Rozdział 9

911 25 0
                                    

Sophia

Wieczór nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Służba ogłosiła, że kolacja jest gotowa, a ja, niepewna, czy powinnam czekać na zaproszenie, czy po prostu zejść, stałam przez chwilę w swoim pokoju, walcząc z uczuciem onieśmielenia. W końcu zebrałam się w sobie i ruszyłam schodami w dół.

Jadalnia była ogromna, oświetlona wielkim kryształowym żyrandolem, który rzucał ciepłe światło na długi stół nakryty śnieżnobiałym obrusem i elegancką zastawą. Arkadii Ivanov siedział na jednym końcu stołu, z wyprostowaną postawą i spojrzeniem, które od razu przypominało mi, kto tu rządzi. Po jego lewej stronie zasiadł Valentin, jego najstarszy syn, a po prawej Leo, z typowym dla siebie zadziornym uśmiechem na twarzy. Miejsce naprzeciwko Arkadiia, na drugim końcu stołu, najwyraźniej było przeznaczone dla mnie.

Przełknęłam nerwowo ślinę, starając się wyglądać na pewną siebie. Kiedy weszłam, wszyscy spojrzeli w moją stronę, a ich wzrok wywołał u mnie lekki dreszcz.

– Sophia – odezwał się Arkadii spokojnym, niskim głosem. – Proszę, usiądź.

Podeszłam do wskazanego miejsca i usiadłam, czując, jak moje dłonie drżą pod stołem.

– Mam nadzieję, że twój pierwszy dzień w naszym domu minął bez większych problemów – powiedział Arkadii, gdy na stole pojawiły się pierwsze dania – aromatyczna zupa krem z dyni i chrupiące pieczywo.

– Tak, dziękuję – odpowiedziałam, unikając jego spojrzenia.

Leo, który siedział po prawej stronie swojego ojca, uśmiechnął się z rozbawieniem.

– To pewnie dość duża zmiana, co? Z sierocińca do... tego – powiedział, machając ręką w powietrzu, jakby chciał objąć cały dom jednym gestem.

– Leo – upomniał go Arkadii, a ton jego głosu był tak chłodny, że Leo natychmiast się wyprostował, choć w jego oczach wciąż błąkała się iskra rozbawienia.

– W porządku – powiedziałam szybko, próbując złagodzić sytuację. – To rzeczywiście duża zmiana, ale... staram się przyzwyczaić.

Valentin, który do tej pory milczał, spojrzał na mnie chłodno.

– To dobrze, bo ojciec nie toleruje wymówek – powiedział sucho, odrywając kawałek pieczywa. – W naszym domu oczekuje się od każdego, że da z siebie wszystko.

– Valentin – rzucił Arkadii ostrzegawczo, a najstarszy syn spuścił wzrok, wracając do swojej zupy.

Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie dźwiękiem sztućców i delikatnym szelestem serwetek.

Kiedy podano drugie danie – pieczoną kaczkę z warzywami – Arkadii odezwał się ponownie:

– Sophia, muszę powiedzieć, że twoje wyniki w nauce zrobiły na mnie wrażenie. To jeden z powodów, dla których zdecydowałem się na ciebie.

– Dziękuję – powiedziałam cicho, czując, jak moje policzki robią się czerwone.

Leo, zauważając moją reakcję, wtrącił:

– Nie stresuj się, ojciec tak ma. Wszystko u niego musi być perfekcyjne. Nie martw się, w końcu się przyzwyczaisz.

– Leo – ponownie upomniał go Arkadii, ale tym razem ton jego głosu był bardziej zmęczony niż surowy.

– A co z Simonem? – zapytałam, chcąc zmienić temat i udowodnić, że potrafię się zaangażować w rozmowę.

Valentin uniósł brew, jakby pytanie go zdziwiło, ale to Leo odpowiedział:

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz