Rozdział 3

530 95 3
                                    

Hazel

Ponad trzydziestogodzinna podróż minęła w mgnieniu oka. Gdy wysiadłam na dworcu w Tampie, przywitały mnie promienie słońca i jedna, samotna palma na wąskim pasie zieleni.

Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Nie bez powodu chciałam tu przyjechać. Znałam to miasto. Choć może to za duże słowo, ponieważ nie byłam tu od naprawdę wielu lat, ale kiedy byłam młodsza, mieszkała tu moja babcia. Spędzałam u niej każde wakacje praktycznie do czasu, aż w liceum postanowiłam zostawać w domu, aby móc bawić się ze znajomymi. Na pierwszy rzut oka, odniosłam wrażenie, że miasto nie zmieniło się jakoś szczególnie, ale co ja mogłam o tym widzieć? Widziałam zaledwie okolice dworca.

Szłam chodnikiem, rozkoszując się promieniami słońca na twarzy. Po ostatnich chłodnych i wietrznych dniach w Chicago, to wszystko było taką miłą odmianą.

Tampa nie była tak wielkim miastem, jak Chicago. Właściwie to nawet nie było czego porównywać, to też nie spieszyłam się z tym, żeby namierzyć najbliższe schronisko dla bezdomnych. A przynajmniej było tak, do czasu aż zauważyłam, jak ogromne zakupy wynoszą ludzie ze sklepu. Zwróciło to moją uwagę ponieważ był wtorek, a nie sobota. W teorii mało kto powinien mieć czas na to, aby robić takie zakupy w środku tygodnia. Przez chwilę zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam w niebo. Było błękitne, bez ani jednej chmurki. Był również wrzesień, a to znaczyło, że Floryda jest właśnie w środku sezonu huraganowego.

Nie mogłam podejść do kogoś i zapytać, czy nadciąga cyklon, bo wyszłabym na kretynkę. Przecież obecnie wszyscy mieli telefony, w których był internet. Nawet nie trzeba było posiadać telewizora, aby móc sprawdzić co się właściwie dzieje na całym świecie. Zrobiłam zwrot, a potem weszłam do jednego ze sklepów. Naprawdę nie miałam ochoty wydawać pieniędzy na gazetę, choćby kosztowała tylko dwa dolary. Za dwa i pół dolara, mogłam wyprać swoje ubrania w pralni, więc wybór jak dla mnie był prosty, ale musiałam wiedzieć, co się dzieje. Nie mogłam zostać na zewnątrz, jeśli miał przejść jakiś huragan.

Zbliżyłam się do półek z gazetami i widząc jedną z wielu okładek, lekko mi ulżyło. Zachowam swoje pieniądze. Jedna z gazet umieściła na okładce zdjęcie satelitarne cyklonu, gdzieś nad zatoką meksykańską. „Środa. 16 października. Huragan uderzy w wybrzeże. Specjaliści zalecają aby pozostać w domach."

Wypuściłam powietrze ze świstem. Miałam cały dzień, aby znaleźć schronienie. Ucieszyłam się, że nie muszę tego zrobić w ciągu najbliższych piętnastu minut, ale postanowiłam odpuścić sobie wycieczkę po mieście, jak wcześniej planowałam. Przyjdzie jeszcze na to czas, póki co musiałam znaleźć jakieś wolne miejsce, aby nie zostać na zewnątrz gdy już nadejdzie cyklon.

Kątem oka namierzyłam jakąś pracownicę sklepu, a następnie do niej podeszłam.

– Przepraszam, gdzie znajdę najbliższy komisariat policji? – zapytałam, uśmiechając się przyjaźnie.

Kobieta spojrzała na mnie uważnie, a później odpowiedziała:

– Dwie przecznice stąd. Coś się stało? Czy mogę ci jakoś pomóc?

– Nie, dziękuję. – Pokręciłam głową. – Po prostu muszę o coś zapytać.

– Zapiszę ci adres na kartce.

Odwróciła się w kierunku wysokiej lady, która znajdowała się za jej plecami, a nad którą widniał napis „Obsługa klienta". Zapisała mi nazwę ulicy na ulotce, po czym mi ją podała.

– Kiedy stąd wyjdziesz, musisz skręcić w prawo – poinstruowała mnie.

– Dziękuję. – Skinęłam głową. – Do widzenia.

Odnaleźć przeszłość [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz