Dottore siedział w swoim laboratorium już jakiś czas, majstrując nad ciałem Signory, a raczej z tym co z niego zostało.
Kobieta podzielała zdanie Arlecchino dotyczące jego oraz Pantalone. I gdzie to ją doprowadziło? Cóż, być może byli mężczyznami, którzy nie wychylali się zbyt ochoczo ze swojej nacji, ale przynajmniej nie byli teraz popiołem.
Naukowiec był zafascynowany jej szczątkami. Być może miały w sobie coś co pomoże mu odbudować jego małą brygadę klonów? Pierdolony omega zniszczył całą jego ciężką pracę w mgnieniu oka. Chyba zapomniał, że to nie on tu rządził, ale to już nieistotne. Ten eksperyment dostał za swoje. Części jego ciała na pewno się na coś przydadzą.
Prochy miały pewną intrygującą właściwość. Były namaszczone pyro. Jej kości musiały być już tym przesiąknięte od dłuższego czasu skoro nawet jej nędzne pozostałości to zawierały. To musiało koszmarnie boleć. Być rażonym przez falę ognia na każdym razem gdy tylko odrobinę się poruszysz. Doktor nie mógł się na to nie uśmiechnąć. Och biedna, biedna Rosalyne. Na zawsze była Karmazynową Wiedźmą, wiecznie cierpiącą z powodu przemiany w płynne płomienie przez stratę kochanka. Nawet deluzja od Tsaritsy nie przyniosła jej ostatecznego ukojenia. Zmarła będąc poczwarą jaką zawsze była. Przynajmniej teraz mogła dołączyć do swojego żałosnego rycerzyka.
Arlecchino byłaby wściekła gdyby dowiedziała się, że wykopał jej zmarłą przyjaciółkę. Poprzednia Knave nawet nie machnęłaby na to ręką. Dottore dałby wiele, żeby stara Knave została na swojej pozycji. Arlecchino zawsze próbowała niszczyć dobrą zabawę.
"Dottore. Nie możesz brać dzieci z mojego sierocińca i na nich eksperymentować!"
"Ty chory pojebie. Mam nadzieję, że któryś z twoich klonów zamorduje cię we śnie i zajmie twoje miejsce"
"Ty i ten Pantalone możecie się pierdolić"
Tylko jakaś dziwna moralizacja połączona z wyzwiskami. Chociaż te ostatnie to była całkiem dobra propozycja. Jedna z najlepszych porad jakie kiedykolwiek dostał.
Szczątki Signory zaczęły mu się nudzić. Myślał, że będzie w nich coś przełomowego. W końcu była zabita przez Archona, więc może w jej pozostałościach był jakiś boski element? Mężczyzna mógłby go użyć do kolejnego swojego eksperymentu. Ach szkoda, że Scaram... O czym on myślał? Przecież miejsce szóste było puste od setek lat. Chyba to przez to, że nie pił dzisiaj kawy.
Dottore z jękiem podniósł się z obracanego stołka. Coś go trzasnęło w krzyżu. Pochylanie się nad stolikiem badawczym przez paręnaście godzin bez przerwy zdecydowanie nie służy jego plecom. Powinien sobie wstawić nowy kręgosłup. To by rozwiązało wszystkie jego problemy.
Postawił kubek z ciemną breją na stoliku. W jednej ręce trzymał swoje notatki napisane jego charakterystycznym pismem. I nie to nie były hieroglify! Jego pismo miało zwyczajnie taki magiczny atrybut, że tylko ludzie o wrodzonej wysokiej inteligencji mogli je odczytać. Wzrokiem naukowiec prędko je skanował. W drugiej ręce trzymał łyżeczkę, którą na ślepo wsypał trochę cukru do swojego gorącego napoju.
Doktorek zmrużył oczy. Do swoich klonów używał kradzionych kręgosłupów, ale nie powinien mieć problemów z wykonaniem syntetycznego. Nie chciał mieć w sobie czyjegoś co kiedyś było w innym człowieku... Dziwnym trafem czuł jakby kiedyś już zastanawiał się nad tworzeniem syntetycznych kości. Jego umysł płatał mu dzisiaj niezłe figle. Dottore wziął łyka kawy, żeby odzyskać trochę trzeźwości umysłu. Kawa smakowała inaczej niż zwykle. Kompletnie nie była słodka, choć dużo ją posłodził jak zawsze. Dodatkowo wydawała się odrobinę palić jego język. Była ostra. Czy cukier się przeterminował? Czy w ogóle cukier mógł się przeterminować? Harbinger spojrzał na cukierniczkę, w której była łyżeczka. A raczej w której nie było łyżeczki. Gdzie on kurwa ją odłożył? I wtedy naukowiec nawiązał kontakt wzrokowy z prochami Rosalyne. Była w nich łyżeczka.
CZYTASZ
Szczur laboratoryjny[]Dottolone[]Genshin impact
Fiksi PenggemarSiedział w swoim laboratorium cały czas. Przeskakując od jednego zajęcia do drugiego do czasu aż w progu stanął Pantalone z jego uśmieszkiem. Odmowa nie była opcją. Jak ten bankier obrał coś za cel to tak musiało być. Głupi bankier... art: https://w...