7. Odloty

62 3 15
                                    

Od Autorki: Witam was w kolejnym shocie! Krótka informacja - będzie sporo myśli Hazel i Franka, bo lubię pisać w ten sposób. Jak zwykle życzę miłego czytania, setek motyli w brzuchu i dziękuję wam, że czytacie <3 Jesteście najlepsi.

Pov Hazel: 

Mrok.

Taka ciemność, dla której nie ma znaczenia, czy otworzysz oczy, czy je zamkniesz - będzie tak samo ciemno.

Przemierzałam ten mrok, z małą sztabką złota w dłoni, która była moim jedynym oświetleniem. Nie wiem, jakim cudem świeciła własnym światłem, ale nie była to przyjazna mi jasność. Ta sztabka złota symbolizowała całe lata cierpienia, przez które musiałam przejść z powodu mojego "daru". Zdawałam sobie sprawę z tego, że śnię, jednak w głowie przewijało mi się tyle obrazów, że nie byłam w stanie się obudzić.

"Przeklęte dziecko!" usłyszałam syk mojej matki. Sztabka jakby przywarła mi bardziej do rąk. 

Zaraz potem znów znalazłam się w tej jaskini, w której zginęłam wiele lat temu. Czułam ropę zalewającą mnie, moje płuca i swój ostatniu krzyk.

 - Hazel!

Obudziłam się gwałtownie, widząc ciepłe, brązowe oczy wpatrujące się we mnie z troską. 

 - Prawie odleciałaś. - Frank pomógł mi usiąść i mocno przytulił do siebie. Próbowałam uspokoić oddech, ale po chwili coś we mnie pękło, i zaszlochałam w jego klatkę piersiową. Wylałam z siebie wszystkie okropności, które widziałam we śnie. Wiedziałam, że on wysłucha mnie jak nikt inny.

 - Ja umierałam, Frank. - zakończyłam łamiącym się głosem - Znowu.

Chłopak uniósł delikatnie moją twarz, po czym pocałował mnie w oba załzawione policzki. Światło księżyca wpadało do namiotu* więc widziałam go wyraźnie - kochanego i opiekuńczego jak zawsze. 

 - Teraz najważniejsze jest, że żyjesz. - odparł, podkreślając ostatnie słowo - A ja zrobię wszystko, żebyś była jak najdłużej na tym świecie. - dodał ciszej, biorąc moje dłonie w swoje. Odetchnęłam, ciągle nieco roztrzęsiona, opierając się o jego ramię, co w dziwny sposób dało mi ulgę. Byłam bezpieczna.

 - Słuchaj - odezwałam się po chwili milczenia - Od kiedy... no, wiesz, siedziałeś tutaj przy mnie?

 - Usłyszałem, że masz niespokojne sny, i pomyślałem od razu o twoich odlotach. - wyjaśnił - Martwiłem się, więc siedziałem przy tobie, póki nie byłem przekonany, że należy cię obudzić. - zrobił przepraszającą minę - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. 

Zrobiło mi się ciepło na sercu. Był przy mnie cały ten czas...

 - Dziękuję, niedźwiadku. - posłałam uśmiech w jego stronę. 

Odwzajemnił go, rumieniąc się przy tym odrobinę. Jesteśmy już ze sobą prawie trzy lata, ale zdarzało nam się czasami onieśmielić w swoim towarzystwie. Mój chłopak był przy tym wyjątkowo uroczy. 

 - Niedźwiadku, powiadasz. - powtórzył rozbawiony - Lepsze to, niż "iguano" albo "rybko koi"...

Przed oczami stanęła mi jaszczurka, w którą zamienił się Frank na "Argo II", i parsknęłam śmiechem. Przez moment udawał obrażonego, ale zaraz zaczął się śmiać razem ze mną. 

Czy to dziwne, że bardzo lubię słyszeć jego śmiech? Jest taki dzwięczny, szczery, sprawia, że do okoła robi się jakby jaśniej, i słuchając go, sama nie mogę się nie uśmiechać. Pierwszy raz zastanowiłam się nad tym, po naszej misji na Alasce, kiedy razem z Percy'm dostaliśmy istnego ataku głupawki. Rzadko zdarza się, że widzę mojego chłopaka tak beztroskiego jak wtedy...

frazel' oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz