Rozdział 4

846 26 11
                                    

  Weekend zleciał zdecydowanie za szybko, przez to całe zamieszanie kompletnie zapomniałam o mojej rozmowie z Collins'em.
Wstałam dużo wcześniej niż zazwyczaj, bo chwilę po piątej, musiałam wyglądać jeszcze lepiej niż poprzednio. Na twarz nałożyłam taką szpachle jakiej jeszcze świat na mojej buzi nie widział, mimo iż średnio umiałam robić kreski, to te wyszły mi zaskakująco równo i ładnie. Ubrałam krótkie jeansy i czarną koszulkę , starałam się korzystać z ostatnich promieni słońca, co do włosów starałam się zrobić jakąś nową fryzurę, tak aby nie skończyć znów na kucyku. Stwierdziłam, że dzisiaj jednak spróbuję zakręcić włosy za pomocą prostownicy. Obejrzałam kilka filmików na ten temat, ale nic mi to nie dało, bo wszystkie wyglądały zbyt... no... tak jakbym szła na komunię. Skończyło się na tym, że zrobiłam sobie delikatne fale, prysnęłam je lakierem, który miał i utrwalić moją fryzurę, ale również nadać błysku. Niestety na moich włosach nie było widać efektu błysku, dlatego zdecydowałam się, że użyje brokatu do ciała i włosów. Słońce zaczęło wschodzić, a ja faktycznie dostrzegałam efekt mieniącego się pięknie, złotego brokatu.
  Dwadzieścia minut przed zaczynającymi się zajęciami zeszłam na dół gdzie czekała na mnie już moja mama.
- Jedziemy, bo znowu się spóźnisz.
Ava zaczynała się na mnie patrzyć, tak jakby trochę nie dowierzała co się ze mną stało, jednak wróciła do zakładania butów, sprawdziłam ostatni raz telefon i schowałam go do kieszeni spodni.

                                           {•}

Chwilę po przekroczeniu szkolnego progu ujrzałam kilka nie znanych mi postaci ubranych w jakieś białe fartuchy,  jednak przeniosłam mój wzrok w stronę mojej szafki. Stał już tam Dylan, Xavier i Clara. Kurwa, zajebiście. Podeszłam tam jak gdyby nigdy nic, otworzyłam szafkę i nie obdarzyłam ich nawet jednym spojrzeniem. Wyjmowałam książki, które będą mi potrzebne na tą lekcje i chwilę tam pogrzebałam czując na sobie ich wzrok. Zamknęłam ją na kluczyk i odeszłam. Po chwili dzwonek zadzwonił i każdy rozchodził się po swoich salach, teraz miałam biologię z Dylanem i Clarą, weszłam do klasy i zajęłam miejsce, na którym zawsze siedziałam z Williams jednak byłam prawie że pewna, że zdecyduje się usiąść z kimś innym, no i się nie pomyliłam. Tym razem siedziałam sama, nie zdarzało się to często, bo na każdej lekcji znalazłam sobie znajomych, ale chyba tym razem będę musiała siedzieć sama. Nawet nie zrobiło mi się przykro z tego powodu, nie wiem dlaczego ale nie byłam smutna ewidentnie potrzebowałam trochę przerwy od przyjaciół. Po chwili wkroczyła dumnie pani Finley, a za nią trzech mężczyzn. Moje spojrzenie spotkało się z oczami sąsiada praktycznie od razu. Co on tu ulicha robił. Na twarzy malowało mu się takie samo zaskoczenie jak mi, ale nie przestawaliśmy wpatrywać sie w siebie nawzajem. Obrócił się na chwilę, a potem znów jego czarne tęczówki napotkały moje niebieskie. Pani Finley mówiła o czymś, ale nic konkretnego nie wspomniała o pojawieniu się tu Collins'a.
Lekcja minęła mi dość szybko, bo w mojej głowie pojawiało się ciągle to samo pytanie. CO ON TU DO CHOLERY ROBIŁ. Gdy zadzwonił już dzwonek, szybkim krokiem udałam się do stołówki i zajęłam pierwsze wolne miejsce. Zrobiłam to tak aby nie musieć patrzeć na moich przyjaciół, zostawiłam rzeczy na krześle i poszłam po tacę z jedzeniem. Dzisiaj serwowali chyba kurczaka z ziemniakami i jakaś sałatką a do tego zawsze dawali sok, mój ulubiony- pomarańczowy. Włączyłam telefon i zaczęłam przeglądać instagrama patrząc na życie w chuj bogatych ludzi, wiedząc że tak czy siak nie będę żyła jak oni nawet po zostaniu dilerem.
- Wolne?
Moja cisza prędko została zakłócona przez gang Collins'a. Pokiwałam głową po czym mój wzrok padł z powrotem na ekran telefonu.
- Michael.
Przedstawił się blond włosy chłopak wyciągając do mnie rękę, która pochwyciłam.
- Mela.
Posłałam uśmiech obydwu mężczyzna, bo obok Michaela siedział jeszcze jeden zgrajek.
- Norbert.
Czarnowłosy mężczyzna przedstawił mi się, nie był brzydki tak samo jak jego kolega miał tatuaże na szyi. No i rodzynek Matthew, usiadł na przeciwko mnie i pokiwał mi głową, nie uśmiechną się nawet.
- Co tu robicie?
Spytałam jeżdżąc wzrokiem po każdym z nich.
- A nawet nie wiem.
Aha.
Blond włosy chłopak ewidentnie miał inne poczucie humoru niż ja, cóż śmieszny żarcik.
- Michael miał na myśli, to że Finley nas zaprosiła żeby coś pokazać.
Pokiwałam porozumiewawczo głową.
Kolejne piętnaście minut jedzenia minęło w ciszy, jednak zostało przerwane przez Michaela.
- Jesteś wolna? - Spytał chłopak, jednak speszył się trochę, czując na sobie spojrzenia wszystkich. - No co? Pytam tylko.
Rzucił nam wszystkim spojrzenie spod byka, muszę przyznać, że takiego pytania się nie spodziewałam.
- Ta...
Zaczęłam jednak Matthew mi przerwał.
Czy on był zazdrosny?
- Nie.
- No i po chuj się za nią wypowiadasz, ogarnia życie to nie dziecko.
- Ma szesnaście lat, ty masz dwadzieścia dwa. Chcesz się w przedszkole bawić?
- Skąd ty wiesz ile ma lat?
- Jesteśmy sąsiadami.
- Och, zatem byłeś u niej na kolacji. - Blondyn kiwnął porozumiewawczo głową, minimalnie prowokując bruneta. - Rozumiem, bo ty się bawisz w związki, szczególnie takie przedszkolne.
Zaznaczył ostatnie słowo. Przysłuchiwałam się wymianie zdań, podobnie jak Norbert.
- Nie mam zamiaru bawić się w związki.
Prychnął brunet skanując wzrokiem Michaela, nie zdziwiłabym się gdyby zaraz nie wypalił mu dziury. Wzrok Matthewa był tak bardzo lodowaty, że mężczyzna przerwał z nim całą kłótnie.
Tak właśnie minęła cała przerwa obiadowa.

{•}

- Chodź.
Usłyszałam znajomy głos za mną.
- Gdzie?
- Twoja mama kazała mi cię podwieść do domu.
- Co?
- No chodź, bo muszę jeszcze jechać do sklepu.
Westchnęłam i wsiadłam do samochodu.
- Wiesz, że otwiera sie kobiecie drzwi?
- To ty nie jesteś dziewczynką? - Zadrwił ze mnie, na co ja tylko prychnęłam i odwróciłam się do szyby. - No nie obrażaj się już.
Zaśmiał się, jezu jaki miał zajebisty śmiech.
Jechaliśmy w ciszy aż w końcu zatrzymaliśmy się przed jakimś sklepem. Mężczyzna spojrzał się na mnie oraz odpiął pasy.
- Mogę iść z tobą?
Matthew pokiwał głową, jednak kiedy chwytałam już za klamkę chłopak pociągnął mnie za rękę po czym wybiegł z samochodu tylko po to aby otworzyć mi drzwi, wyciągnął do mnie rękę pokazując swoje białe i równe zęby w szerokim uśmiechu. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, nieważne jakbym starała się go ukryć, to bym nie potrafiła. Chwyciłam jego rękę i wyszłam z samochodu. Jaki on był kurwa słodki.
Weszliśmy do sklepu, już nie trzymając się za ręce, no bo bez przesady.
- Co chcesz?
- Żelki, te o gumisie.
Poczułam na sobie rozbawione spojrzenie chłopaka, przysięgam żelki to najlepsze słodycze na świecie. Podeszliśmy do kasy nie oczekiwałam jednak, że brunet za mnie zapłaci, no bo nie oszukujmy się cały czas się nie lubimy. W ogóle. Wyciągnęłam telefon żeby zapłacić, lecz mężczyzna mnie wyprzedził i przyłożył telefon do terminalu jako pierwszy.
O nie!! Ale tragedia!
Siedzieliśmy już w samochodzie oboje wpierdalając żelki.
- Ale ładne niebo.
- Jedziemy na plażę?
- Nie mam stroju.
- A masz bieliznę?
Przewróciłam oczami, ale chyba trochę za dużo oczekuję. Nie miałam zamiaru latać przed nim pół naga.
Dojechaliśmy na plażę, Ocean Atlantycki. Chyba najładniejszy ze wszystkich, które do tej pory udało mi się zobaczyć. Bez zastanowienia wbiegłam do wody przednio ściągając moje jeansowe spodenki, jeansy i woda to nie jest dobre połączenie. Miałam na sobie samą koszulkę sięgającą mi do połowy uda( i bieliznę oczywiście) za mną słyszałam głośny śmiech Matthew'a.
O losie.
Woda była ciepła, nagrzana promieniami słońca, które już powoli zachodziło. Chłopak pozostaw w samych bokserkach. Zaczęłam pływać, pierwszy raz od kilku dni poczułam się tak szczęśliwa i wolna. Śmieliśmy się, pływaliśmy, chlapaliśmy. Było naprawdę cudownie. W pewnym momencie chłopak złapał mnie za talię śmiejąc mi się cały czas do ucha, obrócił mnie sprawnym ruchem, tak abym stała przodem do niego. Uniosłam głowę, bo różnica wzrostu między nami była zbyt duża. Cisza. Tylko szum fal. Świat kręcił się tylko wokół nas. Patrzyliśmy się na siebie, plącząc wzrokiem między naszymi ustami a oczami. Jego usta były pełne, różowe i takie... idealne. Ich kąciki uniosły się w delikatnym uśmiechu, zacisnął swoje ręce na mojej tali, podniósł mnie i rzucił mną do wody.
Ała.
Moje szczęście zawsze dopisuje, podczas mojego upadku nadepnęłam na kamień przez co moja kostka wygięła się w literę „L" cholernie mnie bolała.
- Ej co jest?- Podszedł do mnie, bo zobaczył że zaczęłam kuleć.- Boli bardzo?
Tak.
- Nie, ale chcę się ogrzać trochę.
Mężczyzna patrzył na mnie spod byka, ewidentnie wiedział że boli. Mimo iż nie widziałam swojego odbicia to wiedziałam że byłam cholernie czerwona. Było miło, ale się skończyło. Starałam grać tak, aby nie widać było tego, ze nie mogę chodzić. Oprócz faktu, ze niemiłosiernie kulałam to było to do zrobienia. Chłopak westchnął kiedy patrzył na moje starania ruszenia się, podszedł więc do mnie i podniósł. Tak jak dziecko, jedną ręką trzymał moje uda a drugą miał na wysokości moich żeber. Położył mnie na piasku siadając przy mojej prawej nodze.
- Gdzie cię boli? - Zapytał macając okolice kostki.- Tutaj?
Pokiwałam głową o mało sie nie poryczac.
- Nie jest złamana, ale możebyc skręcona. - Zaczął wystukiwać coś w telefonie. - Jedziemy na sor.
- Co? Ja nigdzie nie jadę.
Chłopak westchnął znów mnie podnosząc.
- Niestety, ale chyba nie masz wyboru. Nie bój się, nie zrobią ci krzywdy.
- Nie boję się.
Chłopak uniósł brew patrząc się na mnie po czym prychnął. Strzeliłam go z łokcia w klatkę na co się skrzywił ale cały czas szedł na wprost.
No i tak właśnie poniedziałkowy wieczór skończył się ze skręcaną kostka na sorze.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 30 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz