rozdział 5

669 16 1
                                    

Niedziela mineła szybko tym razem na wkurwianiu Shana i trochę Tony'ego ale on się nie dawał. Obudziłam się w poniedziałek 3:30(dziwne bo poszłam spać o 1w nocy a budzik mam a 5) i odrazu pobiegłam do pokoju Dylana.
Nawet nie pukając wbiegłam mu do pokoju i skoczyłam na łóżko.
-Dylan wstawaj jedziemy do włoch jedz śniadanie i jedziemy!-krzyknęłam. Dylan wziął poduszkę i pierdolnął mie nią w łeb a ja spadłam z łóżka.
-AŁA!
-DZIEWCZYNO IDŹ Z STĄD!-Krzyknął błagalnie-idź do Shana albo Tony'ego.
-Ale ty wstawaj i się szykuj bo o 8:00 musimy być na lotnisku.
-A Teraz która godzina ?
-3:40
-to przyjdź tu o 5:10 okej ?
-mmm...no dobra to papa
-pa
Wyszłam z pokoju i pobiegłam do Tony'ego.
Otworzyłam drzwi i skoczyłam mu na łóżko i zaczełam krzyczeć:
-Shane wstawaj!!jedz śniadanko i jedziemy na lotnisko bo to ponad 1g z tąd.
Tony usiadł na łóżku i przetarł oczy.
-która godzina?-zapytał
-prawie 4 chodźmy po Shana i Dylana to pogramy na  konsoli w coś i się rozbudzony bo 6:35 trzeba wyjechać
★★★
Około 5:20 cała nasz czwórka rzuciła się w salonie na kanapę już gotowi i że zjedzonym śniadaniem.
Około 5:50 przyszedł do nas Vincent i Will i zaczęli coś gadać byśmy wystawili swoje bagaże przed drzwi swoich pokoi by nasi ludzie spakowali je do auta i byśmy też zaczęli się szykować do wyjścia. O 6:40 wsiedliśmy do auta Dylan prowadził Tony jechał obok niego a Shane siedział z tyłu obok mnie.
O 7:20 wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę naszego prywatnego odrzutowca. Obsługa niosła za nami bagaże. Po kilku minutach wszystko wpakowało się do samolotu na pokładzie razem z nami. Usiadłam na siedzeniu przypiełam pasy i zaczeliśmy  startować.
★★★
Lot trwał prawie 10 godzin i prawie cały czas spałam obudziłam się dopiero gdy z głośników zaczął ktoś mówić:
-zaczeliśmy zniżanie do lądowanie proszę przypiąć pas bezpieczeństwa i miłego pobytu w Rzymie.

Rodzina Monet(ale Hailie wychowuje się od małego z braćmi )(Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz