3.

223 15 17
                                    

Mikołaj przemierzał spokojne ulice Wrocławia, myśląc nad całą sytuacją, w której się znalazł.

Zastanawiał się jak ktoś dorosły może wypisywać takie rzeczy do tak młodych osób. Nie widział w tym żadnego sensu.

Przechodził właśnie przez zaciemniony park, który miał swój własny mroczny klimat.

Nie bał się, bo skupiał się bardziej na naturze, która go otaczała.

Było mu coraz chłodniej, ale nie widział potrzeby by wrócić do swojego mieszkania.

Szedł już tak parę chwil, aż w końcu zauważył grupę podejrzanych osób, którzy dziwnie się na niego patrzyli.

Stwierdził, że dla swojego bezpieczeństwa lepiej będzie dla niego, jeśli się wycofa. Od razu, gdy o tym pomyślał tak zrobił. Momentalnie zawrócił i szybkim tempem kierował się jak najdalej od tego miejsca.

Zestresował się, gdy słyszał za sobą szybkie, głośne kroki.

Nie wiedział, czemu, ale zaczął biec.

Jego intuicja nie podpowiadała mu niczego dobrego.

Gdy udało mu się wydostać z parku schował się w pierwszej lepszej alejce między blokami.

Nasłuchiwał odgłosu ciężkich butów swoich niedoszłych oprawców. Lecz nic takiego nie udało mu się wychwycić.

Przeczekał tam dłuższą chwilę, aż uznał, że zagrożenie tymczasowo minęło. Na co odetchnął z niewyobrażalną ulgą.

.・。.・゜✭・.・✫・゜・。.


Siedział właśnie na łóżku przerażony. Nie mógł przestać myśleć o tym, co by się stało, gdyby nie udało mu się uciec.

Dręczyły go cały czas pytania. Co jeśli ci ludzie tu przyjdą? Jeśli mają jego adres? A przede wszystkim, czego oni od niego chcieli?

Z ponurych rozmyślań wyrwał go dźwięk wibracji swojego telefonu. Trzęsącą się dłonią sięgnął po urządzenie znajdujące się niedaleko. Pierwsze, co rzuciło się w jego oczy to zdjęcie Wardęgi.

Starał się uspokoić, ale nie za bardzo mu się to udało.

- Halo? – zapytał roztrzęsionym głosem.

- Coś się stało? Nie brzmisz najlepiej – zapytał zmartwiony Sylwester.

- Nie to nic takiego.

- Gdyby to było „Nic takiego", to nie próbowałbyś ukryć przede mną, że coś jest nie tak.

- Nie chce teraz za bardzo o tym rozmawiać. – odpowiedział mu, bawiąc się w tym czasie palcami.

- Skoro tak. Ale pamiętaj, że jeszcze do tego wrócimy.

- Chciałeś coś, czy tak po prostu dzwonisz? – Zapytał Konopskyy, będąc niezbyt chętnym do dalszej rozmowy. Czuł się strasznie wyczerpany, a jakakolwiek rozmowa tylko to pogarszała.

- Mam pewną propozycję. Co powiesz na to, żeby się spotkać i omówić wszystko, co do tej pory zebraliśmy. Możemy też pójść na jakąś kawę lub coś innego. Jak wolisz.

- To nie jest taki zły pomysł, ale zastanowię się jeszcze. Przepraszam Sylwek, ale jestem strasznie zmęczony dzisiejszym dniem i jak najszybciej chciałbym pójść spać. – Wymamrotał chłopak.

- W takim razie dobranoc Miki. Wyśpij się dobrze – powiedział prześmiewczo mężczyzna.

- Mhm. – mruknął młodszy, nie reagując na zaczepkę starszego, po czym się rozłączył.

Chłopak nie miał nawet siły, żeby pójść się przebrać.

Cały stres z dzisiejszego wieczoru odbił na nim swoje piętno. Przykrył się kocem i po niemalże chwili odpłynął.

.・。.・゜✭・.・✫・゜・。.

Pakował właśnie swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Razem z Sylwestrem stwierdzili, że lepiej będzie omówić na żywo wszystkie szczegóły. Poza tym muszą też obgadać kilka rzeczy. Gonił go czas i nie mógł pozwolić na to żeby pociąg mu uciekł, a nie widziało mu się czekać na kolejny.

.・。.・゜✭・.・✫・゜・。.

Konopskyy stał właśnie na środku peronu, starał się odnaleźć wzrokiem Sylwestra, ale marnie mu to szło.

Stwierdził, że najlepiej zejść na bok, gdyż ruch, który był właśnie w tym miejscu sprawiał, że co chwilę ktoś go szturchał.

Nie chciało mu się dłużej czekać, więc stwierdził, że zadzwoni do chłopaka. Szukał właśnie jego numeru telefonu, ale okazało się to niepotrzebne, bo zauważył sylwetkę starszego kierującego się w jego stronę.

Uśmiech sam zagościł na jego twarzy, gdy ten podszedł bliżej.

Wardęga podał chłopakowi rękę na powitanie, na co ten odpowiedział tym samym.

Porozmawiali chwilę na luźniejsze tematy i udali się w stronę wyjścia z dworca.

Gdy dotarli do samochodu, Mikołaj odłożył swoje rzeczy i wsiadł na miejsce pasażera.

Sylwek skierował swój pojazd w stronę kawiarni, która znajdowała się na obrzeżach stolicy. Jechali w lekko niezręcznej ciszy.

Sami do końca nie wiedzieli od czego zacząć temat, co skutkowało tym, że żaden z nich się nie odezwał.

Po udanej podróży stwierdzili, że udadzą się do środka lokalu.

Pomieszczenie było w jasnych barwach zaś detale, które się w nim znajdowały, miały ciemny kolor co dawało przyjemny dla oka kontrast.

Usiedli w oddalonym stoliku od reszty konsumentów, co dało im większą przestrzeń prywatną do rozmowy.

- Masz już jakieś nowe dowody których mi nie wysłałeś? - zapytał bez zbędnego przedłużenia Konopskyy.

- Coś tam mam, ale najpierw chciałbym się ciebie o coś zapytać. Nie wiem, czy ty też, ale ja dostałem list, w którym były groźby w moją, jak i twoją stronę. Nie była to jedna sytuacja, bo ciągle dostaje wiadomości z podobną treścią. Nie ukrywam, trochę się martwię o ciebie, bo ja jakoś sobie poradzę.

Konopskyy przytaknął mu i lekko cię oburzył na to, że ten w niego nie wierzy.

Nastąpiła chwila ciszy po czym Wardęga zadał następujące pytanie.

-Czy chciałbyś na czas tej sprawy zamieszkać u mnie?

ɢɪᴠᴇ ᴍᴇ ᴏɴᴇ ᴄʜᴀɴᴄᴇ || Konopskyy X Wardęga Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz