał jej dłoń i zaczął mówić jego ciepłym głosem.
- Więc gdzie przeniesiemy ludzi Fontaine? Macie miejsce w Liyue Harbor? - zapytał. Jak zwykle wprost.

- Powinno się coś znaleźć, ale napewno nie na wszystkich. Reszte najprawdopodobniej osadzimy w nowo budowanych wioskach - Wriothesley i Ningguang pasowali do siebie, lubią załatwiać sprawy krótko oraz zwięźle.

Wriothesley po powrocie do Fontaine wyjaśnił wszystko Neuvillettowi. Pogoda była słoneczna, jako iż smok pokładał wielkie nadzieje w sukces ewakuacji. Neuvillette był pracoholikiem i każdy w Fontaine dobrze to wiedział. Tym razem jakimś cudem Wriothesley przekonał białowłosego do wzięcia wolnego. Zaprosił go do kawiarni żeby mieli chwilę dla siebie. Wriothesley to prosta osoba. Zamówił kawę bo „po co do kawiarni jak nie zamawiasz kawy" A Neuvillette z kolei zamówił wodę. Zwyczajną wodę. Wriothesley popatrzył na Neuvilletta ze zdziwieniem i ciepłym uśmiechem. Uważał, że to urocze. Neuvillette odwzajemniając uśmiech patrzył się czarnowłosemu w oczy. Wriothesley przegrał te walkę oczu i odwrócił zwrok pierwszy. Neuvillette jeszcze bardziej się uśmiechnął poprawiając jego starannie związane śnieżnobiałe włosy. Byli trochę przeciwieństwami. Neuvillette miał delikatne, miękkie dłonie. Włosy były zadbane. Neuvillette był raczej cichą osobą. Wriothesley jednak był bardziej ekstrawertyczny. Lubił pożartować, dłonie były niezadbane i suche, ale silne. Jak to inni mówią: Przeciwieństwa się przyciągają.

- Dziękuję, że przekonałeś mnie na wolne, Wriothesley - przerwał ciszę opierając swój zgrabny podbródek o rękę.

- Nie dziękuj. Sam powinieneś brać wolne, a nie być przekonywanym. Chociaż niedziele sobie odpuść - odparł Wriothesley będąc zmartwionym o białowłosego. Oczy przymknięte bardziej niż zazwyczaj. Widać było, że jest wykończony.

Zapłacili rachunek razem z napiwkiem i wyszli. Idąc chodnikiem czarnowłosy niespodziewanie zaciągnął sędzie w jakiś ślepy zaułek między dwoma budynkami.
Przycisnął go do jednej ze ścian budynków zagradzając mu drogę ucieczki silnymi ramionami.

- Rozumiem, że jesteś prawą ręką bogini i masz dużo na głowie, ale proszę, dbaj o siebie Neuvillette - powiedział stanowczo mężczyzna. Zanim Neuvillette zdążył powiedzieć jego standardową wymówkę czarnowłosy wepchał swój język w usta sędzi. Neuvillette zdezorientowany zamarzł. Po chwili nadążył za tematem i odpowiedział dołączając do tańca języków.
„Człowiek ze smokiem.. Nie grali tego jeszcze." Pomyślał Wriothesley czując, że język Neuvilletta jest inny niż ludzki.
Oderwali się od siebie, a zarumieniony smok przetarł oślinione usta o rękaw patrząc ze zdziwieniem na policjanta. Neuvillette zawsze był schludny i normalnie nie pozwoliłby sobie na wytarcie ust o jakieś ubranie, jednak był tak zdezorientowany, że zrobił to nieświadomie. Wriothesley uśmiechnął się niewinnie dalej trzymając ramiona tak, aby smok nie mógł od niego odejść.

- Jeszcze jeden? - zażartował czarnowłosy, licząc jednak, że smok się zgodzi.

- Wriothesley. Nie jestem znajomy uczuciom ludzkim. Wytłumaczysz mi, dlaczego mnie pocałowałeś? - zapytał na poważnie dalej zarumieniony.

Wriothesley słysząc troche oschłą odpowiedź na pocałunek zabrał swoje ramiona do siebie i tym samym uwolnił smoka z jego „pułapki".

- Zapomnij, Neuvillette. Pójdę do twierdzy, do zobaczenia - pomachał Wriothesley i odszedł.

Neuvillette nie znał tych uczuć. Nigdy nie wiedział czym dla ludzi jest jakiekolwiek przywiązanie, lub miłość, o której dużo slyszał. Jednak czuł coś do czarnowłosego. Tylko nie wiedział co. Jako, że miał wolne a Wriothesley go zostawił stwierdził, że zaprosi Clorinde na spotkanie i porozmawia o tym co się stało między czarnowłosym a smokiem.

- Wriothesley... Cię pocałował? - Clorinde zaniemówiła ponieważ nigdy nie spodziewałaby się czegoś takiego po czarnowłosym.

- Myślę, że on może cie kochać, Monsieur Neuvillette - stwierdziła prosto.

- Kochać? Hmm.. Dziękuje, Clorinde - białowłosy nadal nie wiedział czym jest ta cała miłość. Ale nie mógł by spytać Clorinde. Nie chce zdradzić swojej tożsamości smoka. A to nieludzkie, by nie znać uczuć.

- Nie ma za co, Monsieur Neuvillette. Do usług - odpowiedziała i pożegnała się z sędzią.

Wriothesley rozmyślał nad tym, co zrobił wcześniej, w tym zaułku. Usłyszał pukanie do drzwi swojego biura, i zastał smoka we własnej osobie.

- Czy to prawda, że mnie kochasz ? - bez żadnego przywitania zapytał białowłosy.

- Neuvillette.. Tak. Kocham cię - odparł przygnębiony Wriothesley. 

- Co znaczy miłość? Co znaczy kochać? - zadawał pytanie za pytaniem.

- Trudno to wytłumaczyć. To jakby.. Głębokie uczucie do kogoś. Pożądanie tej osoby - odpowiedział.

- Rozumiem. Czy to dlatego mnie pocałowałeś? - zarzucił następnym pytaniem.

- Tak, Neuvillette -

- W takim razie, skoro to znaczy miłość. Kocham cię, Wriothesley -

Fontaine było ciekawym regionem.. Prawie wszystko kończyło się tu jakimiś głupimi śledztwami i wynajmowanymi detektywami. Neuvillette poprowadził swoje własne dochodzenie na temat miłości.

Hydro dragon don't cry!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz