rozdział 1 - różowa walizeczka, flamingu

82 6 0
                                    

zostawcie cos po sobie to bardzo motywuje!!

- Niedługo będziemy podchodzić do lądowania. Proszę o zapięcie pasów oraz złożenie stolików. W razie turbulencji proszę zachować spokój - były to pierwsze słowa, jakie usłyszałam po obudzeniu.

Czy ja naprawdę przespałam pełne dziesięć godzin lotu?

Całkiem zajebiście - pomyślałam.

Kierując się poleceniami stewardesy, zapięłam swoje pasy, i podniosłam się do pozycji siedzącej. Złożyłam swój fotel, i czekałam, aż podejdziemy do lądowania.

Cieszyłam się faktem, iż przespałam cały lot. Nigdy nie lubiłam podróżować samolotem, ponieważ zawsze obawiałam się różnego rodzaju wypadków, kolizji i tym podobnych.

No i nie ma ze mną Emily - to chyba największy plus tej zasranej przeprowadzki.

Po paru minutach wylądowaliśmy, na szczęście bez żadnych turbulencji.

Przypomniałam sobie również o zmianie czasowej. w Anglii byłaby teraz 6 nad ranem, lecz tu było pięć godzin do tyłu, co powodowało, że tu była dopiero pierwsza.

Pojebane.

Sięgnęłam po swój bagaż podręczny, i ruszyłam w stronę wyjścia.

Miła pani pożegnała mnie, oraz życzyła udanego pobytu.

Przyda się.

Pierwsze co, wyjęłam telefon z tylniej kieszeni spodni, i wystukałam wiadomość do Lily i Alexa, że dotarłam na miejsce.

No dobra Maddison, zaczynasz nowe życie.

Odebrałam moją różową walizkę, i przeszłam przez kontrolę.

Zaliczało się to do listy rzeczy, których się boje. Zawsze przy bramkach łapał mnie strach, że coś u mnie znajdą, nawet jeśli wiedziałam że nic nie mam.

Pomaszerowałam na główną płytę lotniska, i znów spojrzałam w telefon. Według maila, którego dostałam od Starshallow Academy, o godzinie 1:55 odjeżdża stąd autokar, który ma zawieść mnie od razu do internatu.

Luksusowo, dzięki Emily.

Idąc z walizką i wielką torbą udałam się do okienka informacyjnego, aby zapytać skąd odjeżdża bus.

Siwa pani, która miała na oko 50 lat kazała mi wyjść z lotniska, i skręcić w lewo.

Podziękowałam jej cicho i wykonałam polecenie kobiety.

Na miejscu było parę metalowych ławek, jakiś kosz na śmieci, oraz rozkład jazdy, z przed 4 lat - świetnie się zapowiadało.

Usiadłam na ławce, i już po chwili miałam w uszach słuchawki.

Na przystanku czekało pare osób, gdzie każdy z każdym gadał. Pewnie się już znali, i wracali od swoich rodzin. Wkońcu był już 30 sierpnia.

Nie musiałam czekać długo na pojazd, a kiedy podjechał, wpakowałam walizkę do lufu bagażowego, po czum okazałam swoją kartę ucznia którą matka dała mi pare dni temu. Miły pan odznaczył mnie z listy, i przepuścił wgłąb autokaru.

Zajęłam miejsce przy oknie, i po prostu zaczęłam wgapiać się w parking lotniska.

Dalej dziwna była dla mnie myśl, iż jestem prawie 7000 kilometrów od domu, i właśnie jadę do jakiegoś liceum na Florydzie, ale może uda mi się znaleźć jakieś pozytywy.

Z letargu wyrwała mnie jakaś średniego wzrostu blondynka. Była bardzo ładna, a na sobie miała czarne dresy i luźną tego samego koloru bluzę.

- Mogę się dosiaść? - zapytała dziewczyna.

perfectly (not) matched Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz