8

708 52 137
                                    

-Mikołaj, co to miało być?! - do mojego pokoju wbiegła mama. W prawej dłoni trzymała listek z tabletkami na uspokojenie. - Wytłumaczysz mi wreszcie co tu się dzieje?! Bo jeśli chodzi o-

-NIE CHODZI O SYLWESTRA - krzyknąłem, podnosząc się z łóżka. - Naprawdę zaczynam żałować, że cokolwiek do ciebie wtedy napisałem! Nic się nie dzieje, wszystko jest w porządku, a... a Sylwek nie jest z tym związany!

Jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Już nie wyglądała na złą, ale na smutną, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Nerwowo przeczesałem dłonią włosy i przełknąłem ślinę. Nie chciałem, żeby było jej przeze mnie przykro, może zareagowałem zbyt agresywnie...

-To ja... - rozpoczęła płaczliwym głosem, dotykając się palcem w klatkę piersiową. - Przyjeżdżam do ciebie, bo martwię się o to, jak sobie radzisz sam... A ty odwdzięczasz mi się w taki sposób?! Od razu wiedziałam, że te wszystkie znajomości nie są dla ciebie dobre... Zaniedbujesz mnie, Mikołaj... Nie masz dla mnie już w ogóle czasu!

-Mamo, nie... - powiedziałem zmieszany. Zrobiło mi się naprawdę wstyd.

-Żadne nie, Mikołaj! Przecież widzę, jak to wygląda. To ja codziennie muszę dzwonić pierwsza, bo sam nie raczysz mi powiedzieć, czy wszystko w porządku, czy dobrze sobie radzisz, albo chociażby, żeby zapytać jak się czuję! A teraz... Nawet nie wiesz jak mnie to boli! - rozpłakała się.

Zacisnąłem mocno szczękę. Miała rację, że zachowywałem się jak największy chuj. Nie chciałem jej olewać, po prostu zacząłem swoje życie i miałem dużo innych spraw na głowie...

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale jednak za chwilę je zamknąłem. Nie potrafiłem patrzeć na płaczącą mamę. Była dla mnie najważniejszą osobą w życiu.

Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z domu. Nie chciałem pogarszać sytuacji, więc stwierdziłem, że najlepiej będzie jeśli na chwilę pobędę sam.

Już miałem wsiąść do samochodu, kiedy zobaczyłem kilka dużych kamieni, leżących na trawniku.
Zawinięte były w kartki papieru z napisem:

Masz ostatnie 2 dni, Kurwowskyy

Przełknąłem głośno ślinę i wsiadłem do samochodu. Zacisnąłem mocno dłonie na kierownicy i powoli policzyłem do piętnastu.

W tamtym momencie naprawdę zacząłem się bać i jedynym sensownym rozwiązaniem wydawało mi się napisanie do Sylwestra.

Tak też zrobiłem.

konopskyy_
Wiem, że zostawiłeś mnie na odczytanym, ale proszę cię spotkajmy się dziś. Mogę nawet po ciebie przyjechać i pojedziemy gdzieś, tylko błagam, porozmawiajmy.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że żałośnie to brzmiało. Kolejny raz proszę go o rozmowę, a pewnie skończy się to dokładnie tak samo jak poprzednie próby.

Odpaliłem samochód i wyjechałem spod domu. Nie wiedziałem jeszcze, gdzie chcę jechać, ale na pewno gdzieś daleko.

Kiedy włączałem muzykę, dostałem powiadomienie z Instagrama. Ze stresu rozbolał mnie brzuch.

Oprócz kilku wiadomości z pogróżkami, zobaczyłem też tą, na którą czekałem najbardziej:

sawataha_wardega
👍

O kurwa.

***

Podjechałem pod ogromny, luksusowy dom.

Tak, ja też byłem zdziwiony, że zamiast szałasu z liści, stał przede mną prawdziwy dom.

Byłem w chuj zestresowany.

Nie wiedziałem, czego powinienem się spodziewać. Zresztą sam nie byłem pewien, co dokładnie chcę mu powiedzieć.

„Hej słuchaj, ludzie mi grożą i się boję, proszę pomóż"

Nie.

Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i stanął przed nimi Wardęga. Gestem dłoni pokazał mi, żebym do niego podszedł, więc zrobiłem to.

Słyszałem bicie mojego serca i choć starałem się wyglądać na wyluzowanego, byłem pewien, że każdy zauważyłby, jak bardzo się stresowałem.

-Do rzeczy - powiedział chłodno zanim zdążyłem się chociażby przywitać.

-Ja... - zacząłem niepewnie, bawiąc się swoim sygnetem. - Kurwa, Sylwek, naprawdę jest mi przykro. Nie chciałem, żeby tak to się skończyło.

-I po to tu przyjechałeś? Chyba wyraźnie ci pokazałem, że nie mam zamiaru z tobą o tym rozmawiać - brzmiał naprawdę chamsko, przez co zacząłem żałować, że w ogóle się do niego odezwałem.

-Przecież ja nic nie zrobiłem! To moja mama cię wyrzuciła i wiem, że przegięła! - podniosłem głos.

-No właśnie, kurwa, nic nie zrobiłeś! Wiesz jak się czułem, czekając, aż wreszcie powiesz jej, żeby się odpierdoliła, a ty tylko stałeś jak jakaś ciota i patrzyłeś w podłogę?! Nawet się na mnie, kurwa nie spojrzałeś! - wtrącił.

Nastąpiła długa, niekomfortowa cisza.

Teraz też nie potrafiłem utrzymać z nim kontaktu wzrokowego.

-I Mikołaj, jako dobry starszy kolega, tak tylko ci powiem, że to kurwa nie jest normalne. To wszystko, co robi twoja matka - powiedział już spokojniej, patrząc w moje oczy.

-Sylwek, ja nie mogę jej zostawić... Ty niczego nie rozumiesz. Ona chce dla mnie dobrze i ja to-

-Mikołaj do kurwy nędzy.

-Nie mogę! Szczególnie teraz, kiedy ci ludzie mi grożą! Pewnie jest sto razy bardziej wystraszona niż ja! - przejechałem dłońmi po twarzy.

-Czekaj, co? Grożą? - zapytał, na co jedynie kiwnąłem głową.

Nie wiedział o tym?

Złapał mnie mocno za ramię i pociągnął w głąb domu.

Korytarz, w którym staliśmy, wyłożony był czarnymi marmurowymi płytkami, a na szarych ścianach, wisiały lustra i jakieś obrazy. Naprawdę byłem w szoku, że tak dobrze urządził sobie dom.

Był naprawdę ogromny, a przede wszystkim czysty. Już wiem, dlaczego aż tak czepiał się dwóch bluz na kanapie.

-Czemu mi o tym, kurwa nie powiedziałeś?! - krzyknął, wyrywając mnie z zamyślenia.

Stałem przed nim w grubej kurtce i z zaciśniętymi pięściami. Choć byłem wyższy, i tak czułem się wtedy jak dziecko, na które krzyczy rodzic.

-No... teraz chciałem... - mruknąłem cicho.

Odpowiedział mi głośnym westchnięciem, co zmieszało mnie jeszcze bardziej.

-Myślałem, że porozmawiamy i wszystko ci wytłumaczę, ale najwyraźniej się nie da. Wyślę ci materiały i nie wiem... Zrób z nimi, co uważasz - powiedziałem, idąc w stronę drzwi. Miałem wrażenie, że zaraz się tam rozpłaczę.

-Mikołaj stój - donośny głos Sylwestra rozbrzmiał za moimi plecami.

Odwróciłem się na pięcie i spojrzałem prosto w jego duże, jasne oczy.

-Mam dość, nie rozumiesz?! Te wszystkie groźby, to nie tylko puste słowa, oni naprawdę mogą... po prostu się boję! - mój głos złamał się pod koniec i czułem się jak największy na świecie tchórz.

Ale wtedy Wardęga podszedł bliżej i powiedział coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewał.

-Tkwimy w tym razem, nikt nigdy cię nie skrzywdzi. I już ja tego dopilnuję.

Are we still friends? - Wardęga x Konopski fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz