3
Tata nie zapytał mnie o papierosy. Ani o trawkę. Nie pytał o Chicago, o szkołę ani nawet o mamę. Usłyszałam za to wszystko o Suzi, piętnastoletnim shih tzu Cynthii, który powinien kopnąć w kalendarz trzy wiosny temu. Nawet weterynarz stwierdził wtedy zgon. Jakimś cudem Suzi odżyła. Wybałusza oczy, bezwiednie wysuwa język i przypomina zombie, ale żyje. Za pieniądze, które w nią ładują można by wykarmić afrykańską wioskę. Albo trzy. Ten pies przeszedł tuzin operacji i powoli przypominał Frankensteina. Nienawidziłam Suzi. Jej wyszczotkowanej sierści, różowych gumek i wpiętych spineczek. Brokatowej obroży. Wózka, w którym wyprowadzana była na spacer, bo po dziesięciu krokach kładła się na chodnik z językiem na brodzie. Nienawidziłam tego, ile uwagi otrzymywała i że każda rozmowa z tatą w końcu obracała się w stronę Suzi. Tak jak teraz.
– Twoja siostra czeka pod drzwiami, aż wrócimy – usłyszałam zaraz po tym jak zamknęła się za nami lotniskowa bramka. Tata nie czekał nawet aż wjedziemy na siedemdziesiątkę piątkę
– Ja nie mam siostry.
– Suzi!
Przewróciłam oczami, ale tego nie widział.
– To nie jest moja siostra...
– Daj spokój, innej nie masz! – zaśmiał się. – No, dobra – dodał, widząc w końcu moją minę, kiedy zatrzymał się na skrzyżowaniu – pół siostra. Przecież macie inne mamy. Ale tata jest ten sam! I kocha was obie tak samo.
– Weź, proszę, przestań. Ta rozmowa jest absurdalna. – A ten wymoczkowaty ton zostaw dla Suzi, pomyślałam. Przewraca mi się od niego w żołądku. Tym bardziej, że wciąż pamiętam, że tym samym tonem mówił mi kiedyś przez telefon, że święta w tym roku spędzę z mamą. Zupełnie jakby tradycja kupowania choinki na ostatnią chwilę i ubierania jej we dwójkę z kubkiem gorącego kakao, takiego prawdziwego z kożuchem, który robi się po kilku sekundach, była zaczerpnięta z telewizji. Od tamtej pory ubieram choinki sama a on z Cynthią. Jeszcze w listopadzie. I tylko sztuczne. Takie się nie obsypują na dywan z wełny nowozelandzkiej. A Suzi nie zakrztusi się kolką.
– Dobrze, że Suzi tego nie słyszy. Byłoby jej przykro – ciągnął, jakbyśmy wciąż sobie dowcipkowali.
– Oj, tato... To ile ona ma już lat?
– Zaczekaj... – rzucił, kiedy samochody zaczęły ustawiać się przed nami w czerwoną linię. Gdzieś z tyłu ktoś zaczął trąbić. Patrzyłam, jak tata ściąga brwi, jakby jazda samochodem w dalszym ciągu go przerażała. – Czternaście lat i trzy miesiące.
– Ale kto by liczył?
– No właśnie!
Ale jest nadzieja, pomyślałam, może tym razem Suzi skuteczniej udławi się kością. I już nigdy nie będę musiała udawać, że nie mam ochoty jej kopnąć, gdy tylko podchodzi wąchać moje stopy. Przez nią czułam się, jak zły człowiek. Jakbym miała jakieś problemy. Jak psychopata, który w wolnym czasie kopie małe pieski.
– Daj mi chwilę, słońce, zadzwonię do Cynthii. Takim tempem nigdy nie dojedziemy na obiad. Powiem jej, żeby spotkała się z nami w klubie.
– Nie jestem nawet głodna – mruknęłam, ale moje słowa chowają się za dźwiękiem automatycznego wybierania numeru. Litery na wyświetlaczu zmieniły się w jej imię: Cynthia Wilson Moore. Moje serce zaczęło bić jakby mocniej. Boleśniej.
– Cynthia, kotku? – tata zawołał w stronę kierownicy. Za blisko. Za głośno.
– Tak? – odpowiada przeciągając pieszczotliwie słowo. Chcę przestać słuchać. Szkoda, że nie da się zamknąć uszu, tak jak zamyka się oczy, gdy patrzy się na coś brzydkiego.
CZYTASZ
Każdy twój krok
Mystery / Thriller17-letnia Amelia zostaje wysłana do ojca na Florydę. Mieszkanie w nudnej społeczności golfowej sprawia, że zaczyna się interesować nowo poznaną dziewczyną. Znajomość szybko przemienia się w obsesję. Kiedy więc Amelia znajduje w rezerwacie ciało dzie...