Wystraszyłaś nas panno Blanko

23 2 0
                                    

Miałam wrażenie, jakby zaraz miało wysadzić mi głowę. Dodatkowo bardzo bolały mnie plecy i nie mogłam się ruszyć. Zaskoczona swoim stanem uchyliłam powieki, lecz szybko tego pożałowałam, oślepiona przez sztuczne światło lamp.

Zamrugałam kilkakrotnie, aż w końcu udało mi się otworzyć oczy. Obraz był dziwnie zamazany, ale mimo to bez problemu rozpoznałam jasnoniebieskie ściany szpitalnej sali.

Co ja robiłam w szpitalu? I dlaczego jako pacjent?

Rozglądałam się dalej. Sala była pusta, co oznaczało, że nie miałam żadnego sąsiada z łóżka. Monitory i inne urządzenia były przyłączone do mojego ciała poprzez różnego rodzaju kabelki. A na barierce łóżka opierała się męska postać.

Po posturze mogłam stwierdzić, że na pewno nie był to mój chłopak. Tylko czy ja nadal miałam chłopaka? Właściwie to narzeczonego. Kolor włosów także temu zaprzeczał. Po dłuższej analizie doszłam do wniosku, że był to Kieran. Tylko jego ciemne włosy układały się w delikatne loczki. Zresztą, czemu Alvaro albo Ares mieliby spać na barierce mojego łóżka? Nie rozumiałam też, dlaczego on miałby to robić, ale wydawało mi się mniej dziwne. Był lekarzem i moim opiekunem.

Z jednej strony nie chciałam go budzić, bo kto wie, ile spędził tu czasu? Na pewno za dużo, skoro zdążył zasnąć. Z drugiej strony nie byłam pewna, czy nie przyszedł do mnie na chwilę i po prostu zasnął ze zmęczenia, a powinien mieć dyżur. Chociaż pewnie, gdyby faktycznie był potrzebny, to któraś z pielęgniarek by po niego przyszła. A może przyszła i tak samo jak ja, też nie miała serca go budzić?

Raz kozie wio. Zaryzykowałam.

Uniosłam rękę, podpiętą do kroplówki i powoli zbliżyłam do głowy chłopaka, by wsadzić ją w jego miękkie włosy. Przez ten czyn wydał z siebie cichy pomruk. Minęła chwila, żeby Kieran uniósł głowę. Cofnęłam dłoń. Jego zaspane oczy wpatrywały się we mnie jak w postać ze snu. Zamrugał kilkakrotnie, patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się.

– Wystraszyłaś nas panno Blanko. – jego głos był zachrypnięty, ale słychać było, że odetchnął z ulgą.
– Podam ci wodę. – oznajmił, powoli, wstając z krzesełka. Jego niedawna rana musiała mu doskwierać, bo nadal trochę kulał.

Podszedł do parapetu, gdzie leżały różne owoce i inne rzeczy, w tym woda. Wziął butelkę, słomkę i patyczek. Wrócił do mnie, uśmiechając się promiennie. Najpierw patyczkiem zwilżył moje usta, tak jak zawsze robiła to pielęgniarka pacjentom po operacji. Następnie pozwolił mi się napić poprzez słomkę.

– Jak się czujesz? Coś cię boli? – zadał mi typowe dla lekarza pytania.

– Głowa, plecy i widzę jak przez mgłę. – odpowiedziałam szczerze. W przeciwieństwie do niego nie chciałam utrudniać pracy lekarzom. W końcu chodziło o moje życie.

– Hmm... – mruknął. Wstał z krzesełka i podszedł do biurka pielęgniarki, gdzie było sporo leków. Wrócił po chwili z jakimiś pastylkami. Nie udało mi się zobaczyć nazwy.
– Dam ci leki przeciwbólowe, ale najpierw cię zbadam. – poinformował mnie, na co skinęłam delikatnie głową. Bałam się, że przez najmniejszy ruch rozsadzi mi mózg.
– Patrz na mnie. – poprosił. Ręką przedzielił moją twarz i świecił mi latarką po oczach.
– Złap moje ręce. – ponownie wykonałam jego polecenie, łapiąc jego ciepłe dłonie. Chłopak jeszcze sprawdził dokładnie moje tętno i poziom cukru we krwi.
– Proszę. – podał mi tabletkę wraz z poprzednią wodą.
– To skutki operacji. Powinno ci niedługo przejść, ale w razie pogorszenia od razu nam mów.

– Nie jestem tak uparta jak ty.

Kieran popatrzył na mnie, wzrokiem mówiącym, że kompletnie się z tym nie zgadzał i usiadł ponownie na krzesełku przy łóżku.

Panna Blanka w San FranciscoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz