Rozdział5

1.5K 41 0
                                    

Sophia

Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jeszcze wczoraj myślałam, że moje życie na zawsze utknie w tym miejscu, a teraz pakowałam się, aby wyruszyć do nowego domu. Nie wiedziałam, co mnie czeka, ale pierwszy raz w życiu czułam nadzieję. Chociaż z tyłu głowy czaił się lęk – czy naprawdę zasługiwałam na tę szansę? Czy Arkadii Ivanov nie popełnił błędu, wybierając właśnie mnie?

Stałam nad swoją starą, zniszczoną walizką, układając w niej rzeczy, które zebrałam przez te wszystkie lata. Niewiele ich było – kilka bluzek, para spodni, sweter, książka, którą znałam na pamięć, i mój stary, wypłowiały miś. Trzymałam go chwilę w dłoniach, ściskając mocniej. Był ze mną od trzynastu lat, od moich trzecich urodzin.

To był ostatni prezent od mamy. Urodziny, które spędziłyśmy razem, zanim zniknęła z mojego życia na zawsze. Pamiętam, jak siedziałyśmy na podłodze naszego małego mieszkania, jak mama się śmiała, a ja z radością rozrywałam papier, w który zapakowała pluszaka. „Ten miś zawsze będzie cię chronił, Sophiiuśka" – powiedziała wtedy, całując mnie w czoło. W tamtym momencie czułam, że nic nie może mnie skrzywdzić, bo mama zawsze była obok.

Teraz miś był moim jedynym wspomnieniem o niej – wypłowiały, z postrzępionym uszkiem i jednym okiem przyszytym na nowo, ale cenniejszy niż wszystko inne, co miałam.

Przycisnęłam go do piersi, a do oczu napłynęły mi łzy, kiedy nagle drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem.

– No proszę, proszę, czyżby nasza sierotka szczęścia się pakowała? – rozległ się złośliwy głos Very.

Podniosłam głowę i zobaczyłam ją, stojącą w drzwiach z tą swoją satysfakcją wypisaną na twarzy. Obok niej stali Sasza i Maksim – jej wierni kompani. Sasza był wysoki i chudy, z wiecznie drwiącym uśmieszkiem, a Maksim, niski, ale szeroki w ramionach, zawsze sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.

– Jakie to wzruszające – dodał Sasza, opierając się o framugę drzwi. – Spójrzcie, ona nawet zabiera swojego starego misia.

– Może się boi, że w wielkim świecie będzie samotna – dorzucił Maksim, wybuchając śmiechem.

– Przestańcie – powiedziałam cicho, nie odwracając się do nich. Skupiłam się na składaniu ubrań, starając się zignorować ich obecność.

Vera podeszła bliżej i stanęła przy łóżku, patrząc na moją walizkę z pogardą.

– Myślisz, że jesteś lepsza od nas, tak? Że sobie poradzisz? Że ktokolwiek naprawdę cię chce? – zapytała z kpiną w głosie.

Zacisnęłam zęby, ale nie odpowiedziałam. Nie chciałam wdawać się z nią w kłótnie.

– Och, widzę, że milczysz, bo dobrze wiesz, że to prawda – dodała Vera, przechylając głowę. – Nikt cię nie chce,sieroto. Ten cały Ivanov... on też się rozmyśli. Może weźmie cię na tydzień, dwa, a potem cię zwróci, bo kto by chciał takie bezużyteczne nic?

Sasza i Maksim zachichotali, jakby Vera powiedziała coś niezwykle zabawnego.

– To nie twoja sprawa – powiedziałam spokojnie, choć moje ręce drżały.

– Och, ależ to moja sprawa – powiedziała Vera, nachylając się nade mną. – Bo wszyscy wiemy, że to miejsce to wszystko, na co zasługujesz. Żaden „nowy dom" nie zmieni tego, kim jesteś.

Sasza zrobił krok w stronę łóżka i spojrzał na mojego misia.

– A to co? Tego też zamierzasz zabrać? – zapytał drwiąco, wyciągając rękę, jakby chciał go chwycić.

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz