Tata?
Tak ciężko go nazwać.
Ojciec?
Nie zasłużony.
A może, ktoś kto tylko spłodził?
Nie. Przecież był. Obecny krótką chwilę.
Osoba dająca bezpieczeństwo?
Tak. Tak właśnie.
Dający szczęście, fundament rodziny.
Uciekając, pod osłoną nocy.
Krusząc i rozwalając mury stabilizacji.
Żegnając spojrzeniem, pocałunkiem, przytuleniem.
Czy wie że już nie wróci? Czy wie ile kłopotów rodzinie przysporzy?
Może będzie żałować? Opłakiwać? Tęsknić?
Czy dobrze mu tam z nimi?
Czy zdradliwy wir dał mu radość?
Lepiej całować inne usta.
Tulić inne, nowe pąki miłości.
Gdzieś daleko, w dawnym domu.
Powoli, pomalutku.
Kwiat zrodzony z miłości.
Traci barwy, iskrę w oczach.
Uśmiech już nie zdobi młodej twarzyczki.
Zabawki stały się książkami.
Chcąc uciec myślami, w inny świat.
Wesołe wieczory, pełne miłości i śmiechu.
Gdzież one się podziały?
Zniknęły pod kurtyną łez.
Jej ból znała jedynie poduszka.
Drobna, miękka.
Kiedyś, osłuchana w bajki i historię.
Dziś, przyjmuję morze słonej wody.
Jęki, zgrzyty, krzyki, ryk, rozpacz, krew.
Czy kiedyś rany się zagoją?
Czy kiedyś mu wybaczy?
Czy będzie lepiej?
Nikt tego nie wie.
Rozdarte serce.
ZAGUBIONA