rozdział 4 - domek w Venice

61 2 2
                                    

zostaw coś po sobie!

OD: SOPHIE
ej zaczyna ktos na 10?

OD: ALEX
ja mam na 11 wzyrole

Zaśmiałam się na widok wiadomości przyjaciela. Brougham ustanowił sobie na początku września, że zacznie nas nazywać „zwyrolami".

Czemu? Sama kurwa nie wiem.

OD:MIKE
js msm

OD: SOPHIE
chyba nie doczekam sie momentu w ktorym zaczniesz normalnie pisac, ale mniejsza. moge sie zabrac z toba i rory?

OD: MIKE
chubs mizesz

JA:
to nie fer, ja musze isc na 9... musze poprawic biologie, nienawidze jej tak btw

Była po ósmej, a ja miałam problem, bo jako jedyna jechałam tak wcześnie do szkoły.

Przeklinałam pod nosem fakt, że nie mam swojego samochodu.

Wczoraj wieczorem sprawdzałam autobusy lokalne, i teoretycznie miałam mieć busa o 8:40. Nie tak źle.

Jak powiedziała mi Sophie, przystanek był naprawdę blisko internatu, co uznałam za duży plus, jeśli w planie były przewidziane sytuacje jak te z dzisiaj.

Nie miałam problemu do jazdy komunikacją miejską, lecz tutaj na Florydzie była ona po prostu słaba.

Niektóre autobusy przyjeżdżały, a niektóre nie.

Taka ruletka.

Westchnęłam, po czym upewniłam się, czy napewno mam wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły.

Założyłam mój czarny plecak converse'a na plecy, i wyszłam na korytarz.

Zamknęłam drzwi pokoju, i ruszyłam korytarzem do wyjścia.

Chciałam skierować się w stronę bramy wyjazdowej, ale zauważyłam pewną postać na parkingu.

Na samym początku nie rozpoznałam kto to, i chciałam to zignorować, ale nie było dane mi to zrobić, i uszłyszałam ten irytujący głos.

- Co ty robisz tu tak wcześnie flamingu?

Czy on sobie robi ze mnie żarty? Odczytał grupę od razu po wiadomości wysłanej przez Johson, a teraz pyta co tu robie? Serio?

- Idę do szkoły, geniuszu.

Wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę przystanka.

-Hej, czekaj, podwiozę cię.

Odwróciłam się na pięcie, a moja lewa brew mimowolnie się uniosła.

- Czemu miałbyś to zrobić? - zapytałam podirytowana.

- Oj flamingu, bratnie dusze sprawiają sobie przyjemności - uśmiechnął się szeroko.

Ja pierdole.

Nie odpowiedziałam i tylko stałam myśląc nad głupotą mojego rozmówcy.

- Nie daj się prosić.

- Zrobimy tak. Podwieziesz mnie, a podczas drogi nie odezwiesz się do mnie chociaż słowem.

- Stoi - powiedział i dalej uśmiechnięty wsiadł do czarnego Audi.

Muszę przyznać, że auto było naprawdę ładne i zadbane. Wyglądało tak, jakby ktoś właśnie odebrał je z salonu.

Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu, a ja wysiadając rzuciłam szybkie „dzięki", i ruszyłam w stronę sali biologicznej.

perfectly (not) matched Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz