Rozdział 4

22 1 0
                                    

Po wstaniu oraz ogarnięciu się, miałam na sobie brązowe, luźne dresy, bez ściągaczy na dole oraz zielony top. Idealnie pasował do moich oczu w odcieniu kwitnących wiosną liści u drzew. Oczywiście od razu po przebudzeniu zmieniłam opatrunki i odkaziłam rany.

Rozejrzałam się po pokoju, w którym zdążyło mi się już nabrudzić. Stojąc przy drzwiach można było zauważyć ogromne łóżko stojące na środku pokoju z ramą przypartą do ściany. Obok stała długa kanapa, a wcześniej przyniesione krzesła znikły. Oprócz biurka znajdującego się po drugiej stronie szafy, nie było tu wielu gratów. Nie potrzebowałam żadnej szafy ani toaletki, ponieważ miałam własną łazienkę oraz garderobę.

Wszystko to było skąpane w czerni z lekkimi przebłyskami zieleni i różu. Nie było tego za wiele, bo tylko pojedyncze świeczki, jakaś chińska waza oraz parę obrazów wiszących nad posłaniem.

Zeszłam na sam dół do ogromnej, jasnej kuchni, urządzonej w nowoczesny sposób.Zjadłam ciepłe gofry, które przygotowała mi Yvonne. Ta kobieta ma ogromny talent.

Potem powędrowałam do gabinety Ceasara. Spodziewałam się o czym zechce pogadać. Ma zamiar wysłać mnie do Zacka, mojego znienawidzonego brata. Prawdę mówiąc, wczorajszej nocy przygotowałam się do tego psychicznie. Jestem gotowa nie tylko na to by przeczekać tam niebezpieczeństwo, ale na zemstę.

- Witam księżniczko, zajmij miejsce - na wstępie wskazał na fotel. Nawet nie marudził, iż nie zapukałam. Przejmuje się tą sytuacją bardziej niż sądziłam.

- Zapewne masz nadzieję na mój wylot do rodzinnego miasta. - stwierdzam, wpatrując się w jego oczy, gdzie nie można odróżnić źrenicy od tęczówki.

- Nie chcę cię do tego zmuszać, ale nie mam wyboru. Tu nie jesteś bezpieczna - kołysze się na swoim skórzanym krześle bujanym - nasi hakerzy robią co mogą, aby znaleźć Dominico, ale nawet Louis i Genevieve rozkładają ręce. Wrócisz od razu jak to wszystko minie.

- Rozumiem - rzekłam spokojnie, czym pewnie go zdziwiłam. - Kilka moich samochodów ma oczywiście polecieć ze mną, a ja nie będę udawała starej mnie. Te bezguście i ubrania niedopasowane do sylwetki nie powróci.

- To zrozumiałe księżniczko, zatem mogę ci już powiedzieć o bilecie, który ci zamówiłem - po jego słowach moje brwi poszybowały wysoko do góry, zapewne dotykając aż lini moich jasnych włosów.

- Lot masz na trzynastą pięć. Trwa mniej więcej pięć godzin, więc będziesz miała czas, żeby poczytać akta o swoim bracie, które dla ciebie przygotowałem - bruent w białym garniturze, sięgnął po jakąś teczkę z szuflady i podał mi ją do rąk.- Znaczy Roy, ale na moje zlecenie.

- Dzięki. Idę się pakować. Cztery godziny to wystarczająco na spakowanie wszystkich niezbędnych rzeczy, pożegnanie się z domownikami, dojazd do lotniska, zdążenie na przejście przez brami i kontrole, nie uważasz ? - zapytałam z sarkazmem, po czym ruszyłam do pokoju, który niedługo opuszczę.

- Uprzedź brata, na teczce numer pisze - krzyczy za mną jeszcze.

Więc wspinając się po schodach wystukują z komórkę liczby i wyczekuje głosu między sygnałami dzwonienia.

- Halo, Zack z tej strony. Kto mówi ? - odezwał się tak dawno nie słyszany, rodzina.

- Hej, tu Cynthia. Dziś przyjeżdżam do miasta, mogłabym u ciebie zamieszkać ? - Pytam choć znam odpowiedź. Brat podobno po moim wyjeździe się nawrócił, chciał mnie przeprosić.

- Sios.. Siostrzyczko... to ty ? Żyjesz ? Ależ oczywiście, mam cię odebrać ? - Zaczął zadawać pytania a w oddali było słychać głosy z pytaniami z kim rozmawia, bo się chłopaczyna popłakał.

- Poradzę sobie, wyślij mi adres. - Tym sposobem zakończyłam naszą wymianę zdań.

********************

Właśnie stoję przy wyjściu z domu i żegnam się z moją rodziną.

Będzie mi brakować Marcusa Scotta, zawsze gotowego na imprezę. Z nim bawiłam się na nich najlepiej, był najlepszym kompanem do picia. Jego dusza ekstrawertyka pomagała mu szybko nawiązywać nowe znajomości, dzięki czemu wszędzie miał znajomości i wtyki. Swój czarny humor często mnie rozbrajał, tym bardziej kiedy niektórzy go nie rozumieli.

Roy, mój psiapsi od początku. Louis jako pierwszy zaczął mnie zagadywać bym nie czuła się samotna, gdy do nich trafiłam. Straszny z niego śmieszek.

Za to Anakin Tremblay, mimo iż wiecznie cichy, to każdy może liczyć na jego wsparcie oraz wysłuchanie i dobre rady. Jest jak magiczny dżin potrafiący znaleźć rozwiązanie na każdy problem. Dlatego też jest jednym z najlepszych strategów. Spędziłam z nim wiele cudownych chwil, bo z każdym można porozmawiać, ale nie z wszystkimi pomilczeć.

O Stanie można powiedzieć naprawdę dużo, ale wystarczy  słowo kociarz. Pantoflarz także. To opisuje całe jego życie.

Jego dziewczyna - Turner, jest cudowna oraz bardzo słodka. Łatwo ją zawstydzić, przez co jej twarz staje się mocno buraczana, co jest urocze. Z nikim lody w środku burzowej nocy nie smakują tak dobrze jak z Genevieve. Przy tym jest jednocześnie zbuntowana i kocha robić wszystkim na przekór, stąd jej farbowane włosy.

Kai Jackson za to jest najlepszym przyjacielem do obrabowania banku. On kocha adrenalinę oraz wszystko co nie legalne, dlatego jest w gangu i ma rolę przemytnika. Mężczyzna lubi zmieniać facetów jak rękawiczki i ma lekkie problemy ze złością, ale po za tym jest kochany.

Za przyszłym państwem Ceasar też będę tęsknić. Oboje na pozór sztywni, nigdy nie uśmiechający się, lecz w domu są opiekuńczy, często nawet bardziej od Gen. Są ciepłymi ludźmi potrafiącymi utrzymać całą mafie zwartą i świetnie pracującą. Nigdy nie zapomnę im, jak mnie przygarnęli z ulicy i zaproponowali pomoc.

- Paa, życzcie mi szczęścia chłopaki. Dziewczyny nie pozwólcie, aby rozwalili ten dom, pod moją nieobecność- posłałam im buziaka w powietrzu i wyszłam z domu razem z Kaiem, mającym za zadanie odwieźć zastępczynię szefa na lotnisko. Czyli mnie.

Droga autem minęła mi równie szybko jak ta samolotem, podczas której tylko i wyłącznie spałam oraz przeglądałam akta Zacka Gordona.

Mój pożal się boże brat należał do gangu, w którym był zastępcą jak ja. Mieszka razem z trójką innych chłopaków w jego wieku. Młodzi są, jak na przywódców gangu, chociaż widzę, że uch szef dostał go w spadku. Po śmierci swojego ojca, przejął rodzinny interes oraz ho rozbudował.

Widać, że sam nie umie się sobą zająć. Gdyby rodzice żyli zapewne mieszkałby nadal z nimi.

Gdyby rodzice żyli...

Nie zwracałam uwagi na męczące mną smutne myśli i ruszyłam w stronę wyjścia z lotniska.

Żegnaj Portland, witaj Charlotte.

********************

Mam nadzieję, że w miarę ciekawie zapowiada się ta historia, mimo że dopiero się rozkręca.

Pozdrawiam, xoxo.

My secret life [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz