Ładnie wyglądasz, panno Blanko

23 2 0
                                    

Gdyby ktoś powiedział mi, że będę w San Francisco, uwierzyłabym bez problemu. A jeśli powiedziałby mi, że będę imprezować częściej niż przez całe swoje życie, wyśmiałabym go.

Dokładnie tego wieczoru wybieraliśmy się na urodziny Leo. Impreza lokalna, moje urodziny, Halloween, urodziny Leo. Dużo tego było, a to jeszcze nawet nie koniec.

Niestety, zanim przyjemne to najpierw praca.

Czułam, że już naprawdę nadciągnęłam dobroć profesora i musiałam zacząć się jeszcze bardziej przykładać. Nikt mi nic złego nie powiedział i nadal przyjaciele uważali na mnie jak na jajko, ale po prostu tak czułam. Miałam nadzieję, że profesor nie wiedział nic o tym, że Kieran pozwalał mi szybciej wychodzić. Teraz byłam pewna, że już więcej nie skorzystam z takiej opcji. Nie przyjechałam tu, żeby się lenić, a ciężko pracować, więc musiałam się przykładać jak każdy.

Już żadnej taryfy ulgowej.

– Cześć załogo! – zawołałam radośnie, wskakując do karetki. Moi towarzysze również byli w dobrych nastrojach.

– Siemasz Blanciu. – odpowiedział nasz jubilat, po chwili wybuchając śmiechem. Jeszcze nie był pod wpływem, a już miał pijacki nastrój. Niesamowite.

– Cześć mała.

– Cieszę się, że nie ma stypy! Dzisiaj trzeba się bawić. – oznajmił Leo, ale chwilę później zabrzęczał tablet.

– Koniec zabawy, złamanie otwarte w szkole. – poinformował lekarz. Zamknęliśmy drzwi pojazdu, a w tym samym czasie Leo włączył sygnał i ruszył.

– Może też dobrze się bawią.

Nie miał racji.

Zostaliśmy zaprowadzeni na stołówkę, gdzie na ziemi leżała nieprzytomna dziewczyna, przy której siedziała kompletnie niezainteresowana nią nauczycielka. Wokół stali lub siedzieli uczniowie. Nikt nie udzielał jej pomocy.

Chwilę po naszym pojawieniu, nawet kobieta dotychczas siedząca przy dziewczynie, zwyczajnie odeszła. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Ktoś mógłby, chociaż z nią rozmawiać by czuła się spokojniejsza. Czy to za wielki wysiłek?

– Co to miało być? – warknęłam zdenerwowana, chwilę po opuszczeniu budynku.

– Młodzież. Panuje okropna znieczulica. – westchnął Romeno. On wyglądał jakby się tym w ogóle nie przejął, a mnie szlag trafiał.

– Jakbym miała dziecko, nauczyłabym je, żeby zawsze pomagało nie zważając na to czy to przyjaciel, czy wróg publiczny numer jeden.

– Zgadzam się. – poparł mnie Leo.

– Popieram was, ale pozwolicie, że nie będę się wypowiadał na ten temat. – mruknął Kieran, wchodząc do karetki.

No tak. Noe i jego wypadek. Jemu i jego dziewczynie też nikt nie pomógł, a z synkiem nie miał żadnego kontaktu.

Spojrzałam na Leo, który uśmiechnął się do mnie smutno i ruszył za kółko. Nie mając większego wyboru, także wskoczyłam do karetki i po chwili ruszyliśmy.

Pierwszy raz od dawna jechaliśmy w takiej ciszy. Każdy krążył myślami gdzieś w samotności, a jednak coś nas łączyło. Miałam wrażenie, że błądziliśmy po tym samym uniwersum.

Było spokojnie, więc po wyjeździe dostaliśmy chwilę przerwy. Kieran ulotnił się od razu po oddaniu pacjentki. Leo chciał sprzątnąć karetkę, ale zapewniłam go, że zrobię to za niego. W końcu miał urodziny, ja w swoje też miałam wolne. Ucieszył się i w skowronkach pobiegł zapewnie do Vanessy.

Panna Blanka w San FranciscoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz