#30

16 0 0
                                    


Koło osiemnastej byłam już gotowa. Castor miał przyjechać dopiero za pół godziny, ale miałam takiego stresa, że szykowałam się już od południa. Ba, jak tylko wstałam rano, napisałam do Belli, żeby mnie zmotywowała na dziś i oczywiście ona miała więcej entuzjazmu niż ja. Cieszyła się, że spędzi czas z Casem poza szkołą i pozna go w trochę innym świetle. Cóż, miała trochę racji i przykro mi było, że Mike nie był taki pozytywny jak jego przyjaciel.

Poprawiałam pofalowane włosy, kiedy do pokoju weszła Veronica. Oczywiście bez pukania i lekko mnie tym wystraszyła.

- Wow... - zakryła usta małą rączką, udając zaskoczenie.

- Nie wygłupiaj się. Powiedz tylko, czy jest bardzo źle.

- Wyglądasz lepiej ode mnie wczoraj. Nie było cię i mama musiała mi zrobić z włosami i pomalować mi oczy.

- Hej, nie wiedziałam, że masz to zaraz po szkole. Nie mówiłaś, że to tak wczas.

- No... bo zapomniałam.

- Masz jakieś zdjęcia? Do domu przyszłaś już ubrana w spodnie.

- Mama ma na telefonie, zaraz ci pokażę.

- Ok, no i co sądzisz? Mam zmazać tą szminkę? - zapytałam, patrząc w swoje odbicie w lustrze, ale widziałam tam też minę Veronici. Krzywiła buzią, jakby nad czymś myślała.

- A będzie tam Mickey?

Uniosłam brwi zaskoczona jej pytaniem. Że co proszę?

- A może będzie.

- To zostaw.

- Haha, jaki znawca z ciebie.

Zaśmiała się, chowając buzię za dłońmi. Nie rozumiałam, co miała w głowie i chyba nie chciałam tego wiedzieć. Fajne jednak było to, że brała pod uwagę Mickeya. Choć teraz nie było to za bardzo wskazane.

Chociaż... Czy mogłabym swoim wyglądem zrobić mu na złość? Wyglądać najlepiej na świecie, żeby żałował swojego zachowania?

Durna ja, przecież nie podobam mu się pod względem fizycznym...

Na ekranie telefonu pojawiła się wiadomość, która informowała, że Castor już jedzie. Oczywiście napisała to Isabelle i razem zmierzali do mnie. W ogóle było to takie dziwne, że chłopak, który był naszym wrogiem, oficjalnie podrywał moją przyjaciółkę i jeszcze zaczynał kumplować się ze mną. Trzymałam go na lekki dystans, ale z racji relacji z Bellą, musiałam być całkiem blisko. Dał się lubić i był zupełnie inny niż kiedyś i jak przedstawiał mi go Mike.

Było to conajmniej dziwnie zaskakujące.

Poprawiłam trochę krótkawą spódnicę i zeszłam na dół. Nie chciałam widzieć się z rodzicami, żeby oszczędzić sobie wstydu swoim wyglądem, ale było to nieuniknione, bo kręcili się po dole. Eh.

- O kurde, wy też gdzieś idziecie? - zapytałam, kiedy zobaczyłam mamę w obcisłej sukience i z maską na oczy w ręce.

- Nie mówiłam Ci?

- No chyba nie bardzo. A co z Ver?

- Angela z końca drogi przyjdzie tu na noc. Obiecałam jej, że mogą do oporu oglądać telewizję - mrugnęła do mnie cała rozpromieniona, co oznaczało, że naprawdę chciała iść gdzieś z tatą.

Angela była dziewczyną starszą ode mnie o dwa lata. Kiedyś czasami chodziłyśmy razem na nogach do szkoły, ale jakoś zbytnio się nie przyjaźniłyśmy. Dwa lata różnicy wśród dzieci to nieraz bardzo dużo i tutaj właśnie tak było. Ja drobna i nieśmiała, a ona wysoka, postawna i zawsze podchodząca do wszystkiego z entuzjazmem. Szczerze mówiąc, nie lubiłam jej.

Nowe WartościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz