#16

19 1 0
                                    


Obudziłam się z bólem głowy. Pulsował od lewego ucha aż po prawą skroń. Przyłożyłam dłoń do czoła, chcąc aby ulżyło, ale tylko na sekundę było lepiej. Pomijając ostatnią chorobę - głowa o dziwo bolała mnie od wielkiego dzwonu. Na prawdę rzadkością to było, bo zwykle też dbałam o dobry sen o normalnych porach oraz o dobre nawodnienie.

Tym razem jednak mój organizm zastrajkował. Udowodnił mi, że źle się dzieje i powinnam przestać. Powinnam powrócić do dobrych nawyków.

Poprzedniej nocy poszłam spać dość późno jak na mnie, a tej... nawet nie pamiętam, o której. Zasnęłam z telefonem w ręku, bo jak głupia przeglądałam zdjęcia. To znaczy teraz wiedziałam, że było głupotą siedzenie do późna, ale wtedy musiałam przeanalizować zachowanie Mickeya.

Nie doszłam jednak do niczego nowego. W zasadzie to tylko oglądałam jego samego.

Wysłał mi chyba swoje najlepsze zdjęcie. Stał oparty o ścianę, miał założone ręce na piersi i patrzył centralnie w aparat, przez co miałam wrażenie, że patrzy konkretnie na mnie. Umiał w zdjęcia i nawet sama zapominałam, że jest funkcja samowyzwalacza, a ona robiła robotę, jeśli chodziło o świetne selfie.

Zakładając ręce na piersiach, napięły się mięśnie, które na codzień nie wyglądały na tak zbudowane. Byłam zaskoczona, ale chciałam patrzeć jeszcze i jeszcze. Chciałam może nawet i... dotknąć.

Nie wiedziałam, co się ze mną działo, nie było to uczucie znane mi na codzień. Zwykle nie oglądałam tak wnikliwie niczyich zdjęć, ale on... sprawiał, że chciałam patrzeć. Ciekawił mnie. Tylko czy to było spowodowane naszym pogodzeniem, czy czymś innym?

Podniosłam się z łóżka, żeby sięgnąć po butelkę z wodą, którą zawsze miałam przy sobie. Potrzebowałam dużego nawodnienia, żebym mogła doprowadzić się do właściwego stanu.

Opróżniłam ją praktycznie do połowy i dopiero wtedy wstałam, aby się przebrać z piżamy w jeansy.

Ból wydawał się być już łagodniejszy, więc mogłam zejść na śniadanie. Naszym zwyczajem w każdą niedzielę było wspólne jedzenie posiłków. Był to jedyny dzień w tygodniu, kiedy wszyscy  mogliśmy usiąść przy stole i porozmawiać. Zwykle śmialiśmy się z jakichś sytuacji, tata opowiadał o klientach, mama o biurze, a z Very siłą wyciągało się wieści z przedszkola. Nie lubiła opowiadać, uważała, że to co się tam dzieje - tam powinno pozostać. Nie powiem, dość ciekawa uwaga jak na jej wiek.

Ze mną zaś rozmowy opierały się o szkołę. Zawsze. Jakie oceny, zadania, czy nauczyciele lecą z materiałem. Jak sobie radzę. Zawsze tak samo. Nie powiem, bo lubiłam nasze niedziele, ale powoli zaczynało mi się nudzić. Teraz miałam inne zagwostki niż nauka.

- A u ciebie, Lauro, coś nowego? - zapytał tata, przeżuwając kolejną kanapkę.

- Piątka z historii, ale chyba widziałeś na dzienniku, robię projekt u pani Greenfield, no i...

- Ten projekt razem z Mikiem, tak? - podniosłam głowę z nad talerza, bo zaciekawił mnie jego ton.

- Właśnie ten.

- I jak wam idzie? Chyba dziwnie spędzać wspólnie dzień?

Czy mam mu powiedzieć, jak jest, czy udawać, że umiem kłamać?

- W zasadzie to... myślałam, że będzie gorzej - zerkłam szybko na mamę, a ona na tatę. Porozumiewali się między sobą, jakby wiedzieli, co jest na rzeczy, ale nie byłam pewna, więc mówiłam dalej. - Siedzieliśmy cały dzień w jednej ławce. Dało się wytrzymać, ale przez to Isabelle dostał się Castor i ona chyba mniej sobie radzi.

Nowe WartościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz