Mam z Tobą do pogadania, Smiley.

27 2 6
                                    


Angry stał już koło swojego brata oraz dowódcy z wice dowódcą.
Mikey miał miły wyraz twarzy, a Draken stał koło niego wyprostowany.
Smiley uśmiechał się jak to miał w zwyczaju.

— Słuchaj Angry, Twój starszy brat już wiele mi o tobie dobrego opowiadał. Umiesz walczyć jesteś oddany Tomanowi nawet teraz, gdy do niego nie należysz,a co najważniejsze jesteś kimś ważnym dla Smiley'ego. — Mikey nie był w stu procentach przekonany co do przydzielania młodszego brata Nahoyi do czwartej dywizji, ale uznał, że zaryzykuje.

— Moje pytanie brzmi.
Czy chciałbyś dołączyć do gangu Tokyo Maji?! — zapytał uniośle, pełen energii oraz dumy. W końcu to bardzo ważne pytanie.
Souya nie wiedział co powiedzieć. Czuł jak wielki ciężar właśnie na niego spada. Oczywiście, że chciał dołączyć do Tomanu i być ze swoim bratem, dbać o niego i go chronić, ale czy po tych wszystkich dziwnych sytuacjach z przed paru minut jest w stanie podjąć taką decyzję?
Nie miał pojęcia co powiedzieć, dlatego popatrzał na swoje buty z mało zauważalnym smutkiem.

— Wybacz mi Mikey. Nie jestem gotów. — niebieskowłosy, ukłonił się przed dowódcą gangu, a to co powiedział sprawiło, że wszyscy wokół niego mocno się zdziwili. Najbardziej Nahoya.

— Ale jak to, Angry? Przecież chciałeś być częścią Tomanu. Chciałeś być przy mnie. — Smiley położył dłoń na ramieniu brata, nie rozumiejąc jego odpowiedzi.

— Mam z Tobą do pogadania, Smiley. Bez tego nie będę mógł dołączyć do gangu. — powiedział stanowczo do brata, czując stres, który sprawia, że jego ciało drży. To był pierwszy raz, kiedy jego straszy brat czegoś mu nie powiedział, bynajmniej miał taką nadzieję..

— W takim razie, Smiley wraz ze swoją dywizją możecie się rozejść. — powiedział Mikey, dając znak Drakenowi, że mogą iść. Mieli do załatwienia kilka rzeczy, a później Draken chciał zobaczyć się z siostrą Mikeya, Emmą.

Nahoya czuł się lekko zestresowany oraz zawstydzony zachowaniem brata. Nie rozumiał zupełnie jego zachowania, co bardziej go flustrowało.

— Czemu do cholery odmówiłeś? — zapytał Souyę, który nie był skory do rozmów i tylko unikał go wzrokiem.

— A czemu ty mi nie powiedziałeś o tej ksywce? Albo o Chifuyu, który ze mną dzisiaj rozmawiał?! — Angry po chwili się odezwał, patrząc kątem oka na brata. Był już mocno wkurzony, tym bardziej, że Nahoya nie rozumiał powodu jego odmowy. Łzy zebrały się w jego oczach, na co Smiley się momentalnie opamiętał. Poczuł jak nieprzyjemny dreszcz przechodzi całe jego ciało. Tak nostalgiczny dreszcz.
Jego obietnica z przed lat..

— Souya.. Proszę nie płacz.. — powiedział, przytulając go ostrożnie. Sytuacja z przed lat odbiła się na nich obydwu. Nahoya nigdy przenigdy nie chciał, aby jego młodszy brat musiał przeżywać takie okropieństwa.
Angry natomiast również zdawał sobie sprawę, co może się stać. Nie chciał płakać, nie chciał popadać w niezdrowy gniew nie do opanowania. Zacisnął dłonie na murdurze brata. Czuł jak jego serce znów wraca do poprzedniego rytmu.

— Poprostu powiedz mi co się odwala i co przede mną ukrywasz.. Nie chcę, abyś miał przede mną tajemnice. W końcu mamy tylko siebie. — młodszy powiedział spokojnie i odsunął się powoli. Nahoya włożył ręce do kieszeni spodni munduru, wzdychając.

— Ehh, no dobrze. Słuchaj braciszku. Jak dołączyłem do Tomanu, Mikey powiedział, że koniecznie potrzebuje jakiejś ksywki. Po to, aby zachować anonimowość i żeby tobie się nic nie stało.
Niestety nie miałem pomysłu, ale wtedy Mikey zaproponował właśnie "Smiley" i tak już zostało. Wszyscy w tym ja, uznali, że to to dobry wybór. W końcu zawsze się uśmiecham.
Nie powiedziałem Ci, ponieważ uznałem, że skoro nie należysz do Tomanu to nie jesteś upoważniony do wiedzy o tym. Poza tym jak wspominałem, chciałem, abyś był bezpieczny. Przepraszam Cię bardzo, mogłem Ci mimo wszystko powiedzieć, wiem, że dochowałbyś tajemnicy, a co ważniejsze nie czułbyś się teraz taki oszukany.
A jeżeli chodzi o Chifuyu, to nie raz rozmawiałem z Baji'm, czyli kapitanem pierwszej dywizji i stąd tyle o Tobie wie. Mamy dobry kontakt, hah. Mimo wszystko nie przejmuj się, gdyż Matsuno jest bardzo miłym i dobrym człowiekiem. Myślę że zawsze wyciągnie do ciebie pomocną dłoń w potrzebie.
— Uśmiechnął się lekko i spojrzał na młodszego brata. Jego serce waliło okropnie. Słyszał jego rytm w uszach. Wyrzuty sumienia go przygniatały. W końcu sam kiedyś mu obiecał, że nie będzie nic przed nim ukrywał.

— Rozumiem. Nie mówię, że nie będę wkurzony przez jakiś czas, jednak od teraz nie miejmy przed sobą żadnych tajemnic. — Smiley przytaknął, na co Angry lekko się uspokoił.

— A co z Twoim dołączeniem do dywizji, a co ważniejsze gangu? — Nahoya naprawdę chciał, aby jego brat był z nim w jego dywizji. Pomimo tego, że miał oddanych mu ludzi, czuł pustkę. Jego brat ją wypełniał. Jest dla niego oparciem oraz jego najlepszym przyjacielem.

— Na razie wolabym nie dołączać do Tomanu. Daj mi czas, Nahoya. Obiecuje, że niedługo dołączę. — niebieskowlosy podrapał się w kark.

Nahoya odszedł na chwilę dać znać chłopakom z jego dywizji o paru ogłoszeniach od dowódcy oraz powiedzieć im, że mogą wracać do domów.
Angry w tym czasie patrzał na drzewa, które lekko kołysały się pod wpływem wiatru.
Kiedy on i Smiley byli mali, często biegali po parkach w których drzewa chroniły ich od nadmiaru promieni słonecznych.
Na to wspomnienie Souya uniósł kącik ust.
Odkąd ich rodzice zginęli, muszą radzić sobie sami. Nahoya przyrzekł mu wtedy, że będzie o niego dbał. W sumie wychodzi na to, że Souya bardziej dba o Nahoye, niżeli Nahoya o Souye.
Młodszemu to nigdy nie przeszkadzało, ponieważ wiedział jak jego starszy brat bardzo się stara, pomimo tylu obowiązków oraz bycia częścią Tomanu.

— To co, jedziemy do jakiejś knajpki na obiad? — Angry usłyszał wark motoru brata, który stanął za nim.

— Jasne. Zgłodniałem od tych dramatów. — odparł, wskakując na motor.

— To z ciebie jest księżniczka dramatów. — zażartował starszy, przemierzając ulice miasta.

— Jesteś pojebany jak nasz sąsiad, który nie trzyma moczu. — odgryzł się młodszy, uśmiechając zwycięsko.

— Już już, bo Ci się twarz zlasuje od tego uśmiechania nadmiernego.

— I kto to mówi?!.. Pff dupek. — Smiley zaśmiał się pod nosem, hamując gwałtownie, czego Souya nie lubił.

— Przysięgam, że cię zabije. — słychać było jak wkurwiony zaczyna być, lecz Nahoya nic sobie z tego nie robił. Nawet bardziej go to śmieszyło.

Kiedy dojechali na miejsce, weszli do knajpki z jakimś żarciem za śmieszne pieniądze.
Angry usiadł przy ich ulubionym stoliku i zaczął patrząc w kartę.

— Wezmę to co zawsze.— odparł starszy, wyrywając kartę dań z rąk brata. Młodszy przewrócił oczami i popatrzał przez okno.
Zanim się obejrzał Nahoya wrócił z jedzeniem.
Jeden duży ramen dla nich obydwu.
Smiley bardzo lubił dzielić się z bratem. Od małego się nim opiekował i zwyczaj pozostał.
Souya już chciał zacząć jeść, ale jego starszy brat go uprzedził.

— Czekaj, czekaj. Włosy Ci będą przeszkadzać. — Nahoya wziął spinkę i przypiął grzywkę brata, aby mu nie przeszkadzała.

— Jesteś niepoważny.

— Też cię kocham.

~............................~

Witam dzieciaczki!
Kolejny rozdział z naszymi ukochanym braćmi Kawata
👅

~Marco~

Two brothers (tokyo revengers) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz