Rozdział 4

155 4 0
                                    

Carla

No to skoro mamy już jego numer to zdecydowałam, że przydałoby się go poinformować o moim przyjeździe. Sięgnęłam po telefon, wybrałam numer oraz zadzwoniłam. Odebrał po dwóch sygnałach. Nieźle. Musiało mu się bardzo nudzić, skoro tak szybko odebrał.

- Jacob słucham?- odezwał się pierwszy, głos miał taki doroślejszy ale mózg pewnie dalej na poziomie sześciolatka. Rodziny się jednak nie wybiera, prawda?

- Cześć Jacob, chciałabym Ciebie poinformować, iż za jakieś siedem godzin będę u Ciebie- powiedziałam głosem nieznoszącym sprzeciwu, całkowicie wyssanym z emocji jakie kiedykolwiek jemu pokazywałam oprócz strachu. W prawdzie w środku dalej się go bałam ale w dużo mniejszym stopniu niż kiedyś.

-Carla?... Czy to naprawdę ty?- powiedział przejęty. Szczerze, to wątpię aby się mną jakoś bardzo przejmował. Nigdy się nie przejmował.

-Nie, święty Mikołaj-odpowiedziałam dosyć wrednym głosem, nie potrafię okazać mu choć trochę szacunku oraz grama miłości. Mimo przykrych myśli kontynuowałam- Uszykuj mi pokój, zagoszczę u Ciebie na dłużej, nie chcę widzieć żadnego śmiecia w moim pokoju- powiedziałam i zakończyłam połączenie. Nie mam zamiaru marnować na to coś więcej niż pięć minut rozmowy. Choć nawet tylu nie powinien dostać.
Po rozmowie z Jacobem zobaczyłam że mam półtorej godziny, aby zjawić się na lotnisku i przejść odprawę. Szybko skończyłam jeść swoje zamówienie, wzięłam tacę z papierkami po jedzeniu, które wrzuciłam do metalowego kosza, odłożyłam tacę oraz poszłam w kierunku mojego auta. Chłopcy wiedzieli, że resztę drogi chcę przebyć sama, to mi pomagało poukładać swoje porozrzucane myśli w jedną sensowną. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam i odjechałam jak najszybciej. Po drodze podłączyłam komórkę do samochodu, włączyłam muzykę oraz GPS, bo przecież muszę jakoś dotrzeć na lotnisko. Jechałam tak już pół godziny, ułożyłam myśli. Cieszę się z tego najbardziej. Często miałam tak wielkie natłoki myśli, że trudno było mi je ułożyć. Moje przemyślenia zostały przerwane powiadomieniem z aplikacji, że dojeżdżam na miejsce. Faktycznie tak było, zauważyłam już tak dobrze znane mi lotnisko. Co dziwne, drogi nie pamiętałam nigdy na lotnisko ale jego wygląd już tak. Zawsze mnie zachwycało, tak samo jak teraz. Ruszyłam w stronę miejsca, gdzie miała się odbyć odprawa. Przeszłam ją bez żadnego problemu, a dzięki znajomym na lotnisku, nikt nie odkrył walizki pełnej broni palnej. Zawsze ją zabieram ze sobą, w końcu nigdy nie wiadomo kiedy się przyda. Usiadłam przy stoliku w jednej z wielu kawiarni, która służyła również jako poczekalnia, aż bramki zostaną otwarte. Zamówiłam kawę czarną oraz ciastko owsiane z ziarnami słonecznika. Kelner był nawet ładny, lecz dalej nie w moim typie. Po tym jak mi przyniósł zamówienie, zabrałam się za podpisywanie niektórych umów związanych z mieszkaniem, który został specjalnie dla mnie wybudowany. Nie była to jakaś wielka willa czy jaki inny kurwa zamek tylko cztero-pokojowy biały z czarnym dachem dom oraz małym parkingiem na dwa samochody. Najlepsze w tym domu było to, że był schowany w lesie niedaleko małej rzeki, która przechodzi w mały staw na mojej posiadłości. Zakochałam się w tamtym miejscu, odkąd zobaczyłam że ta działka jest na sprzedaż za bardzo małą kwotę. Właściciel sam mówił, że nie obchodzi go ta ziemia, zależało mu aby się jej jak najszybciej pozbyć. Skończyłam podpisywać ostatnią umowę, gdy kątem oka zauważyłam, że kelner mi się przygląda cały czas. Ten sam, który mnie obsługiwał. Odwróciłam do niego głowę i kiwnęłam aby podszedł, zrobił to jak posłuszny piesek. Śmieszyło mnie to, że dla kogoś obcemu potrafią ludzie stracić głowę oraz zaczynali myśleć sercem aby tylko mieć tą osobę. To jest chore oraz nierozważne. Wracając. Chłopak podszedł bardzo szybko, uśmiechnął się i spytał czy wszystko smakuje.
-Wszystko jest dobrze. Mam jedynie prośbę aby pan tak na mnie nie patrzył, ponieważ myślę wtedy, że coś mam na twarzy- powiedziałam formalnym tonem głosu, który nie znosił sprzeciwu, a jak jakiś się pojawiał, mówiłam to jednocześnie przeglądając ostatnie jakieś papiery z prośbą o przyjęcie do pracy w firmie. Chłopak widocznie się spieszył moją uwagą, lecz się tym jakoś bardzo nie przejęłam i kontynuowałam-Jeszcze jedno, poproszę rachunek.
-Oczywiście, już przynoszę- powiedział, po czym zniknął za ladą. Szybko poszło bo po trzech minutach miałam już terminal przed sobą, oraz płaciłam. Zabrałam swoje wszystkie rzeczy i z dumnie podniesioną głową wyszłam z kawiarni. Bramki właśnie zostały otwarte, a ja bez problemu mogłam przejść przez nie oraz udać się do samolotu. Leciałam pierwszą klasą więc miałam ciszę i spokój przed krzyczącymi dziećmi. Nic do nich nie mam większego tylko cisza jest złotem dla mnie, co niestety często innych dziwiło. Usiadłam w swoim miejscu i od razu położyłam się spać z nadzieją, że nie będzie turbulencji.
Wylądowaliśmy, a ja już chciałam wrócić do domu. SWOJEGO domu. Z tego co wiem, Camil mi załatwił auto, które ma czekać na mnie przed lotniskiem. Z daleka je widziałam, gdyż jakiś chłopak z dziewczyną siedzieli na masce mojego samochodu. Znałam już kilku takich ludzi. Tacy jak oni nie szanują tego co mają ani innych nie szanują. Odebrałam kluczyki do samochodu w punkcie informacyjnym, podeszłam do pojazdu. Spakowałam swoje rzeczy w akompaniamencie przekleństw i wyzwisk ze strony parki. Jak miło. Wsiadłam do auta i odjechałam.
Z tego co widziałam adres zamieszkania się nie zmienił. Chuj dalej się nie wyprowadził z rodzinnego domu. Jestem ciekawa czy z domu zrobił meline.
Po piętnastu minutach jazdy dojechałam na miejsce, dom wyglądał jak wszystkie inne. Wysiadłam z samochodu, przeszłam schodami na ganek. Kiedyś by mi się jeszcze kojarzył z rodzicami, jednakże teraz mało rzeczy mi ich przypomina. Zadzwoniłam dzwonkiem. Nawet jego dźwięku nie zmienił, idiota. Po chwili usłyszałam kroki do drzwi, otworzyły się za pomocą mojego brata. Nic się nie zmienił. No może poza tym, że zrobił kolczyk w uchu.
-A ty do kogo? Nie przypominam sobie abyśmy Ciebie zapraszali- powiedział chłodnym tonem. Postanowiłam te pytanie zignorować i weszłam do salonu.
-Już nie pamiętasz o swojej kochanej siostrze? Aj to nie dobrze, zapisać Cię do neurologa? Napewno ci pomoże z pamięcią- powiedziałam jednocześnie się rozglądając po domu. Nowe meble, ściany w kolorze śnieżnej bieli zamiast w brzoskwiniowym kolorze. Trochę zmienił.
Gdy skończyłam swoją wymowę - tym samym kończąc swoje oględziny, mój wzrok spoczął na Jacobie. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym podziwu, jak i zdzwinienia. Pewnie się spodziewał, że nic się nie zmieniłam. Głupi.
-J-ja nie wiedziałem, że to ty-powiedział, wziął oddech przy czym drapał się po karku, lecz po chwili dodał- zmieniłaś się.- powiedział, śmieszyło mnie to. Kąciki moich ust ledwo drgnęły ku górze.
-Każdy człowiek się zmienia po tylu latach Jacob, nie powinno Cię to dziwić- powiedziałam po czym wymownie na niego spojrzałam. Nie miałam zamiaru tutaj stać jak głupia i rozmawiać z nim dłużej.
-Już pokazuję Ci twój pokój- powiedział oraz wskazał ręką abym szła na górę pierwsza. Jacob szedł tuż za mną oraz mówił, że mieszka z przyjaciółmi lecz ich narazie nie ma ponieważ mają coś do załatwienia. Nie bardzo mnie to interesowało.
-Gdzie dalej?- powiedziałam kiedy dotarliśmy już na pierwsze piętro. Wskazał drzwi na prawo. To właśnie tam kiedyś znajdował się mój pokój. Weszłam do pomieszczenia, teraz to był pokój gościnny urządzony w stylu glamour tak jak cała reszta domu. Jacob również wkroczył do pomieszczenia.
-Kiedy oni będą?-spytałam tego zjeba genetycznego suchym tonem. Pytałam bo chciałam oszacować ile mam czasu wolnego dla siebie od reszty.
-Powinni być za dwie godziny, podoba ci się pokój?- spytał jakby chciał nawiązać normalną rozmowę.
-Może być, a teraz pozwól, że wrócę do samochodu po bagaże- powiedziałam po czym poszłam do mojego Lamborghini Ursus, wyciągnęłam bagaże oraz wróciłam z nimi do domu. Weszłam do pokoju, a w nim stał chłopak patrzący się cały czas przez okno. Podeszłam do niego i spojrzałam tam gdzie on patrzył. Wzrok miał utkwiony w moim wozie.
-Nieźle musiałaś się ustatkować przez ten czas, mogę wiedzieć gdzie pracujesz- spytał. Głupi. On naprawdę myśli, że mu powiem? Ahh jaki idiota z niego.
-Oj braciszku, napewno nie daje dupy za pieniądze. Tego możesz być pewien- powiedziałam oraz poklepałam go po ramieniu. Wzdrgnął się na ten dotyk- chłodny dotyk. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach. O to właśnie chodzi. Bój się mnie tak samo jak ja Ciebie, braciszku.
-Dobra to ja może już pójdę, jak się już rozpakujesz to zejdź na dół pogadamy- powiedział po czym pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia.

Moi kochani
Wybaczcie mi, że tak długo nie było rozdziału lecz odpisałam wszystko na ostatni guzik aby ten rozdział był równie dobry jak poprzedni.
Życzę Wam więc miłego czytania

Bad Sister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz