0. Jeden strzał

850 24 0
                                    

Chwyciłem za broń, którą rzucił mi Labo. Nikt nie wiedział co się właśnie stało. Granat dymny został rzucony. Byliśmy w kółku, odwróceni do siebie tyłem. W oddali było słychać głosy policjantów, a syreny policyjne z każdą minutą się kumulowały. Nikt z nas nie wiedział co robić, bo jeszcze nigdy nie trafiła nam się taka akcja.

─ Będziemy tutaj tak kurwa stać? - rzucił Speedo, próbując zobaczyć cokolwiek przez dym.

─ Musimy się jakoś wydostać. - rzucił Carbo szybko, a sam też rozglądał się nerwowo.

Spojrzałem na wszystkich po kolei. Każdy zachował powagę, ale jednak można było dostrzec kryjący się lekki strach. Przerzucałem wzrokiem na każdego z kolei, dopóki nie zauważyłem czerwonej kropki na bluzce Vasqueza.

─ Snajper.. - wyszeptałem, a chłopaki spojrzeli na niego z już widocznym przerażeniem.

Adrenalina podskoczyła jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Nigdy nie przytrafiło nam się coś takiego, było to zarazem przerażające, ale i cudowne uczucie. Wtem mogłem usłyszeć odgłos chodzenia po rozbitym szkle. Policja weszła do środka. Z każdą sekundą można było zauważyć coraz więcej latarek.

─ Widzisz coś? - basowy głos, rozbrzmiał w moich uszach echem. On tu był.

Odwróciłem się w stronę, z której ubiegał się ten nadzwyczajnie piękny głos. Próbowałem dojrzeć chociaż zaraz jego sylwetki, lecz nadal nic. Ciemność i dym nadal przeszkadzały choćby znaleźć drogę ucieczki.

─ Kilka stopni na północ! - usłyszałem krzyk, prawdopodobnie snajper miał kamerę termowizyjną

Spojrzałem na Carbo. Nie mieliśmy żadnego wyjścia. Ktoś musiałby się poświęcić. Westchnąłem, a następnie skinąłem głową do brata. Przez chwilę zastanawiał się z zmartwioną miną, lecz zgodził się.

─ Widzę jednego! - krzyknął któryś z Policji. - Strzelaj, bo zwieje!

Pokiwałem głową, by zaczęli wiać jak zaczną mówić książkowe zdanie. Westchnąłem, by chociaż trochę uspokoić szybko bijące serce. Przeładowałem broń, by chwilę po tym usłyszeć docelowe zdanie.

─ Rzuć broń i podnieś ręce do góry. Nie wykonuj gwałtownych ruchów! - krzyknęła jakaś osoba, ale nawet nie miałem pojęcia gdzie się ona znajduje.

Wszyscy rozbiegli się, a ja mogłem tylko usłyszeć jak snajper próbuje kogoś trafić, lecz z marnym skutkiem. Snajper zgubił ich, bo dosyć szybko wiązka lasera padła na mnie. A później pojawiła się kolejna kropka.

─ Rzuć broń. - usłyszałem głos Montanhy.

Wykonałem to polecenie z lekkim opóźnieniem, a następnie stanąłem prosto, by podnieść ręce do góry. Gregory zrobił ruch, który spowodował, że momentalnie obraz zaczął mi się rozkazywać.

Celował do mnie.

Nigdy tak nie robił. Zawsze wiedział, że to ja.

Zawsze był ostrożny i łagodny.

Chciałem się odezwać, lecz nie potrafiłem, gdy usłyszałem strzał. Może i wszystko trafiało do mnie z naprawdę dużym opóźnieniem, ale teraz nawet nie czułem bólu. Skupiłem się na jego oczach, które wyrażały równe nic. Były jak bryła lodu.

Morwin | OneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz