Rozdział 3

1.6K 46 0
                                    

                                                                                       Sophia

Dzień po tym, jak Vera oblała mnie śniadaniem, wydawał się nieco spokojniejszy, choć wciąż czułam w sobie gniew i frustrację. Przez resztę dnia starałam się unikać kontaktu z resztą dzieci, przynajmniej z tymi, którzy zawsze traktowali mnie jak tło. Siedziałam z Anią w kącie sali, próbując nie zwracać uwagi na hałas i zgiełk, który zawsze towarzyszył porankom w sierocińcu.

Anna, dostrzegając, że nadal jestem zamyślona, położyła dłoń na mojej ręce.

– Sophia, co się dzieje? – zapytała łagodnie, patrząc na mnie z troską. – Widać, że coś cię dręczy.

Spojrzałam na nią i przez chwilę milczałam. Czułam, że mam ochotę wybuchnąć, ale jednocześnie nie chciałam jej zadręczać swoimi myślami.

– Wiesz, czasami czuję, jakby nikt mnie nie dostrzegał – zaczęłam powoli. – To, jakbym była tylko tłem w tym wszystkim. Może to głupie, ale czuję, że jestem tutaj tylko na chwilę. I boję się, że nigdy nie zostanę zauważona.

Anna patrzyła na mnie z ciepłym uśmiechem, jakby jej słowa miały dodać mi otuchy.

– Sophia, nie jesteś niewidoczna. Wiem, że to trudne, ale w końcu przyjdzie dzień, kiedy ktoś cię dostrzeże. Pamiętaj, że nie zawsze chodzi o to, co widać na pierwszy rzut oka. Wszyscy mamy coś, co sprawia, że jesteśmy wyjątkowi – mówiła spokojnie. – Czasami trzeba po prostu poczekać na odpowiedni moment.

– Może masz rację, ale czasami czuję, że ta chwila nigdy nie nadejdzie – odpowiedziałam, wzdychając. – A co z tobą? Masz nadzieję, że ktoś cię zauważy? Że cię adoptują?

Anna uśmiechnęła się delikatnie, wzruszając ramionami.

– Myślę, że każdemu z nas należy się ta nadzieja. Ale nie zamierzam na nią czekać bezczynnie. Mam swoje cele i marzenia. Niezależnie od tego, co się stanie, chcę, żeby moje życie miało sens. I nie będę czekać w miejscu.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, w sali pojawiła się dyrektorka, przerywając naszą rozmowę. Jej surowe spojrzenie od razu nas przyciągnęło.

– Dzieci, mam ważną wiadomość – powiedziała, jej głos odbił się od ścian sali, zwracając na siebie uwagę wszystkich. – Dziś do nas przyjeżdża gość, który jest jednym z najbogatszych i najpotężniejszych ludzi w Rosji. Pan Arkadij Ivanov, chce poznać nasze dzieci i być może wybierze kogoś do adopcji.

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy zaczęli szeptać między sobą, pełni ekscytacji, ale też niepokoju. Wiadomość o potencjalnej adopcji zawsze wywoływała w nas mieszane uczucia. Dla niektórych to była szansa, dla innych – stresująca perspektywa.

– Pan Ivanov jest zainteresowany poznaniem dzieci, które mają przed sobą przyszłość, które mogą się wyróżnić. Bądźcie przygotowani na spotkanie z nim, i pamiętajcie, że to wielka okazja – dodała dyrektorka, a jej głos miał w sobie coś, co budziło poważanie, ale i obawę.

W tej chwili poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej. To mogło być moje jedyne wyjście, moja szansa na lepsze życie. Ale równocześnie ogarnęło mnie poczucie niepewności i strachu. W życiu nigdy nie byłam tą, którą wybierano. Zawsze byłam tą, która czekała na swoją szansę.

Anna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

– Sophia, nie martw się. Pamiętaj, że jesteś wyjątkowa. Ktoś w końcu cię dostrzeże. Jeśli nie teraz, to później. – Po tych słowach dodała, ściskając moją dłoń. – To twoja szansa. Daj z siebie wszystko.

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz