Wyznanie Miłości

108 4 3
                                    

Niegdyś myślałem, że wszystko wokół skazało mnie na życie w cieniu i samotności wśród Desmontów. I szczerze mówiąc, rozszarpywało mnie to od środka boleśnie. Z każdym kolejnym dniem, coraz bardziej rozumiałem, że moje starania nie miały nigdy żadnego znaczenia.
Że od początku byłem tym drugim synem... tym gorszym.
Absolutnie nie potrafiłem się z tym, jako dziecko pogodzić...

...bo możliwe, że nie mogłem tego wcześniej zrozumieć.

Wiesz... nie wiedziałem co to znaczy miłość. Wciąż nie wiem.

Każdego dnia spoglądając w twoje błyszczące, szmaragdowe tęczówki, uciekałem przed tymi zdradzieckimi myślami. Wiem, że to nie było eleganckie.

I nadal nie potrafię być przed tobą szczery.

Mimo, że już od dawna panuję nad moimi szalonymi biciami serca, gdy jesteś w pobliżu mnie, to ciężko mi przyznać przed tobą, że jesteś jedyną dziewczyną, która potrafi wyciągać ze mnie niechciane emocje.

Staram się spędzać z tobą jak najmniej czasu, bo wiem, że nasza aktualna przyjaźń nie ma żadnej przyszłości.

Ponieważ albo ja w końcu wyznam moje najskrytsze uczucia, albo nasza przyjaźń się zakończy, bo stanę się jeszcze bardziej zgorzkniały dla ciebie. A tego oboje przecież nie chcemy, Anyu.

Dzisiaj nie uciekam przed własnym sobą, gdy chodzi o moją miłość do ciebie i może dlatego łatwiej jest mi oddychać. Nie przejmuję się zbytnio niczym już, no może oprócz tego, że chcę jak najszybciej skończyć szkołę z najlepszymi wynikami.

Najdziwniejsze jest to, że już nie robię tego dla ojca, tylko właściwie dla siebie. Odczuwam dzięki temu trochę wolności.

Albo wciąż uwielbiam ucinać ci czubek twego uroczego noska, pokazując jak wysoko jestem ustawiony w hierarchii.

Jestem nienormalny.

~♡♡♡~

Wyrwałem kartkę z notatnika i rzuciłem nią celnie do śmietnika w klasie.

Westchnąłem ciężko, spoglądając na piękny widok zachodzącego słońca za oknem. Często zostawałem po lekcjach, aby zostać sam na sam z własnymi myślami i przeważnie zapisywałem je w sekretnym notatniku. To właśnie tam wylewałem wszystko z siebie, bo nie znałem szczerze innego sposobu, który by mi pomógł z smętną teraźniejszością.

Zamknąłem oczy i skupiłem się na promieniach słońca, które czule obejmowały moją bladą skórę na twarzy.

Znowu cicho westchnąłem, ale z obejmującej mnie powoli tęsknoty za różowłosą, którą dzisiaj nie miałem szansy spotkać. To wręcz przerażające, że jeden dzień bez niej sprawiał u mnie tyle negatywnych uczuć - jak na przykład zmęczenie.

Bodajże jej słoneczna, tryskająca na wszelkie strony energia zapewniała mi siłę każdego poranka.

Złapałem się wykończony za głowę i kciukami zacząłem delikatnie masować sobie skronie.

Powinienem zbierać się już do akademika i powtórzyć sobie na jutro materiał, ale jakoś chciałem jeszcze dłużej tutaj zostać i odpocząć.

Bowiem jutro również nie mogłem zobaczyć kobiety, za którą me serce szalało, bo musiałem zająć się sprawami samorządu uczniowskiego. A to, że potrafiłem i tak najlepiej każdy przedmiot od każdego, nawet na niego nie chodząc, przydzielono mi czasochłonne, lecz nie trudne zadania dodatkowe. Ale na szczęście tylko na dwa tygodnie.

Otworzyłem mozolnie powieki i podskoczyłem w środku siebie, gdy ujrzałem... Anyę.

Stała w drzwiach ze swoimi słodkimi i badającymi mnie oczkami.

Stay With Anya || One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz