I

59 6 4
                                    

-Wolne?

   Weszliśmy do przedziału w którym siedział chłopak czytający książkę. Nam zbytnio to nie przeszkadzało, a reszta miejsc była zajęta więc nie bardzo mieliśmy wybór. Czytający chłopak podniósł głowę, a mnie(wstyd sie przyznać) zatkało. Nie wiem, co bardziej przykuło moją uwagę: miodowe, duże oczy czy blizna wiodąca od lewego oka przez nos do dołu prawego policzka.

-Tak-odpowiedział niepewny chłopiec

-To świetnie. Jestem James, a to Syriusz. A ty jesteś...-Mój nowy przyjaciel, poznany na peronie, przestawił nas dosyć przyjaźnie.

-Remus, miło was poznać.-Odpowiedział brązowooki.

* * *

-Kawa, herbata, słodycze!-starsza pani zajrzała naszego przedziału-Chcecie coś z wózka, kochaneczki?

-Tata polecał mi ciasteczka dyniowe, ponoć tylko tu są tak dobre.-powiedział okularnik, uśmiechając się do kobiety swoim szelmowskim uśmiechem a potem popatrzył po nas i odezwał się ponownie-poproszę trzy i czekoladowe żaby, też trzy.

    Kobieta podała mu zamówienie, a chłopiec zapłacił. Gdy staruszka odeszła, wręczył po ciastku i żabie dla każdego z nas. Remusa zatkało.

-Słuchaj, j-ja oddam ci kase jak będę miał o-okej? Teraz n-nie bardzo mam jak ci zwró...-zaczął się jąkać, próbując dobić targu z Jamesem

-Nic mi nie zwracaj, to za pozwolenie nam na towarzyszenie sobie w podróży-przerwał mu z uśmiechem i wiedziałem, że chłopiec skapituluje.

* * *

-GRYFFINDOR!

     Ceremonia przydziału trwała w najlepsze. Okularnik zeskoczył ze stołka i szybkim, odważym krokiem przeszedł do stołu domu Lwa.

-Lupin, Remus!

      Drobny chłopiec podszedł do stołka i na nim usiadł. Tiara spokojnie opadłaby mu na twarz, gdyby nie jego wyglądające na puszyste, brązowe loki.

     Tiara zastaniawiała się dosyć długo nad przydzieleniem go do domu. W Sali słychać było pojedyncze szepty. Wreszcie czapka przemówiła.

-Rawe...albo nie...GRYFFINDOR!

      Wśród oklasków słychać było westchnięcie ulgi opuszczające usta szatyna. Wśród wiwatów podszedł do stołu otoczonego szkarłatem. Usiadł koło Jamesa, który zrobił mu miejsce.

-Black, Syriusz!

     Podszedłem do stołka, usiadłem na nim i po chwili już słyszałem głos Tiary. -Hmmmm...pomyślmy. Cała twoja rodzina była w Slytherinie, prawda? Jednak mam wrażenie, że ty tam nie pasujesz. Znalazłeś sobie znajomych, oboje są w Gryffindorze... To takie trudne...Widzę, że jesteś w stanie dokonać wielkich rzeczy... A więc niech będzie...GRYFFINDOR!

       Ostatnie słowo usłyszała cała szkoła. Wstałem, i uradowany podszedłem do stołu Lwa. W połowie drogi jednak do mnie dotarło to, co się właśnie stało. Zostałem przydzielony do Gryffindoru... Od kilkunastu pokoleń każdy Black trafiał do Slytherinu...Jak moi rodzice się dowiedzą...
Podszedłem do nowych przyjaciół i usiadłem naprzeciwko nich. Zapowiada się ciekawie...

* * *

      5 lat później przemierzałem pociąg szukając przyjaciół. Zgubiłem ich zaczepiony przez Krukonkę z równoległej klasy. Jako szkolny Casanova coraz częściej miałem okazję do spotkań z zainteresowaną płcią przeciwną. Jednak nie bardzo się do tego przykładałem. Nie czułem do żadnej z zaczepiających go dziewczyn nic. Sam często zastanawiałem się, co jest ze mną nie tak. James wciąż kręci się koło Lily, a Remus to Remus, on nie wykazuje zainteresowania niczym poza nauką. Ale ja, przecież mam tyle opcji, czemu do żadnej z dziewczyn nie czuje tego co powinienem przy tylu możliwościach?

      Całe lato spędziłem na zmianę u Remusa i Jamesa. W domu nie bardzo mnie chcieli, o czym łaskawie mnie poinformowali w poprzednie święta. Poinformowali to może niedokładne określenie, oni mnie torturowali. Cruciatus, okropna klątwa, idealna by używać jej na  piętnastoletnim Gryfonie "zdrajcy krwi", prawda? Tak przynajmniej myśleli moi rodzice, do których się nie przyznaję, tak jak z resztą oni do mnie. Od feralnych świąt ani razu nie zaszczyciłem ich wizytą, listem ani czymkolwiek innym. Przysiągłem sobie, że nigdy już tam nie wrócę. Mam cudowne wspracie wśród rodziny Jamesa i Remusa. A jak już o nich mowa...

      Znalazłem swoich przyjaciół w jednym z ostatnich wagonów. Usiadłem naprzeciwko wilkołaka, a ten podniósł głowę i się uśmiechnął. Jaki on jest piękny jak się uśmiecha...

-Gdzie żeś ty był? Chłopie zwariujemy tu kiedyś przez ciebie.-Powiedział brązowowłosy z udawaną powagą. Po chwili jednak wybuchnął śmiechem i popatrzył na Jamesa, również rozbawionego do granic możliwości.-Żebyś ty widział teraz swoją minę...-wydusił pomiędzy napadami śmiechu.

       Zaczerwieniłem się lekko i próbowałem to zakryć włosami, co chyba mi się udało. Tylko ja znałem prawdziwy powód swojej dziwnej miny. Ja się po prostu na ciebie zapatrzyłem, wyglądsz cudow... STOP SYRIUSZ O CZYM TY MYŚLISZ

    Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad swoją orientacją. To przecież niemożliwe, by przy tylu kobietach nie czuć nic, a widząc swojego przyjaciela mieć nogi jak z waty i automatyczny rumieniec. Ale to na pewno niemożliwe... Przecież nie zakochałbym się w mężczyźnie, w dodatku swoim przyjacielu, prawda?
*
*
*
*
No więc mamy pierwszy rozdział. Osoby, które już kiedyś to czytały, mogą być wkurwione za moje mieszanie tej książki jak Syriusz alkoholi (sorry musiałam) ale to już oficjalna wersja i tu postaram się rozdziały dodawać regularnie(moze raz w tygodniu?) A do zmian zaliczam:

-zmiana perspektywy z 3 osoby na punkt widzenia Syriusza.

-uznałam że książkę zacznę wspomnieniami wyżej wspomnianego. Takie lekkie wprowadzenie do mojego wyobrażenia ich poznania. Dzięki temu łatwiej będzie zrozumieć moje myślenie itp.

No to to tyle z ogłoszeń parafialnych, eee zapraszam na mojego tiktoka, na którym również pewnie będzie pojawiać się coś z naszymi kochanymi Huncwotami.

TT: martynabones.

Zachęcam do komentowania tego ci wam nie pasuje. Uważam że konstruktywna krytyka(nie mylić z hejtem bo to dwie różne rzeczy) kształtuje autora i zachęcam do niej🫶

Dobra już nie będę was męczyć, pozdro i nara
MartynaBones

𝓦𝓱𝔂 𝓷𝓸𝓽 ?~~WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz