ROZDZIAŁ II

115 14 1
                                    

Miłego czytania, zachęcam do głosowania!⭐

_________________K.K__________________

 Patrzy wprost, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Ja również patrzę wprzód, czasami ukradkiem spoglądając na niego.

Rozglądam się po terenie, ale jedyne, co widzę to wysokie iglaste drzewa. Każde z nich jest niemal identyczne. Pomiędzy nami panuje głucha cisza. To dobrze, Ponieważ znów wypale coś, czego mogę potem żałować.

Wytężam wzrok i widzę duży obiekt znajdujący się niedaleko. Przed nim dostrzegam również czarną bramę, do której się zbliżamy.

Budynek jest wielki, ma wiele okien. Idealnie wtapia się w leśną akustykę. Ma ciemny dach i zadbany ogród.

Mężczyzna otwiera furtkę i co dziwne przepuszcza mnie pierwszą. Doceniłabym to, ale na pewno nie w okolicznościach, w których to zrobił.

Rozglądam się po obszernym ogrodzie. Nie żartuje, naprawdę jest ogromny. Choć czas złotej jesieni zdążył przeminąć, to ogród nadal wygląda zjawiskowo.

Zdobią go liczne równo ścięte krzewy. Trawa skoszona jest jak od linijki. Nie brakuje w nim rzeźb
przypominających tę, z epoki baroku.

Idziemy bo betonowej ścieżce. Przy bokach zamontowane są lampy, które robią niezły efekt. To przez ich światło widzę, jak wygląda ogród.

Po chwili znajdujemy się przy drzwiach frontowych. Brunet wyjmuje z kieszeni klucze i wkłada je w zamek. Drzwi uchylają się, a ten znowu mnie w nich przepuszcza.

Wchodzę, bo nic innego nie pozostaje mi do wyboru. Niemal nie krztuszę się, gdy widzę jak wygląda wnętrze willi. To jakiś pierdolony zamek.

Podłoga wyłożona jest połyskującymi płytami. Z dwóch stron rozgałęziają się szerokie szare, zadbane, kamienne schody z wyszukanymi barierkami. Górę zdobi ogromny kryształowy żyrandol. Wisi tu wiele ogromnych obrazów przedstawiających ważne osobistości.

Na ogromnej antresoli, którą podpierają filary, kolorem pasujące do schodów, dostrzegam czarny  fortepian. Niżej mieści się okrągły niewielki stolik z połyskującym blatem. Tuż za nim elegancka sofa w starym stylu, odpowiadającą odcieniowi blatu. Wszystko idealnie do siebie pasuje.

W całym obiekcie panuje głucha cisza. Przeraża mnie fakt, że nie ma tu nikogo prócz nas.

Nieznajomy prowadzi mnie przez schody. Przełykam ślinę ostatni raz patrząc za siebie. Wchodzimy w jeden z korytarzy. Jak zdążyłam zauważyć, wszystkie z nich są niemal identyczne. Zdobią je ozdoby z kamienia, każdy z nich ma podłogę wyłożoną ekstrawaganckimi kafelkami i wszystkie mają taką samą ilość drzwi.

Otwiera jedne z nich na końcu korytarza i wpuszcza mnie do środka.
Mrugam kilka razy. 

Przed moimi oczami ukazuje mi się sypialnia od której niemal kipi luksusem. Ściany są matowo czarne. Na środku stoi rozległe łóżko. Jego wierzch zdobi kilka narzut. Jedna ma kolor ciemnego beżu położona jest równo, niemal jak od linijki, na powierzchni łóżka. Druga, mniejsza leży natomiast w jego poprzek. Odcieniem dopasowuje się do koloru ścian. na nim dużo poduszek, jednak to dwie największe przykuwają moją uwagę. Są dokładnie uszyte a ich boki zdobią falbanki. Obie zrobione są z jedwabiu podobnie jak zakończenia jednej z narzut. Nad łóżkiem wisi kilka wąskich obrazów, a obok niego  szuflada w kształcie sześcianu.

Patrzę w bok, widzę duże okno podzielone na dwie części. Obie przedzielone są dekoracyjne kwadraty. W rogu stoi drobna welurowa kanapa w ciemnym kolorze. Przed nią mieści się niewielki okrągły stolik na cienkich nogach, które na końcu się łączą. Podłoga ułożona jest z płyt ciemnego drewna. Na niej stoi duży dywan, który zachodzi pod łóżko. Z sufity zwisa żyrandol. Nie jest podobny do tego, który wisi na wejściu. Ten jest zdecydowanie mniejszy, ale nadal nie mały. Składa się z kilku części. Które stopniowo zmniejszą się od dołu.

Rozglądając się, nie zauważam kiedy jego dłoń puszcza moja rękę, a drzwi zamykają się z trzaskiem. Wzdrygam się i natychmiast odwracam głowę, chcąc zaprotestować, ale jest już za późno.

Mężczyzna znika z moich oczu, a drzwi pozostają zamknięte. Nie powiedział do mnie słowa, zanim je zamknął.

Łapie za klamkę, mając nadzieję, że może ich nie zamknął, ale jestem w błędzie. Zaciskam zęby i rozglądam się ponownie po pokoju. Moja waleczna natura nie pozwala mi siedzieć w miejscu i zaczynam szarpać za klamkę. Ciągnę, jak mniemam z dużą siłą, ale drzwi ani drgną.

– Kurwa. – Mruczę pod nosem, marszcząc czoło

Mój oddech przyspiesza. Nie wierzę że dałam się wciągnąć obcemu pojebowi do pokoju z zamkiem i to bez większego oporu.

Chodzę w kółko po pomieszczeniu. Nerwowo zaciskając pięści. Z jednej strony jest wściekła a z drugiej podszyta strachem.

Moment potem jedna z nich ląduje na drzwiach. A potem kolejna. Uderzam w drzwi.

– Halo?! – Zaczynam zdzierać sobie gardło, ale kolejne słowa padają znacznie cichszym tonem – Proszę mnie wypuścić.

Mój ton cichnie, gdyż, zdaje sobie sprawę, że prowokowanie kolesia nie polepszy mojej sytuacji.

Nie dokońca wiem co robię, ani dlaczego do cholery używam zwrotów grzecznościowych. Nie chcę go znowu widzieć, ani nie chcę być dla niego uprzejmą, ale ktoś musi mnie stąd wypuścić, a nazwanie ma głos człowieka, który trzyma spluwę gdzie popadnie pojebem chyba nie wywróży mi dobrze.

A jeśli nie wypuści mnie on, to raczej nie zrobi tego nikt inny.

Po dwudziesto minutowym uderzaniu w drzwi odpuszczam. Opieram głowę o nie głowę i zasuwam się do pozycji siedzącej.

Opadam na sofę i postukuję opuszkami palców o stolik przednim.

Po chwili wstaję i znów zaczynam krążyć po pokoju. Czuję jak gotuje się we mnie krew. Adrenalina i strach mieszają się.

                      
                            Aaron

Wchodzę do biura i trzaskam drzwiami. Poziom mojego wkurwienia wychodzi poza pierdoloną skalę.

Odszukuje telefon w kieszeni spodni i  wybieram numer do ojca. Rzucam urządzenie na dębowy blat biurka i włączam na tryb głośnomówiący.
Odbiera niemal natychmiast.

– Pojebało cię do reszty? – Sycze głośno, a powietrze aż gęstnieje

– Grzeczniej, szczeniaku. – Odpowiada oschłym tonem – Powinieneś być wdzięczny za przysługę.

– Przysługę? – Prycham gorzko bez krztyny rozbawienia – Kim ona do kurwy nędzy jest?

– Twoją przyszłą żoną. –  Mówi bez ogródek

Niemal nie przypierdalam ręka w szklaną popielniczkę, która stoi na ciemnym dębie.

I całe szczęście, że umiem nad sobą panować, bo dałem za nią więcej siana niż ludzie za domy.

– Domyślam się, że nie ma o tym pojęcia. – Opieram ręce o blat biurka

– A kto wziąłby z tobą ślub mając o tobie pojęcie? – zaciąga się papierosem, a ja wypuszczam powietrze

– Nie jestem chujem – Urywam – Zwrócę jej wolność

Nie następuje nawet chwila ciszy, bo ojciec odzywa się natychmiast po moim słowach. Tym razem dużo bardziej ofensywnie.

– Tylko spróbuj, smarkaczu, a przysięgam, że kiedy tylko noga tej suki przekroczy teren poza bramą to nasi ludzie rozstrzelą ją w ciągu ułamka sekundy.

– Nie masz pierdolonego prawa- – Nie dokańczam

– Nie testuj mojej cierpliwości,
Aaron. – Przerywa mi niemal natychmiast i opanowuje swój ton – E-mailem prześlę ci szczegóły śluby. Nie spierdol postawienia jej do pionu, bo nie ręczę za siebie.

Po tych słowach słyszę koniec połączenia, a poziom mojego wkurwienia wcale nie opada, wręcz przeciwnie - zwiększa się.

Siadam na fotelu i opieram głowę o zagłówek fotela. Zdaję sobie sprawę z tego, że ojciec nie żartuje.

__________

My mafia loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz