• little party in house •

8 1 0
                                    

Wczoraj z Noah'em i Esther do późna oglądaliśmy filmy na różnych kasetach. Przez późną porę całą trójką zasnęliśmy na kanapie. Obułam się z lekkim bólem kręgosłupa uniosłam głowę z torsu ciemnego blondyna sprawdzając przy tym godzinę na zegarze wiszącym na ścianie. Była godzina dziesiąta dziesięć. Ziewnęłam i przeciągając się wstałam z kanapy chcąc skierować się do kuchni by bez szelestnie i po cichu zrobić śniadanie moim gościom przy okazji sprzątając salon oraz kuchnię. Kiedy zabierałam talerz ze stołu zobaczyłam jak Noah się przebudza na co się uśmiechnęłam.

— Dzień dobry śpiochu.— przechodząc do kuchni poczochrałam jego włosy. Weszłam do kuchni słuchając stękanie chłopaka, że dopiero lakierował włosy mimo tego, iż przeżyły one nic przez co lakier już zapewne nie spełniał swojej funkcji. Jednak po chwili do mnie podszedł pomagając w robieniu śniadania.

— Ugh.. jak to ustrojstwo się włącza!?— zapytał wkurzony na mikrofalówkę, która sprawiała mu kłopot w obsłudze.

— Debilu musisz kliknąć tu a potem minuty, co ty nie masz mikrofalówki w domu?— wskazałam patrząc na chłopaka, który drapał się po karku.

— Oczywiście, że mam! Ona po prostu działa inaczej.— powiedział oburzony krzyżując ręce oraz ustawiając grzanki na minutę w mikrofalówce.

— Albo twój mózg inaczej działa.— powiedziałam pod nosem tak aby chłopak to usłyszał przez co mnie szturchnął lekko.

— Możecie być ciszej? Nie którzy chcą spać!— we dwoje spojrzeliśmy na Esther, która rozłożyła się na kanapie dając poduszkę na głowę.

— I tak kochana musisz wstać bo zaraz będzie śniadanie.— powiedziałam zmywając ostatnią miskę. Brunetka przekręciła oczami i z powrotem opadła na kanapę. W między czasie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

— Ja otworzę!— Brunetka zerwała się z kanapy podbiegając do drzwi na co się lekko zaśmiałam.— Em.. Naya, to chyba do Ciebie.— Dziewczyna wychyliła się zza drzwi łączące się z salonem. Zakręciłam wodę, która leciała z kranu i podeszłam do drzwi. W nich stał Jeremy, tym razem bez Michael'a. Chciałam od razu zamknąć drzwi przed ryjem tego palanta jednak sytuacja się powtórzyła. Blondyn podłożył nogę pod drzwi uniemożliwiając mi ich zamknięcie.
Wzięłam głęboki wdech i opierając się o framugę spojrzałam na niego.

— Czego, kurwa, co?— powiedziałam od razu patrząc na niego. Chłopak nerwowo drapał się po karku jedną ręką bo drugą miał za plecami, a ja bardziej zmarszczyłam brwi.

— Naya ja.. — przerwał by wziąć wdech.— Jest mi tak strasznie głupio.— mówiąc to zrobił tak smutną minę, że mnie samej się przykro zrobiło.— Naprawdę nie wiem jak mam Cię przeprosić. Żałuję bardzo, że nie dotrzymałem obietnicy. —na jego słowa przewróciłam oczami.— Błagam Naya. Wybaczysz mi?— zza pleców wyjął bukiet czerwonych róż. Bukiet był bardzo ładny jak na to, że chłopak go wybierał. Spojrzałam z uniesioną brwią na jego zaszklone oczy. Wypuściłam powietrze z ust i delikatnie się uśmiechnęłam w stronę chłopaka.

— Niech Ci będzie.— wzięłam od chłopaka bukiet przytulając się do niego. Nie za bardzo przepadałam za różami. Zdecydowanie bardziej wolałam goździki lub też zwykłe tulipany bądź co najlepsze słoneczniki. Gdyby był to bukiet ze słoneczników rzuciłabym się na chłopaka. Jedyne róże jakie mi przypadają do gustu to białe. Czułam jak blondyn mnie oplata swoimi ramionami na co nie wiedzieć czemu lekko się spięłam.

— Chcesz wejść? Akurat robimy śniadanie.— zaproponowałam na co chłopak się skrzywił.

— Robimy?— zapytał drapiąc się po karku z uniesioną brwią.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 30 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Black out DaysWhere stories live. Discover now