25 listopada 2023.r.
Galop wyciszał myśli. Już wtedy słyszałam tylko kopyta. Pozostawiłam za sobą to przeklęte Miasto. I przeklętego Mojego.
Mój nazywał mnie Moja. Dlatego odeszłam. Nie chciałam być Moja. Chciałam być moja. Nie z dużej litery, tak po prostu. Mój też nie był szczęśliwy. Ale nie umiał zrezygnować z Mojej.
Więc zostawiłam go. Za sobą.
Spięłam konia raz i drugi. Już więcej Mojego nie zobaczę. Mój więcej nie zobaczy Mojej. Dla niego nigdy nie było po prostu mnie.
Zacinał wiatr, jechałam jedną z tych przełęczy, która dzieliła Miasta.
Chciałam zobaczyć inne Miasta by stać się swoja. Nareszcie siebie poznać, na siebie spojrzeć. Byłam siebie taka ciekawa. Za długo byłam Moja i za krótko byłam sobą.
W końcu byłam odpowiednio daleko, żeby zwolnić. Mój pewnie jeszcze śpi. A jeśli nie śpi, to nie zastanawia, gdzie jest Moja. Moja przecież leży koło niego, uśmiecha się słodko. Ja kłusowałam przez przełęcz. Zostawiłam mu Moją. Nie wytrzymałabym z nią ani chwili dłużej.
Już widzę Miasto. Jego wysoki obronny mur, w końcu złych istot jest na świecie tak wiele. Wysoką kościelną wieżę, w coś w złym świecie trzeba wierzyć. I wiele Moich. Oni i one - zawsze chodzili parami.
Wielka brama stała przede mną otworem, koń nerwowo kołysał się. Wraz z nim, kołysał się mój wzrok. Od skrzydła do skrzydła żelaznych drzwi. Do mojej wolności? Nie wiem.