~.•°Pov: Liszt°•.~
Grudzień, 1831
Tłum był dokładnie taki sam, o ile nie większy niż poprzednim razem. - pomyślałem, z dumą wkraczając do starego budynku. W bogato urządzony korytarz, którego kolumny oprócz podtrzymywania zdobionego sufitu, na wskroś przesiąkały muzyką fortepianu i skrzypiec - byłem pewien, że gdyby przyłożyć do nich skroń, poczuć można byłoby niemal każde drgnięcie dłoni pianisty, którego koncert odbywał się tu na przestrzeni ostatnich 50 lat. Choć w swoim życiu nie zdarzyło mi się spotkać jeszcze nikogo normalnego, kto przykładałby głowę do słupa, żeby go posłuchać. Prawdopodobnie właśnie dlatego nigdy nie miałem okazji dowiedzieć się, czy moje założenia były prawdą.
-Oh Ferenc, witaj przyjacielu. Oczekiwaliśmy cię z tak wielką niecierpliwością, że trzeba było kilkukrotnie uspokajać gości. - Starszy mężczyzna podał mi dłoń, a ja ściągnąłem rękawiczkę, aby odwzajemnić jego uścisk. Berlioz, jak zwykle w słowach przemycił uszczypliwą uwagę na temat mojej punktualności, na co przewróciłem tylko oczyma w swojej głowie i uniosłem w górę kącik ust.
-Witaj Hectorze, racz wybaczyć mi to spóźnienie. Podróż wyjątkowo była nużąca, a wiesz, że w taką pogodę trudno jest dojechać. - odparłem mu, na co rzucił mi politowane spojrzenie.
-Przygotuj się szybko i przyjdź, a ja w tym czasie zapowiem cię gościom. - skinąłem głową, wyrażając zgodę, po czym zacząłem się rozbierać. Płaszcz i szal zostawiłem w przygotowanym mi chwilowo pokoju, a rękawiczki wsunąłem w kieszeń garnituru i zabrałem ze sobą. Poprawiłem strój i fryzurę, puszczając do siebie oczko w lustrze. Jak zawsze - wyglądałem cudownie. Byłem teraz w swoim żywiole. Przebywanie w centrum uwagi, z całkowitą pewnością, że jest się adorowanym przez wszystkich wokół, wpędzało mnie w niesłychany zachwyt. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że powodzenie mam u obu płci pięknych, a w przekonaniu tym utwierdzał mnie każdy krok, przy którym czarujący uśmiech posyłałem mijanym gościom. Nacisnąłem na klamkę wskazanego mi pomieszczenia, a szum rozmów od razu ucichł. Ukłoniłem się na progu, co wynagrodzone zostało mi oklaskami. Mimo stalowej facjaty, którą przybierałem na wydarzeniach takich jak to, można by stwierdzić, że byłem osobą pogodną i niezwykle przyjazną. Przede wszystkim, czarującą.
Zasiadłem przy pianinie, a obie moje dłonie spoczęły na kredowych klawiszach instrumentu. Całą salę omiotłem wzrokiem, przyglądając się twarzom, czekającym na ruch z mojej strony. Skoro wytrzymali już tyle, kilka sekund nie uczyni nikomu bólu. Widownię trzeba było wprowadzić w stan napięcia, ażeby słuchając lepiej przyjęli melodię. Opuszek mojego palca oparł się na jednym z klawiszy, wypełniając miękkim dźwiękiem pełne oczekiwania powietrze. Za nim popłynęła fala następnych, przez skronie i uszy, pnąc się wprost w serca słuchających. Również i moje, bo muzyka pochłonęła mnie zupełnie, sprawiając że całe otoczenie przestawało się liczyć.
Po zakończonym występie ukłoniłem się, posyłając w stronę tłumu ten sam uśmiech, a od ścian echem odbiły się jeszcze bardziej obfite oklaski, niż poprzednie.
Po reszcie występów wszyscy zamożniejsi udali się do salonu, aby porozmawiać z innymi, albo spróbować serwowanych napoi i przystawek. Po krótkich oględzinach salonu znalazłem Hectora i Ryszarda - widocznie zdążyli już znaleźć się w towarzystwie jednej z pań beze mnie. Przywitałem się, jak wypadało zrobić tak poważnemu muzykowi jak ja i dołączyłem do rozmowy. Będąc szczerym i nie urażając ich trójki, nudzili tak, że moim nowym obiektem zainteresowania stał się żyrandol, oraz to, na kogo by spadł, gdyby przypadkiem się zerwał.
-Ferenc, słuchasz nas w ogóle? - zwrócił się do mnie jeden z mężczyzn, na co przytaknąłem. Cała trójka rzuciła ku sobie uśmiechy, wiedząc że nie mam pojęcia o czym mówili.
-Frederyk Chopin, kojarzysz, prawda? Wiem, że widzieliście się raz w dzieciństwie. Jest tutaj, podobno do Paryża przybył niedawno. Czyżbyś zauważył go może dziś na sali? - zamyśliłem się. Z pewnością po całej dekadzie w stanie będę rozpoznać człowieka, którego widziałem raz w życiu, i to prawdopodobnie podczas jakiejś głupiej dziecięcej zabawy.
-Nie widziałem. Choć z chęcią poznam go, jeśli nadarzy się okazja. - mruknąłem, uśmiechając się delikatnie w ich stronę i rozglądając po sali.
-Nie znajdę go tutaj, ale jeśli ktoś z was będzie miał przyjemność z nim porozmawiać, to.. - usłyszałem za sobą wyższy głos, a potem oparcie dłoni na moim ramieniu. Obróciłem się, a tak jak się spodziewałem, z dołu spoglądała na mnie niższa kobieta, a za nią, chudy, dość blady, chyba trochę przerażony piszczącą i kręcącą mu się przy nogach dziewczyną - mężczyzna. Oceniłbym go na swój wiek, chociaż w przeciwieństwie do niego ja nie chciałem umrzeć - a przynajmniej tak nie wyglądałem. Niższy mężczyzna nerwowo spoglądał w każdą stronę, skutecznie omijając mój wzrok. Było w nim coś fascynującego. Nie żeby mi się podobał, oczywiście że nie. Chociaż ten głęboki, błękitny odcień jego oczu, w połączeniu z ich subtelnym blaskiem, wręcz iskrzył tajemniczością. Dodając do tego delikatne rzęsy i ciemne, ułożone jakby wiatrem włosy, sprawiały że wyglądał bardzo przyst.. przystępnie umiarkowanie.
-Ferenc! Szukałam cię, poznałeś się już z Frederykiem? Powiedział mi, że kiedyś się widzieliście, pamiętasz, nie? - oboje, ja i ten przystępnie umiarkowany mężczyzna, o pięknych oczach, i ustach tak sło.. słabych trochę w sensie, no - staliśmy patrząc na kobietę, z dokładnie takim samym zdezorientowaniem.
-No już, poznajcie się panowie! Chyba potraficie rozmawiać, prawda? Szczególnie ty, Ferenc. Odebrało ci mowę z ust? - spojrzała na mnie, ale widząc jak karcąco wbiłem w nią wzrok, George wywróciła oczami i odeszła, z głową odwróconą w naszą stronę, a potem wpadła na kolejnego zdezorientowanego mężczyznę, zaczynając opowiadać mu o wyinsynuowanym przez nią związku Adama Mickiewicza, z Juliuszem Słowackim.
![](https://img.wattpad.com/cover/355908171-288-k756764.jpg)
CZYTASZ
Preludium Deszczowe || Lisztin
Fanfiction[Wtedy jego wzrok zderzył się z moim, sprawiając że wszystko we mnie zmiękło. Spokój w jego oczach, delikatność, z jaką jego dłonie przesuwały się po klawiszach fortepianu. Włosy, miękko spływające złotem po jego ramionach i kącik ust, uniesiony w l...