3

1.1K 87 3
                                    

Snape zaczął od sobotniego numeru.

Wyciągnąłem gazety, jak zwykle ułożone po kolei dniami tygodnia, a on tylko rzucił okiem na poniedziałek, wtorek i środę, zajrzał do czwartku i piątku i w końcu otworzył sobotni numer, od razu przechodząc do strony POGŁOSEK. W miarę jak czytał, jego brwi wędrowały coraz bardziej w górę, jedna wyżej od drugiej.

- Naprawdę nazwałeś kolegów z pracy następcami śmierciożerców?

- Być może - mruknąłem. - Chcesz kawy?

- Już jest zrobiona. Możesz mi też przynieść. A pod oknem stoi eliksir, który możesz mieć ochotę zażyć.

- Eliksir? - spojrzałem na niego pytająco.

- Na kaca.

Wrócił do lektury i miałem pewność, że opuścił głowę tylko po to, aby ukryć uśmieszek wypełzający na wąskie usta. Ostatnio zdecydowanie za często uśmiechał się w mojej obecności. To było nienaturalne.

Rano, kiedy już obiecałem sobie, że nigdy więcej nie oddam się mugolskim sposobom radzenia sobie z depresją, spróbowałem zrobić, ile się dało, żeby nie wyglądać tak źle, jak się czułem. Jak widać, efekty były marne. Nalałem kawę, chwyciłem niewielki flakonik z blatu pod oknem i udałem się w kierunku naszego kącika towarzyskiego, gdzie Snape, zaspokoiwszy ciekawość, powrócił już do rutyny i przeglądał poniedziałkowy numer Proroka.

- Kingsley znów zbiera poparcie? - zagadnął, czytając główny artykuł.

- I to jak. Jak dalej tak pójdzie, to nie wypuszczą go aż do emerytury.

- No chyba że wygryzie go Potter Reformator.

Westchnąłem, osuwając się niżej na kanapie i patrząc zmęczonym wzrokiem na parę unoszącą się z kubka.

- Nie chcę nic reformować. Chcę tylko, żeby ludzie przestali być takimi...

- Ludźmi - dokończył Snape. - Wpierw wypij eliksir. Do dna. Zadziała lepiej na pusty żołądek.

Nie pytałem, skąd wie, że nie zjadłem śniadania. Widocznie po moim stanie było widać, że byłby to akt masochizmu. Odkorkowałem flakonik. Już sam zapach zadziałał na mnie orzeźwiająco; wyczuwałem w nim nutki szałwii i mięty. Wypiłem wszystko na raz.

- Dzięki - westchnąłem, odchylając głowę na oparcie i przymykając oczy. Snape mruknął w odpowiedzi, dając mi znać, że przyjął moją wdzięczność. Przez blisko pół godziny nie odzywałem się i nie zmieniałem pozycji, wsłuchując się w szelest papieru i - od czasu do czasu - westchnienia lub prychnięcia czytającego. Słabość w moich kończynach zaczęła ustępować, do myśli wracała klarowność, żołądek się uspokajał i dawał mi coraz wyraźniejsze sygnały, że jest pusty.

- Jeśli chcesz coś zjeść, to znajdziesz kilka rzeczy w lodówce - mruknął Snape. Otworzyłem jedno oko i zerknąłem na niego. Był już na wtorkowym numerze.

Pozwoliłem sobie na jeszcze pięć minut słabości, łyknąłem nieco wystygłej kawy, a potem poszedłem do kuchni. Wziąłem byle co. Wróciłem na kanapę i zjadłem śniadanie w towarzystwie milczącego eksprofesora eliksirów.

***

- Co u Snape'a? Tak samo okropny jak zawsze?

Ron starał się zachowywać normalnie. Wiedziałem, że Ginny zabroniła mu wracać do tematu naszej decyzji. Ron chciał, żebyśmy byli rodziną. Właściwie go rozumiałem. Też tego chciałem. Po prostu nie kosztem tego, że miałbym oszukiwać Ginny, samego siebie i wszystkich wokół.

Znowu dramatyzujesz, Potter [SNARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz