***
Vincent Gold od blisko dziesięciu lat, czyli odkąd wycofał się z aktywnego biznesowego życia, wiódł wręcz pustelniczy żywot. Poza kontaktami z ludźmi, których spotykał gdzieś w kawiarni, na patio ulubionej restauracji w miasteczku, gdzie mieszkał, właściwie nie miał do kogo otworzyć ust.
To była jego pokuta, którą sam sobie narzucił. Wiedział, ile złego zrobił, wiedział też, że prawdopodobnie nigdy nie wybaczy sobie wielu rzeczy. I w sumie się z tym pogodził.
Tylko ten cholerny ból...
Kiedy to się zaczęło, miał jakoś czterdzieści pięć lat. Po czasie odkrył, że to była depresja. Kiedy Alice zginęła, przyszły potężne wyrzuty sumienia, ale przyszła też mobilizacja. Miał syna, którym musiał się zająć. Trochę później umarł jego ojciec, który podobnie jak on teraz, ostatnie swoje lata spędził w samotności. Za późno się zorientował, że nieświadomie powielał jego los, jego życie. Biznes, pracoholizm, picie, kobiety, zdrady. Wiele lat miał do starego, bo tak zawsze o nim mówił, pretensje, że skrzywdził matkę, że ją oszukiwał, że przez niego płakała, cierpiała, a w końcu po czterdziestce, kiedy była w kwiecie wieku, kiedy jeszcze tyle mogło się zdarzyć, zaczęła niknąć w oczach i w ciągu zaledwie pół roku zniknęła całkiem – ze świata, z jego życia. Rak zabrał ją tak szybko, że stary nie zdążył się nawet przestraszyć. Do końca wierzył, że to nic, że ona zaraz z tego wyjdzie, że ją wyleczą. Wypierał fakty tak skutecznie, że nie był nawet przy jej śmierci, bo akurat leciał do Meksyku.
A potem Vincent zrobił to samo. Zachował się jak ostatni chuj, powtarzał wszystkie błędy ojca, jego zdrady, jego picie, jego tonięcie w pracy, w pogoni za pieniędzmi. Od blisko trzydziestu lat codziennie bolało go całe ciało. Ten ból nie miał żadnych fizycznych przyczyn – był bólem życia i budził go codziennie o świcie, żeby trzymać aż do południa. Fizycznie nic mu nie dolegało i jego lekarz, któremu ufał od blisko dwóch dekad, rozkładał ręce. „Będziesz długo żył, Vincent – mówił. – Jesteś zdrowy jak koń".
I to właśnie było jego przekleństwo. Jego pokuta. Wiedział, że będzie długo żył, ale nie takim życiem, którego by dla siebie chciał. Będzie żył życiem bez wybaczenia, życiem z ciężarem zmarnowanego potencjału, życiem za karę.
Spierdolił tyle rzeczy, a teraz jeszcze to. Nataniel nie rozmawiał z nim od prawie pięciu lat, odkąd dowiedział się o tym pieprzonym testamencie. Wpadł wtedy do niego niespodziewanie i dosłownie rzucił mu się do gardła. Nigdy wcześniej go takiego nie widział. Ciemne oczy jego matki wręcz płonęły, twarz wykrzywiał grymas:
– Jak możesz mi to robić, kurwa! – krzyczał. – Jak możesz mi to robić po tym wszystkim, co już mi zrobiłeś! Po tym, co zrobiłeś matce, naszej rodzinie, Florence! Jak możesz być takim chujem!
Podniósł Vincenta za wykrochmaloną białą koszulę, ale po chwili chyba sam się wystraszył swojej gwałtowności, bo puścił go z impetem i zaczął chodzić po pokoju, od ściany do ściany. W końcu usiadł w fotelu i ukrył twarz w dłoniach. Jego syn płakał. Vincent widział to po raz pierwszy od czasu, kiedy Nataniel miał dziesięć lat.
– Jak możesz mi to robić... – szeptał, a łzy moczyły jego nieskazitelną, białą koszulę, łudząco podobną do koszuli ojca.
– To dla twojego dobra, synu – zdołał wydukać Vincent przez ściśnięte gardło.
– Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy!
Wtedy widzieli się ostatni raz.
CZYTASZ
Golden Deal
RomanceJulia ma ponad 40 lat i jest po rozwodzie. Dorastająca córka właśnie wyfruwa z gniazda, a ona dostaje propozycję, której by się nie spodziewała w naśmielszych snach! To nie koniec - to dopiero początek! Poleć tą książkę swojej mamie! Kolejne rozdz...