Promienie letniego słońca padały na baśnioborski ogród. Pielęgnowane przez wróżki piękne kwiaty róży lśniły w świetle. Lekki wietrzyk poruszał liśćmi i nic nie zakłócało idealnego spokoju.
Kendra Sorenson przeciągnęła się, osłaniając dłonią oczy przed promieniami słońca, które padały przez okno prosto na jej twarz. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do siebie. Do jej uszu dotarł śpiew ptaków.
Dziewiętnastolatka jeszcze przez chwilę poleżała, ciesząc się chwilą spokoju, po czym wstała z łóżka. Pierwszym, co zrobiła, było otwarcie okna i wpuszczenie do pokoju świeżego powietrza. Parę sekund stała przy parapecie, wdychając zapach lasu, po czym sięgnęła po swoje ubrania i udała się do łazienki, żeby się ogarnąć.
Była tego dnia w dosyć dobrym humorze. Wypadała właśnie kolejna rocznica jej związku z Paprotem i nie mogła się doczekać na popołudniowe spotkanie z chłopakiem.
Kendra, po przebraniu się i spięciu włosów w luźnego kucyka, zeszła z piętra do kuchni. Kiedy tylko przekroczyła próg pomieszczenia, ogarnął ją zapach świeżych naleśników. Uśmiechnęła się do siebie, wdychając go.
W kuchni, oprócz szykującej śniadanie babci Ruth, znajdował się już Warren, który czytał gazetę i popijał kawę, oraz Seth, siedzący z nosem w komórce. W ręce trzymał widelec, ale najwyraźniej zapomniał o całym świecie, bo jego dłoń zawisła w połowie drogi do ust.
— Uu, flirtujesz od rana ze swoją dziewczyną? — rzuciła nastolatka, zerkając bratu przez ramię i próbując odczytać wiadomości.
— Eva nie jest moją dziewczyną! — zaprotestował od razu uzdrawiacz cieni, kładąc telefon ekranem do dołu. Na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec.
— Ale ja nie mówiłam nic o Evie — oznajmiła Kendra, uśmiechając się złośliwie, na co Seth zarumienił się jeszcze bardziej. Kiedyś to on się z niej nabijał, więc teraz, kiedy wyraźnie się zakochał w księżniczce Świetnego Ludu, postanowiła się odegrać. Było to dosyć dziecinne zachowanie, ale nie mogła się powstrzymać. Zastanawiała się też, kiedy ta dwójka w końcu skończy razem.
— Kendro, daj spokój bratu i siadaj do stołu. Naleśniki są gotowe — oznajmiła Ruth, kładąc talerz z ciepłymi naleśnikami przy krześle Kendry.
— Dziękuję — odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem. Zajęła swoje miejsce i przymknęła oczy, wdychając zapach naleśników. Uwielbiała naleśniki babci. Były przepyszne. Mogła się nawet pokusić o stwierdzenie, że lepszych ze świecą szukać.
Dziewiętnastolatka otworzyła oczy i zerknęła na swój talerz. Od razu zmarszczyła brwi, orientując się, że naleśników jest mniej niż było parę sekund wcześniej. Początkowo uznała, że jej się przewidziało, ale kiedy uniosła spojrzenie na Warrena, wszystko się wyjaśniło.
— Warren, możesz mi powiedzieć, gdzie zniknęła połowa moich naleśników? — spytała.
— Nie mam pojęcia — odpowiedział mężczyzna z pełnymi ustami, po czym powrócił do czytania gazety i przeżuwania naleśników Ken.
Nastolatka przewróciła oczami, ale się nie odezwała. Warren czasami zachowywał się gorzej od Setha. Wszyscy dobrze wiedzieli, że uwielbia naleśniki Ruth najbardziej ze wszystkich. Niektórzy nawet żartowali, że to one są jego wielką miłością, a nie Vanessa, z którą się zaręczył.
Kendra ponownie skupiła się na swoim śniadaniu. Zdecydowała nie odrywać już więcej wzroku od talerza, bo mogłoby się to skończyć z kolejnymi naleśnikami, które zamiast w jej żołądku wylądowałyby w żołądku Warrena. Ułożyła obok naleśników parę owoców i polała całość syropem klonowym.
CZYTASZ
Misja: Zaufanie |Ronendra|
FanfictionKiedy w rocznicę ich związku Paprot zostaje porwany, Kendra robi wszystko, by mu pomóc, nawet jeśli oznacza to współpracę z dawnym wrogiem. A tymczasem nad światem magii wisi niebezpieczeństwo... Fanfik pisany niemalże bez żadnego planu, części pewn...