Ostatni raz poprawiłam swoje włosy i przejrzałam się w lustrze. Sprawdziłam jeszcze torebkę i uprzednio żegnając się z mamą i Xavim opuściłam dom. Za bramą czekał już na mnie zielony mini cooper. Z uśmiechem na ustach wsiadłam na miejsce pasażera i przywitałam się z Pedro.
- Dzisiaj jest jakaś szczególna okazja? Nie wiem, kto tak po prostu urządza imprezę w środku tygodnia.
Wczoraj po meczu Pablo napisał na grupie, że zaprasza nas dziś do siebie. Z początku byłam odrobinę zdziwiona, bo był wtorek. Od kiedy domówki nie odbywają się w weekend? Jednak im dłużej czytałam grupkę, tym bardziej rozumiałam, że dla chłopców jest to całkowicie normalne. Jeśli nie spotykają się na imprezę, to zazwyczaj przychodzą do siebie grać w Fifę. Piłkarze na boisku i poza nim.
- Cóż, wygraliśmy wczoraj mecz więc musimy to opić. - wzruszył ramionami i po chwili zatrzymał się na czerwonym świetle. Korzystając z okazji spojrzał na mnie i parsknął śmiechem. - Odwaliłaś się jak szczur na otwarcie kanału. Pablo będzie zachwycony.
- Skup się lepiej na drodze, co? - walnęłam go w ramię, na co również się zaśmiał. Światło uległo zmianie, dlatego znów ruszyliśmy przed siebie.
Osobiście uważałam, że ubrałam się ładnie. Nie sądziłam, abym przesadziła. Co prawda, nie wyszłabym tak w zwykły dzień na miasto, ale również nie poszłabym w tym do klubu. Ostatnio kupiłam czarne, skórzane spodnie dlatego grzechem było z nich nie skorzystać. Mój top mógł być odrobinę krótszy niż zwykle, jednak dopóki mama uważała, że wyglądam świetnie, ja sama tak myślałam.
- Aurora wraca też jutro do Sewilli, więc pewnie chciała się z nami odpowiednio pożegnać. - pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Brunetka była naprawdę w porządku. Zamieniłam z nią kilka słów przed meczem i mogłam stwierdzić, że jest przeurocza. - Mówiła mi też, że chce Cię odrobinę poznać.
- Uwielbiam ją. Z chęcią dziś z nią pogadam.
- Grunt to mieć dobre kontakty ze szwagierką, prawda? - zmroziłam go wzrokiem. Od dnia tego nieszczęsnego obiadu Pedri, Ferran i Ansu nie dawali mi spokoju. Nie chciałam nawet wiedzieć jak bardzo męczyli Gaviego.
- A może zamkniesz się w końcu i dotrzemy na imprezę w dobrym humorze?
- Mów za siebie, ja ciągle czuję się świetnie. - uśmiechnął się zwycięsko i puścił mi oczko. Boże, dodaj mi siły, bo kiedyś rozniosę każdego z chłopców po kolei. Pedro na pewno stał na samym początku tej kolejki. - Rozchmurz się, za chwilę zobaczysz Romeo.
- Pedro González! Bądź cicho!
- Dobrze, dobrze, już przestanę. - wybuchł śmiechem, na co jedynie przewróciłam oczami.
Dalsza droga minęła nam w ciszy. Od czasu do czasu Pedri śpiewał pod nosem hiszpańskie piosenki, które akurat leciały w radiu. Ja w międzyczasie przeglądałam swój telefon. Mój instagram ostatnio wręcz umierał. Z tego wszystkiego zapominałam o tym, żeby dodawać jakiekolwiek posty. Musiałam do tego wrócić.
- Jesteśmy. - zatrzymaliśmy się na osiedlu kilku apartamentowców. Zakładałam, że musiało być ono prywatne, bo nie przechodziła tędy żadna żywa dusza.
Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się do wejścia jednego z budynków. Pedro wystukał jakiś kod, po czym drzwi przed nami się otworzyły. Podążałam za nim do windy. Ciekawe jak wysoko mieszkał Pablo. Zapewne miał niesamowite widoki za oknem.
- Obraziłaś się? - spytał w pewnym momencie, na co zmarszczyłam brwi. Owszem, irytowało mnie jego bezsensowne gadanie, ale nie na tyle, żebym miała się od razu obrażać.
CZYTASZ
Hoy hace sol | Pablo Gavira
ספרות חובבים- Pablo to imię pochodzenia łacińskiego. Oznacza "mały człowiek". - wyrecytowałam z pamięci i parsknęłam na końcu. O ironio, nawet jego imię do niego pasowało. - Rodzice od początku wiedzieli, że będziesz niski. - Przezabawne, po prostu boki zrywać...